Mariusz Stępiński melduje się na zajęciach niemieckiej Norymbergi. Klub, widząc (a może właśnie nie?!) jego poczynania w Ekstraklasie, dał sygnał: niech wraca i się pokaże. Ale na to, że sytuacja Polaka nagle się odmieni, chyba mało kto już dziś liczy.
Powiedzmy sobie szczerze: Stępiński pod Wawelem zawiódł. Ani on nie dał wiele Wiśle (dwa gole), ani ona nie dała wiele jemu (753 minuty na 3330 możliwych). Spoglądamy w jego noty, a tam przeciętna średnia z minionego sezonu 4,44. Przede wszystkim jednak jest to średnia wyliczona z jedynie dziewięciu spotkań – w pozostałych Stępiński albo nie grał w ogóle, albo grał za mało.
– Czy jestem lepszy po roku w Niemczech? Zweryfikuje liga – mówił wracający do kraju Stępiński. Rzecz jednak w tym, że zweryfikowała go raczej negatywnie. Gdybyśmy mieli wymieniać piłkarzy, którzy się w Ekstraklasie wyróżnili, na pewno nie wskazalibyśmy tego chłopaka z Wisły. Gdybyśmy mieli mówić o młodych, którzy pozytywnie zaskoczyli, Stępiński też raczej nie przyszedłby nam do głowy.
W Ekstraklasie debiutował w wieku 16 lat, nieco ponad rok później szansę gry otrzymał w kadrze (mecz towarzyski z Rumunią uznano potem za nieoficjalny). Chłopak nieźle się zapowiadał i był rozsądnie wprowadzany do seniorskiej piłki przez Radosława Mroczkowskiego. Zresztą, trener Widzewa mówił od razu: zbyt wcześnie na ten transfer. Jeśli ktoś bowiem nie pamięta, napastnik Stępiński wyjeżdżał z Ekstraklasy z pięcioma golami na koncie.
Minęły od transferu do Niemiec dwa lata, a Mariusz – poza tym, że nieźle sobie zarobił – jeden sezon stracił kompletnie, a w tym wypadł niewiele lepiej. – To było bardzo pożyteczne doświadczenie i bardzo dobry ruch z mojej strony – mówił ostatnio dla sport.pl Stępiński. Pewnie, ważne, że wrócił choć w małym stopniu do grania, ale czas, jaki przez ostatnie dwa lata spędził na murawie, jest paskudnie mały.
Pytanie: co dalej? Powrót do Norymbergi to na pewno nie jest dziś najlepsze rozwiązanie.
Fot. FotoPyK