Lubimy ponarzekać, że mistrz Polski przed eliminacjami do Ligi Mistrzów przypomina skład węgla i papy, ba – wielokrotnie były to narzekania w pełni uzasadnione (nie w tym roku, ale sami dobrze wiecie, że bywało). Szwedzkie Weszło też z pewnością ma dziś pożywkę, bo mistrz kraju, grające rok temu w fazie grupowej Malmo FF, oficjalnie zgłosiło do najbliższych meczów czterdziestodziewięcioletniego trenera bramkarzy, który karierę zakończył w 2006, ale poważne granie w 2001. Absurd wyjątkowy biorąc pod uwagę rangę rozgrywek.
Powiecie – no cóż, figurant na trzeciego golkipera! Może i tak, ale wśród trzech zgłoszonych bramkarzy obok Fedela jest też szesnastolatek Marko Johansson, więc do komfortu daleko. Gdy Fedel kończył przygodę z poważnym graniem, jego -było nie było – dzisiejszy konkurent do składu miał trzy lata.
Jonnie Fedel w Malmo prowadzonym trzy dekady temu przez Roy Hodgsona
Fedel dziś
A tu jego konkurent do składu, szesnastoletni Johansson
Trochę bawi, a trochę zdumiewa nas ta sytuacja. Ile się nasłuchaliśmy, że Liga Mistrzów dla drużyn z nieco słabszych lig oznacza wskoczenie na zupełnie inny poziom, że wszystko się odmienia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co tam się też stało w Malmo, że rok po grze w grupie, gdzie nie wypadli zresztą jakoś dramatycznie, przystępują do walki o wielkie pieniądze z tak kuriozalnie łataną kadrą?
Jeśli kogoś – jak choćby Pawła Zarzecznego – przekonuje filozofia Jary, to miałby prostą poradę dla Żalgirisu, z którym Malmo zmierzy się w drugiej rundzie eliminacji LM. Wyciąć bramkarza, a potem kazać emerytowi bądź gołowąsowi co i rusz chodzić po piłkę do siatki.
