Reklama

Korona żyje i wierzy. „Nie będziemy chłopcami do bicia”

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

11 lipca 2015, 14:40 • 10 min czytania 0 komentarzy

Wychodziłem z założenia, że praca mnie wybroni.  Coś udało się osiągnąć. A jednak ludzie często nie zdawali sobie sprawy. Nigdy nie było nawet czasu się tym chwalić. Dziś chcę pokazywać, że w Koronie jest optymizm, nie jesteśmy pozamykani czy zaszczuci (…) Straciliśmy wielu zawodników, ale wciąż widzę duże możliwości, dobrą bazę do treningu. Jesteśmy w stanie dać ciekawą propozycję dla mieszkańców Kielc. Czas – to jest to, czego dziś najbardziej nam potrzeba, a nie mamy go w nadmiarze – mówi Marcin Brosz, nowy trener Korony. 

Korona żyje i wierzy. „Nie będziemy chłopcami do bicia”

Coraz więcej trenerów, nawet z topu, raz na jakiś czas musi odpocząć trochę dłużej”, mówi pan na łamach „Sportu”. To co, dobrze się złożyło? Czy jednak zwolnienie z Piasta to był hamulec w połowie drogi?

Po awansie do pucharów, razem z głównym udziałowcem klubu mieliśmy wspólny cel – chcieliśmy bardzo silnego Piasta, tu nie było żadnych rozbieżności. Moim problemem było jednak to, że ja chciałem go dość szybko.  Długo współpracowało nam się bardzo dobrze, ale w pewnym momencie nasze wizje się rozeszły. Uważam, że właśnie wtedy, po Lidze Europy, mogliśmy ruszyć naprzód zdecydowanie mocniej. Planowałem dla Piasta trochę inną drogę niż ta, którą ostatecznie poszliśmy.

Działacze spanikowali, gdy zaczęło ich straszyć widmo spadku?

Ani przez moment nie było widma spadku.

Reklama

Powoli zbliżaliście się do kreski.

Była dolna część tabeli, ale bodajże z pięcioma punktami przewagi nad strefą i taką samą stratą do ósemki. Po meczach pucharowych, przemeblowaniu składu, zmianie stylu spowodowanej odejściem kilku zawodników, przyszedł moment, kiedy zespół potrzebował czasu, żeby złapać rytm. Robiliśmy analizy, nie dziwiło nas to. Wręcz uważam, że powoli z tego dołka wychodziliśmy i były już sygnały, że przed nami lepsze mecze.

Czyli, jak zwykle, wynik ponad stan pierwszym wrogiem trenera?

Proszę zwrócić uwagę, że przejmowaliśmy Piasta w naprawdę trudnym momencie. Wytyczyliśmy wspólną ścieżkę i efekty przyszły – awans do Ekstraklasy, później druga runda eliminacji Ligi Europy. Zaczęliśmy toczyć z innymi zespołami równorzędną walkę, w niektórych meczach nawet dyktować warunki. Zobaczmy, ilu dobrych piłkarzy pojawiło się w tym czasie w Piaście – Osyra, Szeliga, Murawski. Wyciągnęliśmy ich z niższych lig, z juniorów, ale oni też potrzebowali czasu. Nie mogli od razu zastąpić niektórych nazwisk w składzie. Stąd też gorszy wynik.

Wrócę do tego od czego zaczęliśmy. Potrzebował pan bezrobocia, odpoczynku?

– Praca w Piaście kosztowała mnie i wszystkich moich ludzi w sztabie sporo zdrowia. Na niwie prywatnej i rodzinnej też musiałem nadrobić wiele zaległości. Chociaż praca trenera to jest ciągłość. Kiedy jej na co dzień nie ma, przychodzi czas na analizę. Bardzo ważną, ponieważ pewne rzeczy zauważa się dopiero z czasem i z dystansu. Niektóre wnioski zaskakują. 

Reklama

Na przykład?

Byliśmy klubem miejskim, który funkcjonuje w określonych ramach, a ja nie zawsze chciałem się temu podporządkować. Traciłem niepotrzebnie energię na sprawy, których nie mogłem zmienić. Brnąłem gdzieś, gdzie i tak nie było szans nic wskórać. Można się było w tym czasie zająć czymś innym – analizą, dokształcaniem.

Ponoć sporo pan ostatnio jeździł.

Dzięki Jurkowi i Darkowi Dudkom spędziłem parę tygodni w Liverpoolu. Nie tylko obserwując treningi, ale mając dostęp do pierwszego trenera, do innych ludzi pracujących w klubie, mogłem dociekać, zadawać pytania. Miałem też otwarte drzwi na szkolenia, odczyty czy wykłady – to otwiera oczy, jak inni kształtują markę klubu, ile ona znaczy. Mogłem porozmawiać z ludźmi, którzy ją tworzyli – np. z Robbiem Fowlerem. Nawet jeden dzień spędzony od rana do wieczora przy organizacji meczu Ligi Mistrzów Liverpool – Real Madryt uświadamiał, że nie wszystko człowiek jeszcze wie o piłce.

W Knurowie działa akademia firmowana pana nazwiskiem. Tam też pewnie było trochę czasu, żeby nadrobić zaległości.

Mamy 200 dzieciaków do 13. roku życia. Bezsprzecznie jest to moje dziecko. Budowałem ją w mieście, w którym stawiałem pierwsze kroki, chociaż moja praca zawodowa dzisiaj jest gdzieś indziej. Chciałem, żeby byli zawodnicy, których na Śląsku nie brakuje, mogli przelewać swoją wiedzę na dzieciaki, wyciągać je z bloków, sprzed internetu. Mamy satysfakcję, gdy chłopcy pukają do ekstraklasowych klubów. Zaczynaliśmy w 2005 roku, więc pierwsi mają dziś po 17 – 18 lat. Absolutnie nie patrzymy przez pryzmat wyników. Gdy dziecko dojdzie do wieku gimnazjalnego, dajemy mu swobodę w poszukiwaniu nowych klubów. Cieszymy się, że wspólnie z rodzicami, z miastem, inicjując różne projekty, udało nam się wybudować w Knurowie fajną bazę do treningów. To daje satysfakcję.

Marcin Brosz został też niedawno radnym powiatowym.

To kolejny taki element działań na lokalnym szczeblu, nie łączyłbym tego z żadną polityką. Staramy się pomagać tam, gdzie są nasze dzieci i rodziny. Wiadomo, że jestem zawodowym trenerem, ale orientowałem się w swoich obowiązkach i jedno drugiemu czasowo nie przeszkadza. To był zresztą warunek mojego startu w tych wyborach. Staram się zachęcać do bycia prospołecznym. Nie jest sztuką krytykować, kiedy coś się zdarzy. Nie sztuką chować dla siebie. Jeśli jest możliwość, warto wspierać i pomagać.

Był pan rok bez pracy. Dziwiło, że Ekstraklasa nie tęskni za Broszem?

Oferty pracy miałem, ale kilka tygodni czy nawet miesięcy odpoczynku było mi potrzebnych. Później oczywiście ta przerwa zrobiła się zbyt długa. Ostatnie tygodnie to już było wyczekiwanie na jakieś propozycje.

MECZ 24. KOLEJKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2012/13: PIAST GLIWICE - LEGIA WARSZAWA 0:0 --- POLISH TOP LEAGUE FOOTBALL MATCH: PIAST GLIWICE - LEGIA WARSAW 0:0

Doprecyzujmy, kiedy te oferty były?

Zaraz po odejściu z Piasta padały propozycje spotkań, ustalenia jakiejś wspólnej wizji. Otwarcie powiedziałem władzom dwóch klubów, że nie czuję się gotowy, potrzebuję czasu na trochę odpoczynku, analizy, nauki. Jeśli pracować to tylko na sto procent, wtedy nie byłem do tego zdolny. A że w piłce to praca wybiera trenera, nie na odwrót, to później musiałem znów długo czekać, aż coś się wydarzy.

W wywiadzie dla „Sportu” mówi pan: Ferguson, Wenger to fenomen. Trenerzy z zasady pracują krótko. Cytuje pan Mourinho…

Mourinho ma teorię, zgodnie z którą trener potrzebuje tylko dwóch lat, żeby pokazać prawdziwe oblicze. Tyle że ci wybitni pracują w zupełnie innych realiach – często z dużym wyprzedzeniem wiedzą, jakiej pracy się podejmą, analizują jakich zawodników potrzebują, co w pierwszym roku muszą przygotować, żeby w drugim już osiągnąć wynik. W Polsce nasza praca jest krótka i intensywna, trzeba się pogodzić. Zresztą, jeśli spojrzymy na słabsze kluby w tzw. dużych ligach, ta rotacja jest podobna.

Nie da się przewidzieć, jak Wenger sprawdziłby się w Koronie – czy dałby  jej coś ekstra, czy zaraz machnął ręką. Brakuje wspólnego mianownika.

Tacy trenerzy negocjują  kontrakty rok, pół roku wcześniej. U nich ryzyko pomyłki jest bez porównania mniejsze. Zanim Mourinho przeszedł do Chelsea, już miał przygotowanego Diego Costę, bo wiedział, że brakuje napastnika. Benitez przyszedł do Liverpoolu i powiedział, że pierwsze pół roku poświęca na eksperymenty. Wiedział jak pracuje Houlier, musiał zmienić ogromne obciążenia treningowe, brał pod uwagę, że pojawią się kontuzję. Ale uprzedził działaczy i przekonał ich do siebie. Zagwarantował długoterminowy efekt. Czy w polskim klubie którykolwiek szkoleniowiec miałby podobne możliwości? Każdy sam musi odpowiedzieć. 

W Koronie zostaje pan zarządcą dużego bałaganu. Są powody do optymizmu?

Pierwszym celem było zatrzymanie rozbiórki zespołu. Był czas, że kiedykolwiek wchodziliśmy na jakiś portal, mogliśmy przeczytać, że z Korony ktoś odchodzi. Moment, w którym podpisaliśmy kontrakty z Piotrkiem Malarczykiem, Radkiem Dejmkiem, Przemkiem Trytką, Vlastimirem Jovanoviciem, to był pierwszy sygnał, że coś nam się udało.

Postawili taką symboliczną tamę?

Dokładnie. To był sygnał, że Korona wierzy w siebie. Tak, dużo się zmieniło, tego negować nie będziemy, ale dajemy sobie wspólnie szansę. Chłopcy mieli propozycje z dobrych klubów, ale związali się z Koroną. Uwierzyli w sens tego, co robimy. Mam nadzieję, że to początek czegoś dobrego dla zespołu.

Gdyby niedługo po odejściu z Piasta dostał pan ofertę z Korony będącej w obecnej sytuacji, to by jej pan nie przyjął, prawda? Rok postu zrobił swoje?

Jest w tym dużo prawdy. Ale jak powiedziałem, w tamtym momencie nie byłbym w stanie pracować na sto procent, a dziś jestem. Za długo już ta przerwa trwała. Wypadłem z obiegu i bardzo chciałem wrócić.

Czy wy w ogóle jesteście w stanie planować, jak ta Korona będzie w najbliższych miesiącach wyglądała? W Kielcach ostatnio żyje się od jednej sesji rady miasta do drugiej, od jednej obietnicy do kolejnej.

Póki co, musimy się koncentrować na najbliższym czasie. Mamy mimo wszystko niezłe warunki – dobrą bazę do treningu, chęci, wspólną wizję.

A kadrowo?

Mielibyśmy duży problem, gdyby wypadli nam piłkarze, których wymieniłem. Towarem pierwszej potrzeby jest napastnik. Szukamy, szperamy – i w kraju, i za granicą. Jest ciężko, ale mam nadzieję, że się uda.  Poza tym, mamy dwóch solidnych bramkarzy, zakontraktowaliśmy dwóch stoperów, dwóch defensywnych pomocników. Patrząc na tę piramidę, którą powoli układamy, najbardziej brakuje tej najwyższej części. 

Na Kapo już nie możecie liczyć.

Jego kontrakt wygasł, był tu zanim pojawiłem się w klubie, osobiście Oliviera nawet nie znam. Gdyby chciał nam pomóc, pewnie nie zamknęlibyśmy przed nim drogi, ale nie chcę skupiać się na tematach wirtualnych. Koncentrujemy się na piłkarzach, którzy chcą grać w Koronie Kielce. 

W obronie macie trzech ligowców – Sylwestrzaka, Dejmka, Malarczyka. Reszta to zagadki. Mało. Sezon długi, kontuzje, kartki…

Mamy też Rafała Grzelaka, który dostał szansę po długim okresie bardzo solidnej gry w pierwszej lidze i ją na pewno wykorzysta. Mamy Wrześniewskiego, wychowanka, który pokazał się w sparingu z Termalicą. Jak nie teraz to kiedy? Kiedy tacy chłopcy mają dostać swoją szansę?

Zając z Wisły Kraków?

Tak, jego też tu liczę. Ma umiejętności, ma też oczywiście braki, nad którymi będziemy pracować, ale chciałbym, żeby u mnie grał. Dysponujemy kilkoma zawodnikami znanymi z Ekstraklasy i u ich boku chcemy powoli wychowywać młodych. Tak teraz będzie wyglądać Korona, co wcale nie oznacza, że ten skład jest skazany na pożarcie. Dziś przedstawia się nas jako chłopców do bicia, ale jestem przekonany, że przedwcześnie.   Działamy krok po kroku. Najpierw chcemy zamknąć kadrę, a później robić wynik i – choć to mocno wyświechtane – grać widowiskowo.

Widowiskowo?

Naprawdę, chciałbym, żeby ludzie, którzy licznie i chętnie przychodzą na ten stadion, mieli satysfakcję, że Korona walczy i się nie poddaje, choć jest w trudnym położeniu. Widzę jakie jest podejście, jaka pomoc i przychylne spojrzenie ludzi z miasta. Przychodzą na treningi, na mecze sparingowe…

SESJA FOTOGRAFICZNA KORONY KIELCE --- KORONA KIELCE PHOTO SESSION

Pan już biedy w piłce trochę zaznał. Choćby w Podbeskidziu.

Pierwsza rzecz, jaką powiedział mi prezes Korony, to że nie jest to z ich strony eksperyment. Pracowałem w takich klubach, wiem jak to wygląda. Minusem tym razem jest brak czasu. Kiedy inni trenowali, mieli już  prawie pozamykane kadry, Korona  kontraktowała trenera. Trenujemy drugi tydzień. Mieliśmy sześciodniowy obóz, kadra dopiero się kształtuje. To duży minus, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że tak będzie.

Co mówią sparingi przed sezonem?

Nie graliśmy ich dużo. Większość zawodników miała maksimum 180 minut. Cały ten nasz okres przygotowań jest bardzo przyspieszony, ale 19 kwietnia zbliża się wielkimi krokami. Gramy z silnym przeciwnikiem, Jagiellonią. To będzie test, który pokaże miarodajnie gdzie jesteśmy.

Mam wrażenie, że do tej pory pańskie kluby były jak twierdza otoczona murem. Nagle wychodzi pan do ludzi, otwarcie rozmawia. Zmiana.

Zawsze wydawało mi się, że mój kontakt na linii trener – dziennikarze jest wystarczający, ale być może się myliłem. Nie wykluczam tego, dochodziły do mnie takie głosy. Teraz siedzimy, rozmawiamy – to zupełnie coś innego niż kiedy dzwoni ktoś zupełnie nieznajomy, nie wiesz co napisze, w jaki sposób, chce rozmawiać przez telefon. Unikałem tego.    

Do wywiadów telewizyjnych też często wychodził asystent. Pan raczej był tym bardziej mrukliwym i niechętnym.

Mieliśmy podział ról. Uważałem, że poziom informacji przekazywanych ze sztabu jest wystarczający.

Brosz, jak patrzyło się z boku, nie dał się lubić.

Wychodziłem z założenia, że praca mnie wybroni. A jednak ludzie często nie zdawali sobie sprawy z wielu fajnych rzeczy, które wokół nas się działy. Przez ostatnich dziesięć lat pracowałem praktycznie nieustannie. Coś udało się osiągnąć. Nigdy nie było nawet czasu się tym chwalić. Być może też dlatego zbudowałem sobie trochę mylny wizerunek. Dziś chcę pokazywać, że w Koronie jest optymizm, nie jesteśmy pozamykani czy zaszczuci.

Czyli, kończąc, Korona jeszcze się nie wali?

O tym w jakim naprawdę jesteśmy dzisiaj momencie powinni mówić ludzie, którzy latami obserwowali ten klub z bliska. Ja przychodzę trochę z zewnątrz. Straciliśmy wielu zawodników, ale wciąż widzę duże możliwości, bardzo dobrą bazę do treningu. Potencjał zespołu nadal jest wysoki i wiem, że jesteśmy w stanie dać dobrą propozycję dla mieszkańców Kielc. Czas – to jest to, czego dziś najbardziej nam potrzeba, a nie mamy go w nadmiarze.

Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA

Najnowsze

Weszło

Ekstraklasa

Przez studia w USA i granie z Nanim do Jagiellonii. “Dlatego Siemieniec już tyle osiągnął”

Jakub Radomski
25
Przez studia w USA i granie z Nanim do Jagiellonii. “Dlatego Siemieniec już tyle osiągnął”
Polecane

Po wypadku w Wiśle czuł lęk przed skakaniem. Teraz staje się liderem polskiej kadry

Jakub Radomski
5
Po wypadku w Wiśle czuł lęk przed skakaniem. Teraz staje się liderem polskiej kadry
Niemcy

Trela: Eintracht, czyli nowy Dortmund. Frankfurcka giełda piłkarzy wartościowych

Michał Trela
11
Trela: Eintracht, czyli nowy Dortmund. Frankfurcka giełda piłkarzy wartościowych

Komentarze

0 komentarzy

Loading...