Reklama

Batigol – król Florencji, który otarł się o kalectwo

redakcja

Autor:redakcja

30 czerwca 2015, 14:30 • 11 min czytania 0 komentarzy

Wraz z upływem lat wykształciły się rozmaite typy napastników. Trenerzy na całym świecie poszukując wzmocnień do linii ataku wybierają gracza o określonej charakterystyce. Dziś trudno o goleadora kompletnego – ci wyżsi zazwyczaj wyczekują w polu karnym na celne dośrodkowanie, ci zaś którzy bazują na szybkości czają się między obrońcami, by skrzętnie zamienić na bramkę prostopadłe podanie. Batigol, bo o nim dziś będzie mowa, siatki dziurawił namiętnie lewą, prawą nogą, uderzeniem głową, z dystansu, z powietrza czy też plasowanym strzałem po ziemi. Nad wszystko stawiał też lojalność, która nie pozwoliła mu zostawić swojego klubu nawet wtedy, gdy ten trafił w drugoligową otchłań. Za swoje boiskowe wojaże zapłacił jednak wysoką cenę ocierając się o kalectwo. Gabriel Batistuta – florencka legenda, napastnik jakich dzisiaj już nie produkują.

Batigol – król Florencji, który otarł się o kalectwo

Niewiele brakowało a piłkarski świat nigdy nie poznałby Argentyńczyka. W dzieciństwie piłka nie była jego priorytetem. Nie można także powiedzieć, że sport przejął w genach – ojciec ciężko pracował w ubojni, zaś matka dnie spędzała na nauczaniu w lokalnej podstawówce. Kiedy po lekcjach koledzy biegli na boisko, on wolał w spokoju porzucać sobie do kosza albo łowić ryby w położonym niedaleko stawie. Przyszłość wiązał jednak z nauką – najczęściej przebąkiwał wówczas o zostaniu lekarzem bądź prawnikiem. Nie pomagały mu także warunki fizyczne, dość długo był niskim, lekko pulchnym młodzieńcem. Z czasem jednak, gdy podskoczył o kilkanaście centymetrów zainspirowany popisami bohaterów z telewizji, dał się przekonać do ganiania po zielonej murawie i mając 18 lat trafił do Newell’s Old Boys. Być może i nawet regularne treningi nie wznieciłyby w nim miłości do upokarzania bramkarzy gdyby nie jego pierwszy trener – Marcelo Bielsa. Legendarny szkoleniowiec znany z zamiłowania do totalnej, boiskowej dominacji nie bał się postawić na Gabriela, który w swoim pierwszym sezonie w seniorskiej piłce zdobył 7 bramek w 24 meczach. To zaowocowało transferem do wielkiego River Plate. Estadio Monumental nie okazało się jednak szczęśliwym dla niego miejscem i po dość nieudanym sezonie przeniósł się do odwiecznego rywala – Boca Juniors. Od tego momentu kariera Batistuty zdecydowanie nabiera tempa. Oscar Tabarez nie miał bowiem żadnych skrupułów przed tym, aby 21-letniego wówczas gracza umieścić “na desancie”. W samym środku linii ataku Batistuta odnalazł się fantastycznie zdobywając w trakcie całego sezonu 13 bramek.

batig1

Copa America wykreowała bohatera

Z eksplozją formy napastnik trafił wręcz idealnie – jego fantastyczna dyspozycja nie mogła umknąć uwadze selekcjonera, który powołał go na turniej Copa America. Zawody rozgrywane w 1991 roku na chilijskich murawach okazały się prawdziwą trampoliną do wielkiego fubolu dla Batigola.

Reklama

Argentyńczyk już od pierwszego meczu rozwiewał wszelkie wątpliwości względem swojej osoby. W starciu z Wenezuelczykami dwukrotnie trafił do siatki, jednego gola dołożył jeszcze Caniggia i na kolejne spotkanie Albicelestes wychodzili niesamowicie pewni siebie. Męczarnie z przełamaniem chilijskiej defensywy w 81. minucie zakończył znów Gabriel i tym samym kolejną konfrontacją z Paragwajem Argentyna mogła zapewnić sobie zwycięstwo w swojej grupie. Pewne 4:1 i jeden gol napastnika Boca Juniors. W ostatnim spotkaniu – już bez udziału Batistuty – odprawione zostało Peru i podopieczni Alfio Basile spokojnie mogli rozpocząć przygotowania do kolejnej fazy turnieju.

17 lipca na Estadio Nacional zebrało się prawie 45 tysięcy widzów, którzy mieli okazję podziwiać absolutny klasyk latynoskiego futbolu – Argentyna zmierzyła się z Brazylią. Niektórzy nie zdążyli jeszcze dobrze rozsiąść się na swoich miejscach a faworyci potyczki prowadzili już 1:0 po golu Franco. Ten sam zawodnik strzelił także na 2:1 pod koniec pierwszej połowy.  Tuż po zmianie stron swoją zabójczą skuteczność potwierdził Batistuta i nawet kontaktowy gol Paulo nie wyrwał zwycięstwa zawodnikom Basile. Finałowa runda, rozgrywana pomiędzy czterema drużynami znajdującymi się w tej samej grupie, zakończyła się tryumfem Albicelestes. W kolejnych dwóch meczach podzielili się punktami z Chile i skromnie ograli Kolumbijczyków, a do siatki – co było już tradycją – trafił oczywiście Gabriel. W ten sposób z sześcioma bramkami na koncie został królem strzelców turnieju kończąc go już nie tylko jako bohater swojej ojczyzny – o jego poczynaniach błyskawicznie usłyszeli także na Starym Kontynencie.

Podbój Europy

Najbardziej konkretna i zdecydowanie najszybsza ze swoją ofertą była włoska Fiorentina. W Toskanii stał się idolem niemal natychmiast. W swoim pierwszym sezonie na boiskach Serie A zdobył 13 goli. Do siatki trafiał często i pięknie, poza boiskiem nie wywoływał zaś żadnych skandali. Nie zachłysnął się Europą i pieniędzmi, których nie szczędzono mu na Stadio Artemio Franchi. Na próżno było u niego szukać wahań formy i skandali obyczajowych, na Półwysep Apeniński zabrał ze sobą żonę, Irinę Fernandez, którą poznał mając 16 lat. Początkowo koleżanka ze szkolnej ławy olewała zaloty Gabriela, ale i w tej kwestii okazał się równie skuteczny jak pod bramką rywali. Jeszcze przed wspomnianym Copa America związała się z zawodnikiem i wierna jest mu do dziś. Wracając jednak do spraw boiskowych – po pierwszym dobrym roku w fioletowych barwach kolejny sezon zapowiadał się jeszcze bardziej obiecująco. Do klubu ściągnięto między innymi Briana Laudrupa i Steffana Effenberga, którzy wspólnie z Batistutą mieli doprowadzić Violę na sam szczyt włoskiej piramidy piłkarskiej. Rzeczywistość sprawiła jednak Fiorentinie nie lada figla – drużyna z ledwie 30-punktowym dorobkiem sezon zakończyła na 16. miejscu i musiała przygotować się na batalię o powrót na salony. Sam Batistuta w fatalnym sezonie 1992/1993 zdobył 16 goli i od razu stał się łakomym kąskiem dla wielkich klubów europejskich. Perspektywa gry na drugoligowym froncie z pewnością nie jawiła się w różowych barwach i odejście Batigola wydawało się całkiem prawdopodobne. Nikt jednak nie był na tyle odważny by pomyśleć, że Argentyńczyk zdecyduje się pomóc w odbudowie drużyny pod skrzydłami Claudio Ranieriego i pozostanie w ACF. Ku zaskoczeniu obserwatorów tak się jednak stało a Fiorentina błyskawicznie powróciła na swoje miejsce. Klub powoli odzyskiwał renomę a ukoronowaniem tej spektakularnej odbudowy miał być sezon 98/99. Fioletowi od początku rozgrywek szli jak burza i cały czas utrzymywali się na podium. W wielkiej formie wciąż był Batigol, który tak bardzo uzależnił od swojej formy rezultaty osiągane przez zespół, że kiedy wypadł na miesiąc z powodu kontuzji – VIola pogubiła wiele punktów i straty nie zdołała już odrobić. Nagrodą pocieszenia dla wychowanka Newell’s była więc korona króla strzelców, którą zgarnął za zdobycie 26 goli.

pXJPI01

W 2000 roku wybiła dekada gry Batistuty we Florencji. Dekada podczas której wielokrotnie interesowały nim się inne kluby co nie skłoniło go jednak do przenosin. Mocno o transfer napastnika zabiegał m.in. Sir Alex Ferguson, którego zawodnik zwodził jednak niezwykle dyplomatycznie.

Reklama

– Liga angielska jest bardzo mocna, ale mój język angielski stoi na słabym poziomie. Poza tym tutaj mam wszystko czego chcę, strzelam gole, mam świetny kontakt z kibicami. Do Włoch przyjechałem z żoną, a teraz jest już nas pięcioro – ja, Irina i trójka synów. Nie chcę odchodzić.

W międzyczasie ciekawy fakt o Batistucie wyjawił dziennikarz Sunday Times, Alessando Rialti.

– Gabriel w ogóle nie interesuje się piłką. Jest ogromnym profesjonalistą, ale poza boiskiem nie lubi futbolu. W momencie kiedy opuszcza klubową szatnię i jedzie do domu zupełnie zapomina o tym co działo się na murawie, nie czyta o piłce, nie ogląda żadnych programów. Jest bardzo wrażliwym i inteligentnym człowiekiem, wychodzi z założenia że ta dyscyplina nie może zdominować jego całego życia. Kiedy pisałem o nim książkę, pierwsze pięć dni spędzonych w moim biurze non-stop mówił o rodzinie i życiu w Argentynie. W końcu musiałem mu przerwać: “Gabriel, cholera, powiedz coś wreszcie o swojej karierze!”. Niechętnie, ale wyjawił kilka szczegółów.

Równie ciekawe światło na osobę Batistuty rzucił w 2006 roku Brian Laudrup, jego kolega z czasów gry dla Fiorentiny.

– To była bardzo zagadkowa postać. Podczas moich pierwszych treningów w Violi Gabriel prezentował się fatalnie. Okrutnie pudłował, często niecelnie podawał, w trakcie gierki przypominał kompletnego amatora. A potem wychodził na mecz ligowy i strzelał piękne gole. Dopiero potem spojrzałem na to z innej strony. Batistuta podczas zajęć podejmował niemal same ryzykowne decyzje. Kiedy piłka sprzyjała dośrodkowaniu – on uderzał. Kiedy można było odegrać do tyłu, on szukał zwodu i ofensywnej akcji. W ten sposób wyrabiał w sobie odwagę, którą pożytkował podczas meczów ligowych. Wtedy już wiedział jak może zakończyć się zagranie, którego nikt przy zdrowych zmysłach by się nie podjął – i dlatego zdobywał tak wiele cudownych goli.

W 1999 roku Batigol zasmakował gry w Lidze Mistrzów, gdzie z Fiorentiną dotarł do drugiej serii rozgrywek grupowych, a w historii zapisał się kilkoma pięknymi golami – między innymi tym strzelonym Manchesterowi United. Na Old Trafford wybiegł bez żadnych kompleksów – z podniesionym kołnierzykiem, opaską kapitana na ramieniu i na przeciwko między innymi bezkompromisowego Jaapa Stama. Między rywalami w czerwonych koszulkach grał skrajnie bezczelnie, nie szczędził podań piętką czy zaskakujących uderzeń z dystansu. W końcu jeden z takich strzałów znalazł swoje miejsce w siatce. Otrzymując piłkę ponad 30 metrów od bramki mając na plecach właśnie Stama, szybko się obrócił, dziubnął do przodu i wystrzelił pod samą poprzeczkę. Bramkarz pozostał bez szans. Gospodarze ostatecznie zwyciężyli 3:1, ale nazwisko Batigola pozostało w pamięci kibiców na długi okres.

Pierwsze scudetto i emerytura wśród szejków

W 2000 roku Fabio Capello, od roku szkoleniowiec AS Romy, nagminnie odwiedzał gabineta prezesa klubu by namówić go na transfer Batistuty. Rzymianie od lat nie widzieli mistrzowskiego pucharu, a zdaniem trenera Batigol był jedynym brakującym elementem układanki, który potrafiłby sprawić że kibice na Olimpico znów będą mogli zaznać smaku zwycięstwa w lidze. Władze dość długo nie chciały się zgodzić na takie rozwiązanie – oczywistym był fakt, że Argentyńczyk będzie kosztował krocie. W międzyczasie znów o swoim zainteresowaniu zaczął dawać znać Manchester United a i Lazio miało chrapkę na sprzątnięcie zawodnika swoim odwiecznym rywalu.

– Gabriel był o krok od Lazio, Viola była zmuszona sprzedać go z powodu trudności finansowych a my byliśmy w stanie wyłożyć odpowiednie pieniądze. Roma jednak dopięła swego – wspomina ówczesny szef klubu z błękitnej części Rzymu, Sergio Cragnotti.

W końcu w Romie dali się ubłagać – kasę klubową Fiorentiny zasiliła horrendalna na tamte czasy suma 35 milionów €, a zawodnik stał się klubowym kolegą Francesco Tottiego. W swoim debiutanckim sezonie Batistuta nie zawiódł – strzelił 20 bramek a scudetto zawitało do stolicy Włoch po raz pierwszy od 1983 roku. Duet Batigol – Totti funkcjonował bez żadnych zarzutów i nic dziwnego, że ledwie sezon ten pierwszy potrzebował by rozkochać w sobie kibiców z innego miasta. Heroizmu postaci Argentyńczyka dodawał fakt, że niejednokrotnie w tamtych rozgrywkach grał na środkach przeciwbólowych – wszystko aby osiągnąć upragniony cel. Nie zabrakło jednak także smutnych momentów. Kiedy na Stadio Olimpico przyjechała Fiorentina a Batistuta potężną bombą z dystansu zdobył gola – zwyczajnie się rozpłakał. Kilkadziesiąt tysięcy fanów fetowało bramkę dla Romy, zaś smutny Gabriel stojąc na środku boiskach ryczał w rękaw. Serce pęknięte na pół.

d2fuTvD

Dla Giallorossich grał do 2003 roku – z każdym sezonem coraz mniej ze względu na nasilające się urazy. W 2002 roku był w końcu bliski przenosin na Wyspy Brytyjskie, ale w ostatnim momencie zrezygnował jednak z transferu do Fulham. Tym sposobem wylądował na krótkim wypożyczeniu w Interze dla którego zdobył dwa gole. Łącznie w Serie A w 318 meczach 184 razy wpisywał się na listę strzelców co daje gola co nieco ponad półtora meczu. Choć tak jak wielu współczesnych zawodników postawił na emeryturę w Katarze to z definicją emerytury nie miało to absolutnie nic wspólnego. Argentyńczyk pierwszy sezon gry dla Al Arabi zakończył jako… król strzelców. Może już nie tak dynamiczny, nie tak zaangażowany w grę, ale wciąż z zabójczym instynktem i szaloną wręcz precyzją podczas wykańczania akcji.

Nie tak okazała była niestety jego kariera reprezentacyjna, bo oprócz tryumfów w Copa America musiał obejść się smakiem. W biało-błękitnej koszulce trafiał jednak jeszcze częściej niż jako piłkarz klubowy – 56 goli w 78 meczach to rezultat zasługujący na ogromne uznanie. Ponadto Batistuta zapisał się na kartach historii jako jedyny strzelec hat-tricka w dwóch światowych czempionatach pod rząd – w ’94 upokorzył Greków, zaś cztery lata później trójkę przyjął od niego bramkarz jamajski.

Golf, rybki, groźba kalectwa

Batistuta swoją barwną karierę zakończył w 2005 roku. Wreszcie mógł oddać się swoim ulubionym rozrywkom – piłkę zamienił na wędkę i kij golfowy. Rekreacyjnie pogrywał nawet w argentyńskiej sekcji polo. W międzyczasie próbował także swoich sił jako wokalista, jednak bez większych sukcesów.

Przed rokiem świat mediów piłkarskich obiegła przerażająca wiadomość. Batistuta na łamach jednego z dzienników opowiedział o fatalnych konsekwencjach wieloletniego uganiania się za piłką.

– Niedługo po zakończeniu kariery nie byłem w stanie chodzić. Kilka metrów od łóżka miałem toaletę, ale nie byłem w stanie do niej dotrzeć. Leżałem i wyłem z bólu, ból mnie zabijał. Spotkałem się ze swoim doktorem i błagałem go o to by amputował mi nogi, widziałem jaką ulgą było to choćby dla Oscara Pistoriusa. Lekarz jednak się nie zgodził, przeprowadził kolejną operację, a potem dokładnie zaplanował okres rehabilitacyjny. To były najgorsze miesiące w moim życiu.

Dziś Batistuta ma się już o wiele lepiej i czasem zdarza mu się nawet pokopać piłkę, choć sam żartuje że partnerów do gry dobiera nader ostrożnie – są nimi co najmniej 50-latkowie. Zapowiada także że stęsknił się za futbolem i chce do niego powrócić w roli trenera.

– Nie chcę pracować w Argentynie czy Włoszech, tam jest zbyt duża presja. Powinienem zacząć w miejscu gdzie spokojnie będę mógł rozwijać swoje umiejętności i nie narażać się na ostrzał mediów.

Fani talentu Batigola mogą spać jednak spokojnie, jeśli ich ulubieniec jako szkoleniowiec będzie choć w połowie tak skuteczny jak w trakcie kariery piłkarskiej to czeka go kariera pełna sukcesów.

Marcin Borzęcki

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Komentarze

0 komentarzy

Loading...