Reklama

Chrząstawa z Pacyfiku. Mikronezja, największe piłkarskie ogórki świata

redakcja

Autor:redakcja

06 lipca 2015, 18:15 • 9 min czytania 0 komentarzy

Na otwarcie Pacific Games dostali w zęby 0:30 od Tahiti. W „meczu o wszystko” było jeszcze gorzej, bo Fidżi sprało ich 0:38. Golkiper grał tak beznadziejnie, że trener Forster po przerwie wpuścił do bramki nominalnego pomocnika – groteskowy manewr się opłacił, drugą połowę przerżnęli tylko 0:17. Poznajcie Mikronezję, bezsprzecznie najsłabszą reprezentację świata, którą przepaść dzieli nawet od innych chłopców do bicia. Rekordziści z Amerykańskich Samoa dawno temu wyłapali 0:31 od Australii, ale Australia to regionalna potęga, tymczasem tutaj katem Fidżi, 195 drużyna rankingu FIFA, Fidżi, które przez rzeczonych Socceroos bywało wiezione hokejowym wynikiem.

Chrząstawa z Pacyfiku. Mikronezja, największe piłkarskie ogórki świata

Co to za Mikronezja? Jak to możliwe, że są aż tak skrajnie słabi, o pięć klas słabsi od następnego słabeusza? Zapraszamy.

Screen Shot 07-06-15 at 03.00 PMMikronezja nie jest raczej drużyną turniejową. Tuivina, czyli pewnie pierwszy lewy obrońca w historii międzynarodowych starć, który strzelił dziesięć goliŹródło: Wikipedia

Screen Shot 07-05-15 at 05.57 PMArchipelag Mikronezji to jedno, a Federacja Mikronezji to jeszcze co innego. Wygląda niepozornie, ale to teren pięciokrotnie większy od Francji – podróże między wyspami są całą wyprawą

***

Reklama

– Nie ma łatwych meczów.

Patrice Flaccadore, trener Tahiti, po ograniu Mikronezji 30:0. Tą wypowiedzią wygrał nieoficjalny plebiscyt na mistrza kurtuazji.

***

– W drugiej połowie graliśmy całkiem dobrze.

Stan Forster, szkoleniowiec Mikronezji o przegranej 0:17 połowie z Fidżi.

***

Reklama

– Nie jestem zadowolony z naszej postawy. Zmarnowaliśmy mnóstwo sytuacji.

Juan Carlos Buzzetti, selekcjoner Fidżi.

***

Mikronezja. W skład archipelagu wchodzą między innymi atol Bikini, gdzie Amerykanie przeprowadzali próby atomowe, Guam, który ostatnio na murawie ograł Indie, Kiribati, raj turystyczny dla krezusów. Samo państewko Federacji Mikronezji składa się z czterech grup wysepek: Chuuk, Yap, Kosrae, Pohnpei. Łącznie zamieszkuje je około stu tysięcy mieszkańców, czyli niedużo, ale znamy w Europie kraje jeszcze mniej liczne, a którym nie przeszkadza to przyzwoicie grać w piłkę (choćby Wyspy Owcze). Zresztą, Guam wcale wiele ludniejszy nie jest, a ostatnio ma wyniki, z wspomnianym opędzlowaniem Hindusów włącznie.

lindaWarunki do nurkowania wyborne

Screen Shot 07-05-15 at 05.58 PMTrafiają się też takie rajskie wysepki

Mikronezja chodzi na pasku Amerykanów – w teorii ma bardzo wiele niezależności, ale w praktyce działa jak typowa zamorska kolonia. I to kolonia problemowa, bo gdyby nie wielomilionowe dotacje z budżetu USA, swoista finansowa kroplówka, to wyspy w rozwoju mogłyby się cofnąć o kilka wieków. Problem w tym jednak, że ta amerykańska pępowina ma też poważne minusy – po pierwsze, zwyczajnie rozleniwia. Ludzie często żyją na minimalnym poziomie, tylko z tego co dadzą Amerykanie, i jakoś to się kręci. Bez bieżącej wody, bez prądu, bez komunikacji miejskiej, bez mediów i innych podstawowych dla nas kwestii, ale przynajmniej również bez wysiłku. Trzeci świat, ale położony w raju na ziemi, gdzie dzięki fantastycznym plażom, krystalicznie czystej wodzie i świetnym warunkom dla nurków, można by stworzyć kapitalne miejsce dla turystów, ale jednak nie robi się w tym kierunku nic. Po drugie, to jedno z najbardziej trapionych problemami z otyłością społeczeństw świata, aż 90% ludności ma nadwagę. Gdy w połowie zeszłego wieku na Mikronezji zjawili się Amerykanie, przywieźli ze sobą piwo, colę, cukierki, hamburgery, tanie i tuczące żarcie, które wyparło zdrową dietę. Zderzenie z zachodem ogólnie rzecz biorąc okazało się mocno kłopotliwe.

Futbol samodzielnie zaszczepił tu jakieś trzy dekady temu pewien ghański prawnik, a gra, jak w wielu innych zakątkach świata, po prostu chwyciła. Mikronezyjska złota generacja (a co, niech mają!) nadeszła pod koniec lat dziewięćdziesiątych. W 1996 wyspy Pohnpei i Yap posłały kadry na Micronesia Cup, a w 1999 założono piłkarską federację i odniesiono sukces nad sukcesy, prawdziwie historyczny: Mikronezja wygrała Puchar Mikronezji. Bohaterski wyczyn.

Screen Shot 07-06-15 at 11.17 AMTrochę heroizmu sukcesowi w Pucharze Mikronezji odbiera fakt, że brały w nim udział trzy drużyny, w tym jacyś „Crusaders” nie wiadomo skąd. Nie czepiajmy się jednak szczegółów, wiwat Mikronezja

tumblr_lrbcoaRSC61qla7dxo1_1280

2003 rok to zaproszenie na najdonośniejszą imprezę w historii państewka. Pacific Games, te same regionalne igrzyska, w których Mikronezja gra dziś. Wyniki wówczas? 0:7 z Tonga, 0:10 z Papuą Nową Gwineą, 0:17 z Tahiti, 0:18 z Nową Kaledonią. Baty, ale baty z perspektywy batów dzisiejszych do przeżycia, może nawet: baty chwalebne. A przecież po tamtych wynikach futbol na Mikronezji totalnie się zdezorganizował. Piłka nożna umarła na blisko dekadę.

***

Paul Watson i Matt Conrad, dwóch angielskich dwudziestokilkuletnich fanatyków futbolu, miało osobliwe marzenie: chcieli poprowadzić najsłabszą reprezentację świata. Najpierw mierzyli w Guam, który wówczas szorował dno tabeli rankingu FIFA. Sprawdzili jednak, że Guam ograł kadry kilku niezrzeszonych kraików i już mieli zdecydować się na mikronezyjską wyspę Yap, bo ją Guam ograł 15:0, ale wtedy okazało się, że Yap przynajmniej potrafił pokonać Pohnpei. Wyborem Anglików padła więc ta trzydziestotysięczna wysepka.

Screen Shot 07-06-15 at 11.18 AMWyrównane starcia, ale jednak dwa triumfy Yap

Sęk w tym, że wcale nie tak łatwo się na Pohnpei dostać. Nie tylko w sensie odległości, finansów i niewielu połączeń lotniczych, ale również z przyczyn proceduralnych – powiedziano im, że jeśli chcą tu przyjechać i pracować, muszą mieć narodowość Pohnpei. Czyli albo poślubić którąś z lokalnych kobiet, albo mieć polinezyjskich przodków, względnie choćby żeby starać się o naturalizację biegle mówić w którymś z tutejszych języków. Gdy już wydawało się, że plan spali na panewce, że nic z tego nie będzie, po dwóch latach otrzymali niepozornego maila, a potem poszła lawina. Jeden z tamtejszych działaczy zapalił się do pomysłu i wykonał mrówczą zakulisową pracę by sprowadzić Anglików nad Pacyfik.

Screen Shot 07-05-15 at 05.56 PM 001No, z tymi kobitkami to jeszcze może by coś się dało wymyślić

Aiport-ViewLotnisko na Pohnpei

Watson i Conrad oczywiście spodziewali się, że warunki będą czysto amatorskie, ale i tak zaskoczyła ich zastana rzeczywistość. Najpierw trzeba zwrócić uwagę na kłopoty statutowe. Mikronezja nie jest członkiem FIFA, nie jest nawet członkiem federacji Oceanii – grają w Pacific Games wyłącznie dlatego, że to kwalifikacje olimpijskie, a na Olimpiady jak najbardziej jeżdżą. Mikronezję zgłaszała się do FIFA, wskazując na to, że cieszy się większą autonomią niż wiele przyjętych do piłkarskiej rodziny państw, a także celnie zauważając, że rozwój futbolu mógłby przyczynić się do walki z tak powszechnym problemem otyłości. Nic się jednak nie udało, Watson kontakty ze światową centralą nazywa dziś biurokratycznym koszmarem.

Trochę inaczej wygląda sprawa braku przynależności do Oceanii. Do tej federacji należy choćby wyspa Niue, która od 1983 zagrała dwa mecze, a także wyspy Wallis i Futina, które ostatnio na boisko wyszły w 1995. Problem polega jednak jak zwykle na pieniądzach – Oceania nie jest zasobną federacją, FIFA woli inwestować w Azji, Afryce i na Karaibach, tam widząc większy potencjał. Tymczasem aby zorganizować jakikolwiek turniej czy mecz między federacjami Oceanii, trzeba wydać krocie na przeloty, które dotyczą tutaj wielkich odległości. Masz piłkarzy a poziomie rezerw LZS-u Komorniki, a żeby z kimś zagrali, trzeba zapłacić kilkaset tysięcy dolarów. Ciężka sprawa. Oceania zwróciła Mikronezji uwagę, że bliżej im tak naprawdę do Azji, więc może niech spróbują sił tam. Postawa na swój sposób zrozumiała, ale w konsekwencji zostawiająca wyspiarzy z niczym,  bez choćby elementarnego wsparcia z zewnątrz, a przecież to właśnie na pomocy FIFA bazują budżety wielu drobnych federacji egzotycznychpaństewek.

Materiał z wizyty Watsona i Conrada na Pohnpei. Ich pobyt zaowocował książką, a wciąż czekamy na film

Baza treningowa była oczywiście dramatyczna – jeden stadion z połamanymi poprzeczkami. Na murawie bagno i – uwaga, trzymajcie się – plaga żab. Śmieszy was to, ale próbujcie grać na boisku, gdzie wszędzie szwędają się ropuchy, rozmnażają, bytują, składają jaja, generalnie nie zamierzają zrzec się terytorium na rzecz skórokopów.

W tych oparach absurdu zaczęły się treningi. Niektórzy piłkarze odmawiali gry w butach, byli tak przyzwyczajeni do gry boso. Inni aby dotrzeć na stadion musieli wykonać półtoragodzinny marsz. Wszyscy, absolutnie wszyscy byli uzależnieni od betelu, rośliny pobudzającej psychoaktywnie, a która na Mikronezji jest bardzo powszechna, w rezultacie wszyscy raczą się nią nieustannie i to dla nich normalne; Watson spróbował betelu raz i na dwadzieścia cztery godziny stracił władzę nad mięśniami jamy ustnej. Jakby tego było mało, ulubionym drinkiem wyspiarzy jest sakau, którego działanie jeden z podróżników określił słowami „to tak jakby ktoś przystawił ci pistolet do głowy i kazał się zrelaksować”. Do tego dochodziła specyficzna mentalność ludzi z tego regionu – krzyk, jakikolwiek opieprz, nie ma w ogóle prawa zaistnieć. Zawodnik obrazi się i już nigdy nie przyjdzie na trening, koniec. Powiecie, że trudno, że takich słabych charakterów nie ma co brać, ale tam to jest kulturowo uwarunkowane, więc po paru tygodniach nie byłoby kim grać. Fizycznie też Mikronezja ma przerąbane, nie tylko kondycyjnie z katastrofalnej diety i braku aktywności na co dzień, ale również przez wzrost. Nie znajdziesz tu zawodnika, który miałby chociaż 170 cm. Fidżi przy swoim 38:0 wykorzystywało ten aspekt notorycznie.

pohnpeistadiumstadion Pohnpei w pełnej krasie, nie widać tylko żab

3220142_1_L

Anglicy robili co mogli. Piłkarze otrzymali zakaz na betel i sakau, wdrażano w nich mentalność sportowców. Trenowano w zróżnicowany sposób, pracując nad wszystkim – techniką, motoryką, taktyką. Watson napisał też do wszystkich angielskich zawodowych klubów z prośbą o sprzęt i paczki wysłali Tottenham, Norwich, Yeovil. Zbierali datki zagranicą, przyciągnęli uwagę mediów, ale także pozyskali lokalnych sponsorów, w tym firmę lotniczą. W końcu przyszedł czas generalnego sprawdzianu: polecieli na Guam, co samo w sobie było sukcesem ze względu na koszty, i tu zagrali cztery mecze. Jeden z nich, z guamskim klubem, udało się wygrać. Niby nic, ale gracze płakali, bo był to w istocie pierwszy wygrany przez Pohnpei boiskowy pojedynek (chyba, że uznać za taki wypędzenie żab).

Kolejnym krokiem miał być rozwój reprezentacji Mikronezji, ale tej trudno zorganizować choćby zgrupowanie, bo po prostu nie ma na to pieniędzy. Watson wkrótce opuścił wyspiarzy, jednak i tak swoje duet Anglików zrobił – dali impuls do zmian. Dziś Pohnpei ma swoje rozgrywki, stu pięćdziesięciu aktywnych piłkarzy, sześciuset juniorów. Wspólna kadra wszystkich wysp poleciała też na trwające właśnie Pacific Games do Papui Nowej Gwinei. Piszą o nich serwisy na całym świecie, od ESPN, przez Guardian, La Gazetta dello Sport po samo – rzecz jasna – Weszło. A że piszą przez porażki? Pal licho. Im najbardziej potrzebna jest teraz rozpoznawalność. Anonimowość to ich największy wróg, to przez to nie dawali rady przeforsować swojej kandydatury przed federacjami. Teraz może być inaczej, ludzie już ich kojarzą.

Porażkami też można zyskać sympatię. Australijski dziennikarze Kevin Darling przekonywał na łamach Guardian, że kibice z Papui Nowej Gwinei kibicuję Mikronezji. Oczywiście jest to kibicowanie osobliwe, bo oznacza radość z każdej ofensywnej akcji, z każdych kilku minut bez straty bramki, z wymiany choćby paru udanych podań. Ale Roger Nakasone grający z dyszką na plecach otrzymał ksywkę „Mikronezyjski Messi” nie z czystej szyderki, ale za to, że był najlepszy w drużynie, która przegrała 0:38.

Screen Shot 07-05-15 at 05.25 PM

***

Historia Mikronezji na Pacific Games wcale się nie skończyła. Jak sami dobrze wiemy, po meczu otwarcia i meczu o wszystko czas jeszcze na mecz o honor. „Pitbulls” (naprawdę, taką mają ksywkę!) zagrają z Vanuatu. Litości nie będzie – Vanuatu aby mieć szansę na wyjście z grupy, musi pobić rezultat Fiji, czyli pobić rekord świata. Rekord nieuznany przez FIFA, ale jednak rekord oficjalnych rozgrywek piłkarskich o przyzwoitą stawkę, bo w Pacific Games gra się o kwalifikację olimpijską.

Screen Shot 07-06-15 at 04.45 PMTabela grupy śmierci

Tak, jest jakiś pseudoskrót z 0:38.

Zapowiada się wielkie lanie, gole od pierwszej do ostatniej minuty. Trener Fidżi mówił, że żal mu było chłopaków z Mikronezji, ale nie było wyjścia -trzeba było gonić wynik i strzelać kolejne gole, bo inni nie odpuszczą. Ta sama filozofia chcąc nie chcąc będzie przyświecać Vanuatu i dlatego choć Mikronezja ma bilans 0:68 i naturalnie zerowe szanse na wyjście grupy, to wciąż ma o co grać.

Czy zejście poniżej trzydziestu straconych bramek to już byłby sukces? Być może pierwszy raz w historii piłki zupełnie serio postawiono takie pytanie  i zupełnie serio odpowiedź brzmi: tak.

Leszek Milewski

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...