„Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo. Nie wracajcie do domu!” – kontrowersyjna okładka Faktu chyba najlepiej oddawała atmosferę wokół polskiej reprezentacji po pierwszym meczu na Mistrzostwach Świata w Niemczech. Znów przegraliśmy swój mecz otwarcia. Znów w stylu, który nie przystoi drużynie, która zdołała się zakwalifikować na wielki turniej. Reprezentacja Ekwadoru – przeciwnik, którego pewnie ograliśmy kilka miesięcy wcześniej w meczu towarzyskim – nie pozostawiła nam większych złudzeń. Tym bardziej, że w perspektywie mieliśmy mecz o wszystko z Niemcami.
Faworyt grupy. Gospodarz turnieju. Reprezentacja, z którą nigdy wcześniej nie udało nam się wygrać, a tylko taki rezultat – biorąc pod uwagę późniejsze rozstrzygnięcie w meczu Ekwador-Kostaryka – pozwalał realnie myśleć o wyjściu z grupy. Paweł Janas miał pięć dni, by wymazać z głów swoich piłkarzy blamaż z drużyną z Ameryki Południowej. Dokonał dwóch zmian w składzie w porównaniu z pierwszym meczem. Mariusza Jopa zastąpił Bartosz Bosacki, a za Mirosława Szymkowiaka od pierwszej minuty zagrał Ireneusz Jeleń. Bądźmy jednak szczerzy – wyrok na tę kadrę był już podpisany. Klose, Ballack, Podolski i spółka mieli tylko dokonać egzekucji.
14.06.2006. Signal Iduna Park w Dortmundzie. Polscy kibice skandują „Gramy u siebie” i sądząc po atmosferze na trybunach ktoś niezorientowany w temacie mógłby dać wiarę tym słowom. Na pewno nie można odmówić tej drużynie ambicji, bo postawiliśmy się Niemcom. O ile ich defensywa nie musiała się w tym spotkaniu naharować, bo groźne akcje Polaków można by policzyć na palcach jednej ręki, o tyle ofensywa – owszem.
Artur Boruc. Bez dwóch zdań, bohater naszej drużyny w tym meczu. Bronił wszystko. Nieważne z jakiej odległości oddawany był strzał. Utrzymał nas w tym spotkaniu aż do ostatniej minuty.
Wcześniej boisko z powodu czerwonej kartki opuścić musiał Radosław Sobolewski. Na brak sił narzekał Michał Żewłakow, który kilka razy nie nadążył za wprowadzonym na boisko w drugiej połowie niemieckim sprinterem, Davidem Odonkorem. Jego miejsce na murawie zajął Dariusz Dudka. Sporo się będzie później mówiło o tej zmianie. Właśnie 22-letni obrońca w ostatniej minucie nie upilnował Odonkora. Ten wyłożył piłkę na piąty metr, a Oliver Neuville, kolejny rezerwowy, nie miał problemów z pokonanie Boruca.
Przegrana w takich okolicznościach bolała jeszcze bardziej. Powtórzył się scenariusz z Korei – po meczu otwarcia i spotkaniu o wszystko, czekało nas już tylko stracie o honor.