Reklama

Najdobitniejszy przykład bramkarskiego świra. Urodziny Olivera Kahna.

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2015, 10:55 • 3 min czytania 0 komentarzy

Patrzcie na gościa ze zdjęcia. Wzrok szaleńca, uśmiech szaleńca. Bo Oli Kahn – tego jesteśmy pewni – nie był do końca normalny. Wydzierał się, pajacował, nacierał na przeciwników, ale zdarzało się obrywać również kumplom z drużyny. Kiedy jednak przychodziło co do czego, to nie zawodził. Najczęściej popisywał się fenomenalnym refleksem, a przeciwnikom samą obecnością odbierał pięćdziesiąt procent skuteczności i pewności siebie. Dziś kończy 46 lat.

Najdobitniejszy przykład bramkarskiego świra. Urodziny Olivera Kahna.

Wszyscy kojarzą go wyłącznie z Bayernem Monachium i reprezentacją Niemiec, a on pierwsze piłkarskie kroki stawiał przecież w klubie Karlsruher. Do pierwszej drużyny przedarł się, jak na bramkarza, wyjątkowo wcześnie, bo mając zaledwie osiemnaście lat. Co ciekawe, pierwszym golkiperem był wtedy Polak – Aleksander Famuła. Starsi piłkarze nie przywitali go jednak owacją na stojąco. Docinki i obelgi w jego stronę były na porządku dziennym. “Wracaj tam, skąd przyszedłeś” – mówili. Raz, kiedy Kahn brał prysznic, jeden ze starszych kolegów za nim stanął i zaczął na niego sikać. Takie traumatyczne dla młodego chłopaka przeżycia były budulcem kokonu, który później pomógł stać się mu jednym z najlepszych bramkarzy na świecie.

Po kilku udanych sezonach w słabszej drużynie Kahn zwrócił uwagę wielkich klubów. Bayern musiał wymienić bramkarza i zapłacił rekordowe wówczas 5 milionów marek. Oli odwdzięczył się tak, jak tylko mógł najlepiej, czyli świetną, równą grą na przestrzeni wielu sezonów. Przyczynił się do zdobycia kilku mistrzostw Niemiec, pucharu Ligi Mistrzów… Najbardziej dramatyczne mistrzostwo zdobyli w 2001 roku, kiedy wyścig z Schalke trwał do ostatniej minuty sezonu. Bayernowi do trofeum wystarczył remis z Hamburgerem SV, ale do 94. minuty przegrywali po golu Sergeja Barbareza. W 92. minucie Kahn był tak nakręcony, że chciał wykonywać decydujący rzut wolny. Dwie minuty później z rzutu wolnego lutuje jednak Patrik Andersson i to Bayern zdobywa mistrzostwo.

A Kahn wykonał jeden z najbardziej pamiętnych gestów w karierze. Mianowicie podbiegł do narożnika boiska i wygraną świętował razem z chorągiewką. Lata później jego gest powtórzył Manuel Neuer.

Reklama

Oli tak samo często, jak z dobrym warsztatem bramkarskim, kojarzony jest z boiskowymi odpałami. Czasem zdarzało u się gubić zdrowy rozsądek i urywać linkę od hamulca ręcznego. Raz o mało nie roztrzaskał Stephane’a Chapuisata, kiedy jego cios kung-fu minął Szwajcara o centymetry. Innym razem napastował Thomasa Brdarica z Bayeru Leverkusen, trzymając go za kark jak niegrzeczne dziecko. Kiedyś z trybun w jego stronę poleciała piłka golfowa. Dostał w głowę, ale… mimo tego, że był cały umazany we krwi… ani myślał zejść do szatni. Dograł do końca, a potem wpadł w furię. Pod prysznice musieli go eskortować.

Taki był ten Oli Kahn. Nieprzewidywalny, nieokiełznany, dziki. Ale przy tym fenomenalny i nieprawdopodobnie pracowity. Był moment, kiedy trening stał się jego obsesją. Zawsze zostawał dłużej. Zawsze nadprogramowo pojawiał się na siłowni. W pewnym momencie jego ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa, a on zorientował się, że przegina.

Z nastawieniem można niby osiągnąć wszystko, co się chce. I jeszcze więcej – rujnując siebie samego. Może jest to droga do sukcesu i sławy, ale nie jest to droga do szczęścia i własnego zadowolenia. A na pewno jest to droga do samo-zniszczenia – pisze w swojej biografii.

Jedno jest pewne – drugiego takiego świra już nie będzie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...