Ondrej Duda ma propozycje między innymi z FC Koeln i AS Monaco, ale nie może dogadać się z Interem Mediolan, który miał przeprowadzić najwyższy transfer w historii polskiej ligi. Działacze wicemistrza Polski uparli się, że zgarną za Słowaka pięć milionów euro, ale determinacja Włochów najwyraźniej nie jest tak wysoka. Duda deklaruje więc dziś w Fakcie, że na razie nigdzie się nie wybiera. Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd najciekawszych materiałów piłkarskich w codziennej prasie.
FAKT
Interesujący obrót sytuacji na łamach Faktu. Na pierwszej piłkarskiej stronie znajdujemy tytuł: „Ondrej Duda: Zostaję w Legii”. Koniec sagi?
Zostaję w Legii, bo jest mi tutaj dobrze i nie ma sensu nigdzie uciekać na siłę. Nie podpisałem kontraktu z żadnym innym klubem, dlatego skupiam się teraz na pracy – stwierdził reprezentant Słowacji. Działacze wicemistrza Polski na razie mogą obejść się smakiem, bo liczyli na rekordową kwotę odstępnego za Dudę. W trakcie rozmów z przedstawicielami Interu postawili sprawę jasno, żądając przynajmniej pięciu milionów euro (…) Na stole prezesa Leśnodorskiego leżą inne propozycje, m.in. z francuskiego AS Monaco czy z niemieckiego FC Koeln. Duda nie zamierza jednak podejmować pochopnych decyzji.
Trener Cracovii ma problem z Covilo – pomocnik, jeden z liderów zespołu, może stracić pierwsze mecze nowego sezonu z powodu nietypowego urazu. W duży palec stopy wrasta mu paznokieć, powodując duży ból i uniemożliwiający grę.
W innych ramkach:
– Puzigaca: Lech słabszy niż trzy lata temu
– Cibicki strzelił gola w lidze szwedzkiej
– Kupisz zagra w Brescii
Nowy pomocnik Śląska, Marcel Gecov będzie walczył jak pitbull. Ponoć jest walczakiem, który nie przestaje biegać. A przynajmniej tak wspomina go były trener.
Na boisku był nie do zatrzymania, biegał od pola karnego do pola karnego. Rwał się do gry jak pitbull. Zadziorny zawodnik. Taki sam był w szatni, motywował kolegów, zagrzewał do walki. To była przyjemność pracować z takim piłkarzem – mówi Jakub Dovalil, wieloletni trener czeskiej młodzieżówki. Poza boiskiem Gecov zmienia się nie do poznania, jest bowiem właścicielem dużej firmy projektującej wnętrza. – Już wtedy zwracał uwagę na detale, których nikt inny nie dostrzegał. Chciał coś zmienić w wystroju szatni. Przed świętami wszyscy do niego przychodzili, żeby pakował prezenty.
No nieźle, żeby się nie okazało, że facet przyjechał dekorować szatnię, a nie grać w piłkę. Ale idźmy dalej – do wywiadu z Filipem Modelskim. „Moje fanki muszą obejść się smakiem”, ponoć mówi. Modelski ma fanki? Sądząc po zdjęciach, bardzo chciał wykorzystać swoje pięć minut w gazecie.
Poznał pan smak McDonalds’a?
– A kto nie poznał?! Wszystko jest dla ludzi. Trzeba wiedzieć, kiedy tylko można sobie na fast fooda pozwolić.
Wspominał pan, że jedyne puchary w których grał pan to młodzieżowe rozgrywki pucharowe w Anglii. Występował pan w nich regularnie?
– Tak. I wciąż na „mojej” prawej obronie. Młodzieżowe puchary, czyli Youth Cup nastolatków, cieszyły się w Anglii ogromną popularnością, szczególnie gdy wchodziły w decydującą fazę. Na mecz Arsenalu na stadionie Emirates na finał przyszło ponad 30 tysięcy ludzi.
Paul Pogba dzisiaj gwiazda Juventusu też brał udział w Youth Cup.
– Grałem przeciwko niemu, gdy występował w Manchesterze United. Już wtedy Francuz miał opinię ogromnego talentu. Świetnie pamiętam nasz mecz z United, przegraliśmy u siebie, a dwóch kolegów ze środka pomocy, grających na Pogbę powiedziało, że na takiej karuzeli to oni się jeszcze nie kręcili (śmiech).
Iza Koprowiak opisuje z kolei jak Teodorczyk wraca do zdrowia.
Milion myśli napływało mi do głowy: czy konieczna będzie operacja? Gdzie się rehabilitować? Monachium, Barcelona, Łódź? Mnóstwo pytań się pojawiało, a ja musiałem szybko znaleźć na nie odpowiedź – wspomina. Władzom Dynama zależało, by leczył się u nich, proponowali konsultacje w najlepszych klinikach, w Hiszpanii, w Niemczech. – W końcu uparłem się na Łódź. Ufam doktorowi Kacprzyckiemu – deklaruje zawodnik, który każdego ranka stawia się w łódzkiej klinice Ortomed. Dziś wchodzi do salki już bez gipsu, ale jeszcze o kulach, które odrzuca zaraz po przekroczeniu progu.
GAZETA WYBORCZA
Poniedziałkowa GW zawsze jest ciekawą propozycją dla fanów sportu, ale o piłce nożnej tym razem niedużo. Iker w Porto, pusta madrycka bramka.
“Pragnę tylko, żeby dziecko urodziło się zdrowe. A poza tym chcę, żeby to była dziewczynka i żeby nie lubiła futbolu, tak jak jej matka” – czytamy na początku książki “Iker Casillas. Skromność mistrza”. Na szczęście dla całego futbolowego świata życzenie Marii Carmen Fernandez się nie spełniło. Na świat 20 maja 1981 roku w Madrycie przyszedł chłopiec, któremu jeszcze przed narodzinami wielką karierę przepowiedział baskijski sprzedawca. “Twoja pociecha zrobi karierę w Realu Madryt” – usłyszała ciężarna matka Casillasa podczas zakupów w jednym z obuwniczych sklepów w Bilbao. Niespełna 10 lat po przepowiedni ekspedienta z Bilbao Jose Luis Casillas udał się do Madrytu i zgłosił syna na testy do stołecznego klubu. Niestety pierwsza próba skończyła się fiaskiem. W klubie uznano, że dziewięcioletni Iker jest jeszcze zbyt mały. O utalentowanym chłopcu z Mostoles jednak nie zapomniano. Kilka miesięcy później Casillas otrzymał oficjalne zaproszenie na testy i związał się z Realem Madryt na najbliższe 25 lat.
Jak Ekstraklasa wyda pieniądze z rekordowego kontraktu telewizyjnego?
Prezesi klubów podzielili prawie 140 mln zł. Najwięcej dostaną uczestnicy europejskich pucharów. Część wypłat będzie uzależniona od wyników nawet na dystansie pięciu lat. Certyfikowanie szkółek ma częściowo sfinansować sponsor tytularny ligi. Odkąd w 2000 r. ligę objęto centralizacją, a prawa kupił Canal+, francuska stacja dała klubom ekstraklasy około 1,3 mld zł. Wtedy liga polska w europejskim rankingu UEFA była sklasyfikowana na 19. pozycji. Dziś mimo pompowanych w nią pokaźnych środków – w latach 2008-11 liga polska miała dziesiąty kontrakt telewizyjny w Europie! – wciąż jest w tym samym miejscu.W rozgrywkach 2014/15 kluby podzieliły się 122 mln zł (sezon wcześniej 115 mln zł). 56 proc. tej kwoty rozdzielono po równo między 16 klubów. Wypłatę kolejnych 38 proc. uzależniono od wyników w dwóch ostatnich sezonach. 4 proc. trafiało do klubów, które sezon kończyły na podium. Blisko 2 proc. – na rekompensaty dla tych, którzy po 30 kolejkach sezonu zasadniczego wylądowali w grupie spadkowej, bo oznacza to mniejsze przychody z innych źródeł.
SUPER EXPRESS
Zaczynamy egzotycznie. Polak ma najlepszą robotę na świecie. Ryszard Orłowski, selekcjoner reprezentacji Anguilli, o swoich przygodach.
Jakie wrażenie wywarła na panu wyspa?
Ogromne. To miejsce dla grubych ryb. Najbogatsi biznesmeni i gwiazdy Hollywood przylatują tu swoimi jetami albo przypływają jachtami. Nie ma sieci fast food czy dużych sklepów. To dziewicza wyspa, jedyna taka na Karaibach. Ma 33 plaże, na których można spotkać znanych ludzi.
To kogo sławnego pan widział?
Właściciela Chelsea Romana Abramowicza, który na sąsiedniej wyspie St. Bath ma dom, a raczej pałac oraz superjacht „Eclipse”, który kosztował go miliard dolarów. Czasem przypływa nim do Anguilli.
Można poczytać, fajna ciekawostka. Anguillla to jedna z najgorszych reprezentacji świata.
Dalej rozmowa z Krzysztofem Mączyńskim.
Emmanuel Olisadebe, który w latach 2008-2010 grał w chińskim Henan, opowiadał, że drużyna była jak oddział wojskowy. Piłkarze razem spali, jedli i trenowali. Pan w Guizhou Rehne też czuł się jak w koszarach?
– Od tamtych czasów wszystko się zmieniło. Przez półtora roku mieszkałem w pięciogwiazdkowym hotelu, miałem do dyspozycji siłownię, saunę, gabinety odnowy. Dowożono mnie na treningi. Chiny to kapitalne miejsce. Życzliwi, pomocni ludzie, mnóstwo z nich mówi po angielsku. Gdy dzidziuś podrośnie, chętnie tam wrócę.
Kuchnia też panu odpowiadała? Próbował pan potraw z psiego mięsa?
– Ktoś, kto w Polsce stołuje się w chińskich restauracjach, tak naprawdę nie ma pojęcia o tamtejszych specjałach. Tylko na miejscu można się przekonać, jak wszystko smakuje. A psa nie jadłem. Chociaż słyszałem, że w biednych dzielnicach ludzie żywili się psami i kotami.
Mamy dziś taki wywiadowy hat-trick, bo na koniec Łukasz Trałka.
Czujesz satysfakcję, że utarliście legionistom nosa? Przed meczem zapowiadali, że do Poznania przyjeżdżają zemścić się za poprzedni sezon.
Nie ukrywam, że dyskutowaliśmy o tym w szatni i ta wygrana dała nam dużo satysfakcji. Przed meczem można mówić różne rzeczy, ale boisko wszystko zweryfikowało i pokazało, kto jest lepszy.
Jesteście już gotowi na walkę o Ligę Mistrzów?
– Przerwa między sezonami była tak krótka, że nie zdążyliśmy zgubić dobrej formy (śmiech). Jeśli z Sarajewem zagramy tak, jak z Legią, to spokojnie ich przejdziemy. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z panujących tam temperatur i agresywnej bałkańskiej gry, ale mecz z Legią pokazał, że jesteśmy dobrze przygotowani.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Lech jedzie do piełka.
Znaczy do Sarajewa. A tam – Bojan Puzigaca.
Jak ocenia pan szanse FK Sarajewo w starciu z poznańskim zespołem?
Lech jest dość zdecydowanym faworytem. To bardzo mocna drużyna, gra w lepszej lidze niż nasza, ponadto ma dobrego trenera. My też jednak jesteśmy silni. No i pierwszy mecz gramy u siebie. Mam nadzieję, że na stadionie zjawi się 30 tysięcy kibiców i stworzą atmosferę. Lechowi nie będzie łatwo. Uważam, że ma 60 procent szans na awans, my zaś 40.
Czy liga bośniacka jest dużo słabsza od polskiej?
– Ustępuje jej głównie pod względem infrastruktury Nie ma takich stadionów, jak w Polsce, takich baz. Cała otoczka wokół piłki jest w Polsce dużo ciekawsza. Pod względem sportowym różnica nie jest aż tak wielka. Cztery pierwsze drużyny – poza nami Zeljeznicar, Zrinjski Mostar, Siroki Brijeg poradziłyby sobie w polskiej lidze. My bez problemu znaleźlibyśmy się w pierwszej ósemce. Gwarantuję to. W Bośni mamy naprawdę dobrych piłkarzy. Tyle ze są niedoceniani, bo wielu gra w takich krajach jak Ukraina, Rosja czy Bułgaria.
Lech do Sarajewa leci z klubowym kucharzem.
Kolejorz drobiazgowo przygotowywał się do wyjazdu na mecz eliminacyjny Ligi Mistrzów. Plan jest do tego stopnia dopracowany, że na pokładzie samolotu znajdzie się miejsce dla ponad 120 kg pokarmów. Wszystko po to, żeby piłkarze przed meczem zjedli takie same posiłki, jak w Polsce. – Chcemy uniknąć reakcji organizmu na zmianę menu – przyznaje klubowy kucharz Artur Dzierzbicki. On do Sarajewa poleciał już w niedzielę. Piłkarze wraz ze sztabem szkoleniowym w stolicy Bośni i Hercegowiny wylądują w poniedziałek w południe, a już półtorej godziny później zjedzą przygotowany przez kucharza obiad. – Gdybym podróżował z nimi, nie zdążyłbym przygotować posiłku – podkreśla kucharz, który do podręcznego bagażu wziął kilka kilogramów składników niezbędnych do zrobienia obiadu.
Henning Berg mówi: po Superpucharze czułem się upokorzony.
Ochłonął pan już po porażce z Lechem? Po meczu prezes Leśnodorski napisał na twitterze „czuję się upokorzony, wyłączam telefon i piję”.
– Ja nie piłem, ale też czułem się mocno upokorzony. To nie był przyjemny wieczór. Obejrzałem mecz kilka razy, jestem rozczarowany. Trudno się grało w Poznaniu, bez wsparcia, które zwykle mamy przy Łazienkowskiej. Szybko straciliśmy gola, po rykoszecie – to odebrało nam pewność. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Lechowi – zagrał dobry mecz, zwłaszcza pierwsza połowa była dla nas trudna. W drugiej goniliśmy wynik, musieliśmy zaryzykować, żeby wrócić do gry. Zabrakło jakości w ataku, by strzelić więcej niż honorowego gola i to musimy poprawić. Wiemy, które rzeczy wymagają korekty, będziemy silniejsi po tej porażce.
W czwartek powiedział Pan, że drużyna jest prawie w optymalnej formie, w piątek – że nie jest. Jaka jest rzeczywista sytuacja?
-Zawodnicy są w dobrej dyspozycji, ale w piątek nie graliśmy na odpowiednim poziomie. Nie wiem, dlaczego. Lech zagrał z wiarą w swoje możliwości. My mieliśmy taką rok temu, po wygranej z Celtikiem w eliminacjach Champions League. Poznaniacy grali bardziej dynamicznie, szybciej niż nasi sparingowi rywale, choć Steaua i Dynamo Kijów to dobre drużyny. Byli świetnie poukładani w defensywie i nie pozwolili nam skonstruować zbyt wielu akcji, świetnie kontrowali Legię. Przy golach mieli szczęście, ale przy tak intensywnej grze los musiał się do nich uśmiechnąć. Nie zdobyli bramek dzięki grze kombinacyjnej, tylko po wrzuceniu piłki w pole karne. Byli od nas lepsi.
Wyżej tekst, z którego wynika, że Norweg nie straci pracy przed startem ligi i pucharami, ale co dość oczywiste – musi zacząć wygrywać. Na kolejnej stronie Marcel Gecov, który rwie do gry jak pittbull. Trochę nuda, poza tym cytowaliśmy już z Faktu. Czy Adam Kokoszka może grać w Śląsku?
Działacze Śląska chcą uzyskać od PZPN i FIFA dodatkowe zapewnienie, ze mogą wystawić Adama Kokoszkę do składu w czwartkowym meczu z IFK Goeteborg. Ich wątpliwości budzi fakt, że obrońca nadal jest zarejestrowany w TransferMatchingSystem jako zawodnik Torpedo Moskwa. TMS to międzynarodowy system obsługi transferów, działający pod auspicjami FIFA. Śląsk tłumaczy, że nie chce podzielić losu Legii. – Owszem, PZPN wydał piłkarzowi warunkowy certyfikat, ale FIFA nadal nie zmieniła jego statusu – tłumaczy prezes Śląska Paweł Żelem.
Co poza tym:
– Wilki nie takie straszne w sparingu z Lechią
– W Zagłębiu transferów już nie będzie
– Paznokieć przeszkodą dla Covilo
Mamy trochę rzeczy, które już cytowaliśmy z Faktu, więc zakończymy tym nieszczęsnym Modelskim. Jeszcze jeden fragment rozmowy:
Jest pan fanem zdrowego odżywiania.
– Nauczyłem się tego w Anglii, będąc w West Hamie. To tam zaszczepiono mi wiedzę na temat świadomości tego, co się je i jaki ma to wpływ na organizm. Spodobało mi się to, zacząłem zagłębiać się w ten temat, pytałem mądrzejszych ode mnie, co, jak i kiedy. Widzę po sobie, że wybór właściwego jedzenia daje efekty. Czuję się bardzo dobrze i jestem gotowy do treningów. W West Hamie mieliśmy dwóch kucharzy, dietetyka. Tam był cały sztab ludzi odpowiedzialnych za dietę. Było od kogo czerpać wiedzę.
(…)
Karol Świderski, pytany kto z zespołu mógłby godnie zaprezentować się w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, wskazał na pana.
Staram się rozwijać nie tylko pod kątem sportowym. Mam wiele zainteresowań. Staram się być na bieżąco z tym, co się dzieje w świecie. Ale Karol wytypował mnie chyba na wyrost.
Filip Modelski, prawdziwy człowiek renesansu. Dobrego dnia.