Reklama

Rutkowski: Drużyna dojrzała, by pokazać ją w Europie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

23 czerwca 2015, 09:00 • 14 min czytania 0 komentarzy

W dzisiejszej Gazecie Wyborczej przeczytać możemy o Lechu: „Mamy zupełnie inny zespół. Budowaliśmy go kilka miesięcy i choć brakuje mu doświadczenia, to jednak ma umiejętności, by sobie poradzić. Drużyna dojrzała do tego, by ją pokazać w Europie – odpowiada Rutkowski. – Historie z Żalgirisem i Stjarnan nie powinny się zdarzyć. Mam jednak nadzieję, że to, co najgorsze, już za nami.” Dzisiejsza prasa żyje przede wszystkim pucharowiczami. Jest też fajny wywiad z Jackiem Kiełbem z okazji Dnia Ojca.

Rutkowski: Drużyna dojrzała, by pokazać ją w Europie

FAKT

Rywale nie zaskoczą Lecha. Fakt pisze więcej o wynikach losowania.

Przez godzinę odebrałem sporo telefonów od dziennikarzy z Bośni. A przez dwa tygodnie po zdobyciu mistrzostwa Polskie nie zadzwonił nikt – śmieje się Jasmin Burić (28 l.). Bramkarz Lecha jest teraz rozchwytywany w ojczyźnie, bo Kolejorz w eliminacjach Ligi Mistrzów wylosował mistrza Bośni i Hercegowiny, FK Sarajewo. (…) – Faworyt? Wierzę w to, że jesteśmy lepszym zespołem i awansujemy – zapewnia Burić. Nie tylko dzięki golkiperowi przy Bułgarskiej jest spora wiedza na temat przeciwnika. Liga bośniacka od dawna jest pod lupą działu skautingu Kolejorza. – Całe Bałkany nas interesują. Dlatego, że piłkarze stamtąd nigdy nie odpuszczają i walczą do końca – uważa Rutkowski.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

O innych rywalach Polaków będzie jeszcze sporo, natomiast Legia świetnie zapłaci za gole.

Nemanja Nikolić (28 l.), trzykrotny król strzelców ligi węgierskiej, chce powtórzyć swoje wyczyny z Videotonu w drużynie wicemistrza Polski. (…) – Chciałbym powtórzyć swoje statystyki w Warszawie, bo jedynym kryterium oceny napastnika są strzelane gole. Najważniejsza jest jednak drużyna – mówił Nikolić, który przyszedł do Legii jako wolny zawodnik. Podpisał czteroletnią umowę, ma zarabiać 400 tys. euro i być najlepiej opłacanym zawodnikiem. W jedenastce zastąpi Portugalczyka Orlando Sa (28 l.), którego nie chce trener Henning Berg (46 l.).

Ekstraklasa pomoże pierwszej lidze.

Za prawa telewizyjne w ekstraklasie nabywcy płacą fortunę, tymczasem na jej zapleczu jest to kwota aż… 30 razy niższa! To i tak postęp, bo Polsat Sport w porównaniu z poprzednim kontraktem zawartym z Orange Sport zapewnił pierwszoligowcom znaczącą podwyżkę. To jednak tylko kropla w morzu potrzeb klubów z zaplecza ekstraklasy. Finansowy los drużyn, które spadły z krajowej elity, jest nie do pozazdroszczenia, dlatego ekstraklasa zgodziła się na zmianę podziału zysków ze sprzedaży praw telewizyjnych w taki sposób, by bardziej zabezpieczać interesy spadkowiczów. Chodzi o to, że 25 procent ogólnego zysku ze sprzedaży praw telewizyjnych ma być dzielone w zależności od miejsca zajmowanego w ekstraklasie nie tylko w ostatnim sezonie, ale także kilku poprzednich.

I dalej, jeszcze jeden tekst, teraz już bardziej z Niemiec. Lewy rządzi na boisku, ale nie rządzi w szatni.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Błaszczykowski zawsze robi żarty i się śmieje. Lewandowski był bardziej powściągliwy – mówi Massimo Mariotti (53 l.), tłumacz Borussii Dortmund. Przez dwa lata Mariotti codziennie przebywał w szatni BVB. – Brałem udział we wszystkich treningach, czasem nawet na boisku, w odprawach taktycznych i analizach. To było jak dwuletni staż u Juergena Kloppa – mówi Szwajcar, który był tłumaczem Pierre’a-Emericka Aubameyanga (26 l.), Cira Immobilego (25 l.), Henricha Mchitariana (26 l.) i Adriana Ramosa (29 l.) w szatni Dortmundu. W tym czasie poznał też Polaków. – Kuba i Puszczu to supergoście. Obaj są bardzo lubiani w Dortmundzie, bo grają bardzo długo, poświęcają się. Kuba zawsze jest wesoły i uśmiechnięty. Lewy też był bardzo miły, choć bardziej powściągliwy niż ta dwójka. W szatni nie był typem lidera, ale za to był literem na boisku. Lewandowski miał na początku klasyczne problemy z aklimatyzacją. Nawet nie pod kątem życiowym, bo język złapał szybko i w szatni dawał sobie radę, ale pod kątem piłkarskim.

GAZETA WYBORCZA

Pytanie o mistrza kraju: kim Lech ruszy na Europę?

W II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Lech zmierzy się z FK Sarajevo. – Trafiliśmy na najsilniejszego rywala z możliwych – mówi wiceprezes Piotr Rutkowski. Traumy z ostatnich sezonów pucharowych wciąż są w Poznaniu żywe. Skoro w ostatnich dwóch latach Lech nie radził sobie z Żalgirisem Wilno i islandzkim Stjarnanem, to dlaczego miałby poradzić sobie z FK Sarajevo z Bośni i Hercegowiny, zespołem wyglądającym od nich mocniej? – Mamy zupełnie inny zespół. Budowaliśmy go kilka miesięcy i choć brakuje mu doświadczenia, to jednak ma umiejętności, by sobie poradzić. Drużyna dojrzała do tego, by ją pokazać w Europie – odpowiada Rutkowski. – Historie z Żalgirisem i Stjarnan nie powinny się zdarzyć. Mam jednak nadzieję, że to, co najgorsze, już za nami. Najgorsze, to znaczy pięć lat posuchy w pucharach. Tyle minęło, odkąd Lech grał w fazie grupowej Ligi Europy i nawet z niej wyszedł razem z Manchesterem City, by odpaść dopiero w 1/16 finału z portugalską Bragą. Od tego czasu Lech w kolejnych sezonach odbijał się od AIK Solna, Żalgirisu Wilno i Stjarnanu. Teraz klub postawił sobie za cel awans do fazy grupowej, przy czym przez długi czas wydawało się, że „Kolejorz” będzie walczył – tak jak w poprzednich latach – o LE. Zagra jednak o LM. Ostatnio Lech próbował się do niej dostać pięć lat temu. Wtedy wydał mnóstwo pieniędzy na wysokie kontrakty dla gwiazd, z transferami się spóźnił. LM szturmował z Arturem Wichniarkiem i Joëlem Tshibambą. Skończyło się na przegranych ze Spartą Praga. Znakomity snajper Artjoms Rudnevs przybył dopiero po tej rywalizacji i to on stanowił o sile Lecha w fazie grupowej LE.

Image and video hosting by TinyPic

El Clasico w Chile. Z jednej strony Messi, z drugiej – James.

Argentyna – Kolumbia i Chile – Urugwaj to hity ćwierćfinałów Copa América. Wśród faworytów czai się Brazylia, która w starciu z Paragwajem chce udowodnić, że istnieje życie bez Neymara. Spakowane walizki i wylot na wakacje – Neymar skończył udział w Copa América. W wygranym 2:1 meczu z Wenezuelą nie grał, chodziły słuchy, że wzburzeni dyskwalifikacją na cztery spotkania szefowie brazylijskiej federacji chcą się odwoływać. Wiadomo, że ich wpływ na władze futbolowe jest ogromny – przeszło pół wieku temu na mundialu w Chile Garrincha dostał czerwoną kartkę w półfinale, ale interweniował nawet prezydent kraju i FIFA dopuściła gwiazdora do meczu o złoto. Tym razem im więcej czasu upływało od starcia z Kolumbią, tym sytuacja Neymara stawała się gorsza. Okazało się, że po czerwonej kartce poczekał w tunelu na sędziego i nie tylko go obraził, ale też zaatakował (media donoszą, że złapał arbitra za szyję). W tej sytuacji Brazylia odwoływać się nie będzie, bo cztery mecze to najniższy wymiar kary. Drużyna Dungi wygrała grupę i w ćwierćfinale zmierzy się z Paragwajem. Jeszcze kilka lat temu uznano by to za pojedynek artystów z wojownikami, teraz w obu ekipach trudno szukać geniuszy piłki. Paragwaj stracił kontuzjowanego Néstora Ortigozę, lidera środka pola, swoje nadzieje pokłada w trójce napastników weteranów: Roque Santa Cruzie, Haedo Valdezie i Lucasie Barriosie. Ten ostatni zdobył dwie ważne bramki dające remisy w grupie z Argentyną (2:2) i Urugwajem (1:1). Selekcjoner „Canarinhos” Dunga nawołuje, by lament po Neymarze zakończyć. Wie, co stało się na mundialu w Brazylii, gdy po stracie gracza Barçy osierocona drużyna Luiza Felipe Scolariego całkowicie się rozkleiła i poległa z Niemcami w półfinale 1:7, a potem z Holandią 0:3 w meczu o trzecie miejsce. – Jeden piłkarz nie stanowi o zespole – mówi Dunga. Na razie jego Brazylia na turnieju w Chile uchodzi za jeszcze bardziej nieporadną w ataku niż ta sprzed roku. Może mecz z Paragwajem stanie się przełomem?

RZECZPOSPOLITA

Tylko jeden tekst. Bałkański kocioł na drodze Lecha.

FK Sarajewo to chyba najsilniejszy rywal, na jakiego w drugiej rundzie kwalifikacji LM mogła trafić drużyna z Poznania. Udało się wprawdzie uniknąć dalekiej wyprawy na Wschód, nie wpaść na Żalgiris Wilno i Stjarnan (Islandia), które stawały na drodze Lecha do Ligi Europejskiej, ale mistrz Bośni i Hercegowiny nie jest chłopcem do bicia. Przed rokiem był o krok od awansu do fazy grupowej LE. Pokonał norweski Haugesund (3:2 w dwumeczu) i grecki Atromitos (4:3 po dogrywce), dopiero w ostatniej rundzie uległ wyraźnie Borussii Moenchengladbach (2:3 i 0:7). Od grudnia 2013 roku właścicielem klubu jest Vincent Tan, biznesmen z Malezji, którego pieniądze pozwoliły wprowadzić na jeden sezon (2013/2014) do angielskiej Premiership Cardiff City. FK Sarajewo ma być dla Walijczyków kuźnią talentów. Pan Tan, jak na prawdziwego inwestora przystało, dywersyfikuje swój portfel, wspierając także futbol w Belgii (KV Kortrijk) i w USA (Los Angeles FC). Do Sarajewa przyciągnął w lutym poważnego sponsora – linie Turkish Airlines podpisały z klubem 3,5-letnią umowę. Ostatnio próbował kupić Simona Vukcevicia, kiedyś pomocnika Sportingu Lizbona i Blackburn Rovers. Reprezentant Czarnogóry byłby gwiazdą zespołu, w którym czołowym strzelcem jest Bojan Puzigaca, znany polskim kibicom z Cracovii (2011–2013). – Lech nie jest tak mocny jak kilka lat temu, ale i tak będzie faworytem. Czekają nas dwa trudne spotkania – przyznaje obrońca, który w Krakowie nie przebił się do podstawowego składu.

SUPER EXPRESS

Szczepański to nowy Duda – czytamy w Superaku. Tak przekonuje w rozmowie o legijnych juniorach ich trener, Piotr Kobierecki.

Image and video hosting by TinyPic

Lada moment Legia straci Ondreja Dudę (21 l.), ale w drużynie juniorów, którzy w finale mistrzostw Polski pokonali Lecha Poznań (3:0 i 3:2), jest piłkarz równie utalentowany jak Słowak. – Miłosz Szczepański to nasza perełka. Najmłodszy w zespole, a technicznie już dałby radę, walcząc z seniorami. Na treningach zasuwa aż miło, przyszłość może należeć do niego – chwali Miłosza trener Piotr Kobierecki (30 l.).

Szczepański dopiero czeka na możliwość trenowania z pierwszym zespołem Legii. A debiut w pierwszym zespole ma za sobą inny junior z pana mistrzowskiego zespołu Adam Ryczkowski…
– Adam to perfekcjonista. Od kilku lat mieszka w bursie salezjańskiej, nie chce się przeprowadzać do samodzielnego mieszkania. Koncentruje się tylko na nauce i futbolu.

Znaczy się, to porównanie do Dudy naciągane, autorstwa dziennikarza. A obok Hajto chwali Tytonia za transfer.

Tytoń poradzi sobie w Bundeslidze?
– Dobrze gra nogami i na przedpolu, jest sprawny. Jeśli nie złamie go wielkie ciśnienie, to powinien dać sobie radę. Na pewno dostanie szanse gry od pierwszego meczu, bo przyszedł jako następca Svena Ulreicha, który za 4 mln euro odszedł do Bayernu Monachium. Za Tytonia VfB zapłacił milion, więc zarobił 3 miliony i ma dobrego bramkarza. Przemek musi pamiętać o jednym – w Bundeslidze błędów się nie wybacza. A Stuttgart to jeden z pięciu najbardziej popularnych klubów w Niemczech.

(…)

A kiedy wróci pan do komentowania? Dlaczego nie komentował pan z Mateuszem Borkiem spotkania z Gruzją?
– Przewodniczący rady nadzorczej Tychów i prezes klubu zobowiązali mnie do przygotowania raportu na temat gry drużyny w rundzie wiosennej I ligi. Nie miałem czasu. Jeśli jednak Polsat będzie chciał, żebym komentował grę biało-czerwonych, to jestem do dyspozycji. To dla mnie zaszczyt.

No i jeszcze Lech rusza na wojnę. Przyciąga tylko tytuł.

Image and video hosting by TinyPic

Teoretycznie najłatwiejsze zadanie czeka Legię i Jagiellonię, które nie powinny mieć kłopotów z awansem (chociaż z polskimi zespołami w europejskich pucharach nigdy nie wiadomo, potrafią przegrać z największymi dziadami). Mniej powodów do optymizmu ma Śląsk Wrocław. NK Celje to trudny rywal. A nawet jak uda się go przejść, to w kolejnej rundzie czeka utytułowany IFK Goeteborg.Pierwszy mecz Lech zagra na wyjeździe (14 lub 15 lipca), rewanż tydzień później w Poznaniu. Legia rozpocznie grę 16 lipca meczem w Warszawie (rewanż 23 lipca). Jagiellonia i Śląsk startują 2 lipca (oba zespoły grają pierwsze mecze na wyjeździe).

PRZEGLĄD SPORTOWY

Polacy bez strachu do Europy.

Image and video hosting by TinyPic

Każdy wierzy w awans, Jaga najbardziej.

Niby jest radość, bo udało się uniknąć dalekich podróży, ale też widać asekurację. Niezadowoleni z losowania są we Wrocławiu, w Poznaniu twierdzą, że trafili najgorzej jak mogli, ale i tak są faworytem. W Białymstoku strzelały korki od szampanów, bo w końcu nie trzeba jechać do Azji, wystarczy na Litwę. W Warszawie głowę mają zajętą innymi sprawami, planowaniem transferów z i do klubu. Z drugiej strony, legioniści wylosowali najbardziej egzotycznych przeciwników – zmierzą się z jednym z dwóch pucharowych debiutantów. (…) Prezent od losu dostała Jagiellonia. Zmierzy się z Kruoją Pakruojis, wicemistrzem Litwy. Rywal niezbyt wymagający, a dodatkowo do przejechania tylko 390 kilometrów. Nie sprawdziły się więc przepowiednie trenera Michała Probierza, który przekonywał, że aby poznać przeciwnika jego drużyny, wystarczy spojrzeć, który klub jest położony najdalej od Białegostoku. – Szast, prast i wylosowano nam Litwę. Losowanie było dobre, ale nie mam pojęcia jak dokładnie oni w UEFA to robię. Biorą jedną kulkę, a wyskakują wszystkie pary – stwierdził szkoleniowiec Jagiellonii. – Polski zespół jest zdecydowanym faworytem – uważa Andrius Skerla, były zawodnik drużyny z Podlasia. – Kruoja mogłaby trochę napsuć krwi białostoczanom na własnym boisku, ale… nie napsuje, bo spotkanie odbędzie się na innym obiekcie. Maleńki stadion gospodarzy, właściwie osiedlowy nie zostanie dopuszczony do gry w pucharach – tłumaczy. W przypadku awansu brązowi medaliści mistrzostw Polski z gruzińskim Batumi lub cypryjską Omonią Nikozja. Są w wyjątkowo dobrych humorach, wczoraj pokwitowali odbiór półmilionowej premii dla zawodników i sztabu szkoleniowego za zajęcie 3. miejsca w lidze. We Wrocławiu nie słychać euforii po poniedziałkowym losowaniu. NK Celje jest wicemistrzem Słowenii, ustąpił jedynie Mariborowi, który grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów. – Już raz grałem w pucharach w takim meczu, w którym byliśmy murowanym faworytem i skończyło się totalnym rozczarowaniem. Dlatego teraz wolę dmuchać na zimne – powiedział Mariusz Pawełek na wieść o wylosowaniu rywala w 1. rundzie eliminacyjnej.

Image and video hosting by TinyPic

Z Legią o tytuł i koronę chce grać Nemanja Nikolić. Trochę większy materiał niż w Fakcie.

Nic nie było w stanie zniechęcić mnie do Legii. Nawet brak tytułu najlepszej polskiej drużyny. Od wielu tygodni wiedziałem, że to Legia będzie moim najlepszym wyborem. Po raz pierwszy przedstawiciele warszawskiego klubu oglądali mnie półtora roku temu. Długo trwało, ale w końcu jestem w Warszawie – mówił Nikolić po pierwszym treningu w stołecznym klubie. (…) Nikolić ma być lekarstwem na problemy Legii ze skutecznym napastnikiem. W XXI wieku tylko Takesure Chinyama (2009 rok, razem z Pawłem Brożkiem) oraz Stanko Svitlica (2003) byli najlepszymi strzelcami ligi. Serb jest jedynym legionistą, który w tym wieku skończył ligę z więcej niż dwudziestoma trafieniami. Liczby Nikolicia z Węgier są imponujące – w 197 meczach ligowych zdobył aż 117 bramek i zaliczył 39 asyst. Trzy razy był królem strzelców. (…) Dużo czasu minęło od pierwszej obserwacji do finalizacji transferu, ale obie strony już na początku roku dały sobie słowo, że będą pracować razem. – Nie będę przypadkowym transferem, na który klub zdecydował się po jednym meczu. Konkretne rozmowy w sprawie kontraktu zaczęliśmy wiosną. Miałem wiele czasu, by wybrać najlepszą opcję. Okazała się nią Legia. Pierwsze wrażenia z Warszawy są pozytywne. Na razie mieszkam w hotelu, ale po zgrupowaniu w Austrii, czyli na początku lipca, dołączy do mnie żona i dwójka dzieci. Zostałem dobrze przyjęty, znam angielski, serbski i węgierski, ale zamierzam nauczyć się polskiego – obiecał Nikolić, który w rozmowie z dziennikarzami podkreślił, że nim podpisał umowę, konsultował się z wieloma osobami.

Image and video hosting by TinyPic

Na Dzień Ojca Jacek Kiełb przyznaje: Ojciec zrobił ze mnie piłkarza.

Ojciec opowiadał kiedyś: „Raz przyszła ulewa, jakiej dawno nie widziałem. Jacek zapytał niepewnie: Tato, pójdziemy pograć. Poszliśmy. Chyba wtedy, obserwując tego umorusanego chłopaka biegającego z piłką po kałużach, zrozumiałem, że może zostać piłkarzem. – A ty musisz zrobić wszystko, żeby mu w tym pomóc – powtórzyłem sobie dwa razy”.
– To był nasz rytuał, że po moim powrocie z treningu wychodziliśmy jeszcze pokopać. Komputera nie miałem, nie traciłem czasu na pierdoły. Brałem piłkę i szedłem grać z ojcem. Miałem gorsze momenty, jak to u dzieciaka, a on wyciągał mnie na boisko i pilnował, żeby radość z gry wróciła.

Miałeś prawo głosu, jeśli akurat nie chciałeś iść?
– Ale ja chciałem iść! Raz może, na dwa miesiące, zrezygnowałem z piłki i zacząłem grać w tenisa stołowego. Ojciec był przeciwny, codziennie pytał, kiedy wrócę do treningów, ale do niczego mnie nie zmuszał. W końcu sam zdecydowałem o powrocie do piłki. Zaangażował się nieprawdopodobnie w to moje granie. Kiedy musiałem dotrzeć do Warszawy na konsultację kadry, to brał wolne w pracy i jechaliśmy pociągiem, jak jeszcze nie mieliśmy samochodu. Szukał szans dla mnie. Akurat u was w Przeglądzie Sportowym ukazał się anons, że organizują nabór do szkółki w Grodzisku Wielkopolskim. Ojciec to przeczytał, pokazał mi i już wiedziałem, że czeka nas podróż wzdłuż Polski. Wypadłem dobrze, ale się nie załapałem.

Rozczarowanie?
– I to jakie! Poczucie winy też było, że zawiodłem ojca.

Co on na to?
– Był zdenerwowany, ale nie na mnie. Bo w Grodzisku niczego nie zawaliłem, a decyzji trenerów nie rozumieliśmy. On mnie przytulił, powiedział, że wszystko będzie dobrze. Mimo, że jest nerwowym człowiekiem, nie widziałem, żeby miał wtedy do mnie pretensje. Niesamowicie stoi za swoimi dzieciakami.

Poza tym:
– Wielkie testowanie Podbeskidzia
– Termalica buduje zespół
– Fornalik sprawdza Greków
– Koło ratunkowe dla spadkowiczów (to, co w Fakcie)
– Cracovia nie spieszy się z transferami
– Barisić zastępcą Wilczka

Image and video hosting by TinyPic

Natomiast Cywka wziął numer Małeckiego.

Tomasz Cywka to na razie jedyny nowy zawodnik, który dołączył do Wisły. 27-letni pomocnik jest mało znany w naszym kraju, gdyż ostatnie osiem lat spędził w Anglii, gdzie próbował spełnić marzenia o grze w Premier League. – W wielu meczach Wighan Atheltic siedziałem na ławce rezerwowych, ale nie udało się debiutować – powiedział Cywka, który znacznie lepiej radził sobie na poziomie Championship. Miał udany sezon, gdy był zawodnikiem Derby County, ale ostatnie dwa lata były dla niego kompletnie nieudane, bo najpierw zaliczył spadek z Barnsley, a w tym sezonie z Blackpool. – Nikomu tego nie życzę, ale tak się stało, że dwa lata grałem w klubach, które spadły z ligi. Mam nadzieję, że już się to nigdy nie powtórzy – powiedział Cywka. Piłkarz już w zeszłym roku zastanawiał się nad powrotem do Polski, ale podpisał kontrakt z Blackpool, klubem nie mającym w Anglii zbyt dobrej opinii. – Tam zawodnicy sami musieli sobie prać sprzęt. Gdy się o tym dowiedziałem, myślałem, że koledzy ze mnie żartują – opowiada. – Na początku było nawet nieźle, ale gdy odszedł trener, który mnie sprowadził, zapadła decyzja, że wszyscy piłkarze spoza Wysp Brytyjskich muszą odejść. Nie miałem żadnego pola manewru. Poszedłem więc na wypożyczenie do trzecioligowego Rochdale, aby grać i normalnie trenować – wspomina.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...