Reklama

Siamo campioni del mondo! Włosi mistrzami świata

redakcja

Autor:redakcja

09 lipca 2015, 10:47 • 2 min czytania 0 komentarzy

Był to jeden z tych finałów, których zapomnieć się nie da. Przede wszystkim z racji byczka Zizou, ale abstrahując od tego incydentu, o tytule mistrza świata nieczęsto decyduje tak naprawdę loteria, czyli seria rzutów karnych. Droga Włoch do triumfu była dość kręta i zawiła, ale – trzeba powiedzieć wprost – los był dla nich łaskawy. 

Siamo campioni del mondo! Włosi mistrzami świata

Trafili do bardzo łatwej grupy, z Czechami, Ghaną i Stanami Zjednoczonymi. Punkty pogubili tylko z tymi ostatnimi, remisując 1:1. W kolejnej fazie mierzyli się z Australią, którą przeszli po niesłusznie podyktowanym karnym w ostatnich fragmentach meczu i golu Francesco Tottiego. Okej, ćwierćfinał z Ukrainą zakończył się efektowną wygraną, ale już półfinał z Niemcami przeszedł do historii jako niezły dreszczowiec. Prawie do końca dogrywki był bezbramkowy remis, ale wtedy sprawę w swoje ręce wzięli Fabio Grosso i Alessandro Del Piero. Widok zapłakanych Niemców na trybunach Signal Iduna Park, cieszący się Włosi i włoska dwójka komentatorska, Fabio Caressa i Giuseppe Bergomi krzyczący „andiamo a Berlino!”

Równo pięć dni później, niemal płacząc, skandowali: siamo campioni del mondo!

Najpierw Zidane, od poprzeczki, z rzutu karnego, z charakterystyczną dla siebie wielką klasą. Kilka minut później Marco Materazzi po rzucie rożnym, wznosząc ręce do góry. A już kilkadziesiąt minut później combo i bliskie spotkanie obu panów. Dokładnie 110. minuta i brutalny koniec kariery Zidane’a. Wtedy chyba po raz pierwszy piłkarskich internautów tak bardzo poniosła fantazja. Przeróbek były tysiące. I to zdjęcie Zizou przechodzącego obok pucharu świata…

Reklama

W dogrywce nic, poza czerwoną dla Zidane’a, się nie trafiło. Potrzebne były rzuty karne, które Włosi trafiali fantastycznie. Wśród Francuzów nie trafił David Trezeguet. A decydującą jedenastkę wykorzystał Grosso.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...