Reklama

Multikulturowa mieszanka, czyli futbol dla uchodźców pod kobiecą batutą

redakcja

Autor:redakcja

12 czerwca 2015, 18:43 • 8 min czytania 0 komentarzy

Nie od dziś wiadomo, że piłka nożna wykracza poza granice zwykłego sportu. Futbol to także narzędzie walk politycznych, czy też źródło szybkiego – i często nielegalnego – zarobku dla biznesmenów z całego świata. Z drugiej strony jednak możliwość gry na poważnym poziomie uratowało prawdopodobnie tysiące ludzkich żyć. Ileż to razy czytaliśmy wspominki latynoskich piłkarzy, którzy drogę po zielonej murawie postawili nad ścieżkę kryminalną i dziś mogą egzystować w dostatku. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Historia romantyczna, wręcz filmowa. Młodzi chłopcy bez większych perspektyw, których los odmienił się zupełnie przypadkiem. I to dzięki kobiecie-trener. Zapraszam na podróż po niewielkiej miejscowości w amerykańskim stanie Georgia, której przewodniczką będzie Luma Mufleh, niepozorna absolwentka niewielkiej uczelni Smith College.

Multikulturowa mieszanka, czyli futbol dla uchodźców pod kobiecą batutą

Clarkston to niezbyt pokaźna, nieco ponad 7-tysięczna miejscowość na południu Stanów Zjednoczonych. Tanie mieszkania, sprawny szlak komunikacyjny, bliskość dynamicznie rozwijającej się Atlanty. W późnych latach 80. miała tam miejsce wielka akcja przesiedleńcza wskutek czego Clarkston stało się prawdziwą mieszanką kulturową. Dziś połowa mieszkańców to ludzie wywodzący się z Afryki lub Azji Środkowej, łącznie z prawie 50 krajów.

Jedna z liberyjskich rodzin do Georgii trafiła po tym jak jej głowa rodziny została brutalnie rozstrzelana w salonie swojego domu w Monrowii przez rebeliantów. Kiedy ojciec osłaniał ciałem resztę rodziny przed napastnikami, ta uciekała tylnymi drzwiami. W ten sposób Beatrice razem ze swoją trójką pociech trafiła do obozu dla uchodźców w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Niedługo potem zostali przesiedleni do Clarkston. Takich przypadków było jednak multum.

Jezus powiedział, że niebo jest miejscem dla wszystkich narodów świata. Wobec tego jeśli nie lubisz Clarkston – nie lubisz nieba. Tutaj znajdziesz wszystkich.

Zadecydował przypadek

Reklama

Wspomniana w pierwszym akapicie Luma Mufleh to 33-latka z Jordanii, która w 1997 roku ukończyła studia na wydziale antropologii na uczelni Smith College. Córka bogatego biznesmena, dziewczyna wykształcona, której od zawsze pasją była piłka nożna. Edukację za oceanem łączyła z realizowaniem swojego hobby – trenowała zespół 13-letnich chłopców w ramach niedzielnej ligi. Wbrew poleceniom ojca nie powróciła do ojczyzny, więc ten odciął jej źródło finansowania. Chcąc nie chcąc musiała więc podjąć pracę.

– Załapałam się jako kelnerka. Dobre pieniądze, zapach pysznego jedzenia – wszystko było okej. Po jakimś czasie założyłam jednak własną lokalną firmę, która co prawda nie przynosiła zbyt dużych dochodów, ale w międzyczasie prowadziłam piłkarski zespół dziewczynek, więc miałam swoją radość w życiu – wspomina Luma.

Luma Mufleh

Pewnego dnia podczas jazdy samochodem po Clarkston zwyczajnie się zgubiła. Skręciła nie w tę uliczkę co trzeba i tak znalazła się w miejscu, w którym nigdy przedtem nie była. Już pierwszy rzut oka pozwolił scharakteryzować otoczenie jako dzielnicę biedy. Zdewastowane domy, samotnie biegające zwierzęta, głód wręcz bijący z twarzy ludzie siedzących na krawężnikach. W oddali Mufleh dostrzegła jednak grupę ganiających za piłką chłopców.

– Siedziałam w samochodzie przez godzinę, ta scena zapierała mi dech w piersiach. Biegali boso, kopali coś przypominającego piłkę, wszyscy byli wychudzeni. A mimo to na ich twarzach malował się uśmiech, cieszyli się z każdego kopnięcia.

Reklama

Ta chwila wywróciła życie dziewczyny o sto osiemdziesiąt stopni. Pożegnała się z dotychczasową pracą i za punkt honoru założyła sobie wyprowadzenie na ludzi tych brzdąców, dla których przyszłość pozornie nie istniała. Po kilku dniach powróciła w to samo miejsce i z piłką pod pachą zwyczajnie zapytała czy może zagrać. Spojrzenia, którymi oblepili Lumę, były mocno sceptyczne. Kobieta? Biała? W piłkę? Z nami? Nowiuteńka futbolówka w dłoniach byłej studentki stała się jednak wspaniałym elementem przetargowym. Już po chwili celując między porozstawiane na ulicy kamieni czuła się jak między swoimi. Miejscowi równie szybko zaakceptowali nowego gracza.

Kiedy wróciła do domu starannie rozpisała sobie plan założenia małej szkółki dla chłopców. Z rozmów z nimi wynikało, że mieszkają tam ludzie z Kongo, Burundi, Sudanu, Liberii, Bośni, Somalii, Afganistanu i Iraku. Powróciła więc w to samo miejsce i przedstawiła im swoją wizję. Na zachwyt i euforię nie było trzeba było długo czekać – zachwyceni pomysłem chłopcy postanowili nazwać się The Fugees.

View post on imgur.com

Dekalog Fugees

Piłkarska drużyna z przedmieść Clarkston nie była jednak dla każdego. Obowiązkowym było spełnienie pewnych wymogów. Fundamentem była chęć dalszej edukacji. Luma jasno postanowiła sprawę – nie ma ocen, nie ma grania. Wiedziała że piłka będzie głównie rozrywką, a dopiero nauka może im pomóc wyrwać się z biedy i wyjść na ludzi.
– Chłopcy byli psychicznie rozbici. Mówili że nie mają szans na normalne życie, bo los nie układa się po ich myśli. Najpierw musieli uciekać ze swoich krajów, teraz żyją na skraju ubóstwa. Przegadaliśmy wiele długich godzin aby zrozumieli, że przyszłosć leży tylko i wyłącznie w ich rękach.

Szkoły nie były przygotowane na uczniów z takich środowisk, więc drugie tyle czasu absolwentka antropologii musiała wysiedzieć na pertraktacjach z lokalnymi dyrektorami i belframi. Większość zawodników The Fugees nie znało dobrze języka co już znacznie komplikowało sprawę. Mimo wszystko zasada wciąż była przejrzysta – warunkiem gry są dobre oceny.

Dekalog The Fugees zakładał kilka zasad. Młodzi piłkarze musieli obiecać, że szerokim łukiem będą omijać alkohol, papierosy i pozostałe używki, które tak bliskie są przecież dzieciom ulicy. Dodatkowo musieli być zawsze punktualni, słuchać trenera, nie przeklinać i ciężko pracować. Luma zakasała rękawy i rozpoczęła wychowanie brzdąców od nowa.

Rzeczywistość nie była jednak łatwa, w miasteczku wciąż żyli ludzie, którym nie podobało się zasiedlanie Clarkston przez obcych. Dochodziło do kilku pobić na tle narodowościowym i religijnym. Punktem kulminacyjnym było jednak zabicie ojca afgańskiego chłopca, który przez lokalnych został uznany za terrorystę. Trenerka The Fugees interweniowała więc także u władz miasta by podwyższyć ochronę i bezpieczeństwo uchodźców.

Sesje treningowe drużyny odbywały się trzy razy w tygodniu i trwały po trzy godziny – połowa czasu przeznaczana była na szlifowanie umiejętności piłkarskich, połowa zaś na edukację. Oczywiście obecność na zajęciach z książkami była warunkiem sine qua non do wstępu na trening piłkarski. Początki nie były łatwe także jeśli chodzi o najbardziej błahe sprawy. Brakowało butów, ubrań do gry. Początkowo chłopcy kopali w chińskich t-shirtach z numerami namalowanymi mazakami. Stroje jednak nie zdały egzaminu – na zapoconych trykotach tusz błyskawicznie się rozpuszczał. Z czasem jednak Luma wywalczyła dla swoich chłopców profesjonalny sprzęt piłkarski – od strojów aż po piłki. W lokalnych szkołach udało się także załatwić dostęp do siłowni, dzięki czemu chłopcy mogli wzmacniać swoją siłę fizyczną.

Luma oprócz rozwoju dbała także o atmosferę i jedność w drużynie. Przed każdym meczem granym z lokalnymi drużynami, Fugees zbierali się w kółku i odbywali rytualne modlitwy. Każdy jednak modlił się wedle swojej religii, a obowiązkiem pozostałych było wysłuchanie modlącego się. Raz w tygodniu zwoływane były także zebrania drużyny podczas których każdy mógł się podzielić swoimi prywatnymi problemami – w dłuższej perspektywie uzewnętrznianie się przed kolegami z drużyny pozwoliło między zawodnikami zawiązać rzadko spotykaną w drużynach więź – śmiało można ich było określać rodziną.

Klub, bo tak to już można zdefiniować, rozwija się teraz bardzo dynamicznie. Założony w 2004 roku dziś liczy sobie już cztery zespoły w różnych kategoriach wiekowych (od U-12 do U-19, w tym także sekcje żeńskie), a na każdą grupę przypadają osobni trenerzy. Powstała także Fugees Acadamy czyli niewielki ośrodek do treningu połączony już niebawem ze szkołą dla uchodźców. Pierwsze efekty heroicznej pracy Lumy przyszły w 2011 roku, kiedy kilku zawodników ze stypendiami zakończyło rok szkolny. Część z nich podjęła nawet dalsze kroki w edukacji i udała się do collegów.

Historia na papier przelana

Historia uchodźców z Clarkston stała się natchnieniem dla Warrena St. Johna, dziennikarza New York Times, który w 2009 roku wydał książkę pt. “The Outcasts United”. Opisuje w niej wiele pojedynczych losów młodych chłopców, ich drogę rozwoju i ciężką pracę wykonaną przez Lumę aby spisywani przez życie na straty zawodnicy odbili się od dna i znaleźli w swoim życiu cel. Także w telewizji pojawiło się wiele dokumentów dotyczących The Fugees, na swojej antenie wyemitowało je m.in. ESPN czy CNN.

– Piłka nożna to najpiękniejsza rzecz na świecie. Piękna jest zarówno kiedy grasz z przyjaciółmi na boisku, piękna też wtedy kiedy oglądasz ją w telewizji. Ale kiedy doświadczasz czegoś takiego jak ja, wytwarzasz wielką rodzinę z chłopców żyjących w totalnym ubóstwie i widzisz jak ci zawodnicy chcą, jak się uczą, jak grają, jak się rozwijają. To wzruszające. Teraz jestem w pracy 14-15 godzin w ciągu dnia. Ale to mnie bardzo cieszy – robię to co kocham – tak jeden z telewizyjnych materiałów podsumowywała łamiącym się głosem pomysłodawczyni i realizatorka całej koncepcji.

Nie podlega najmniejszym wątpliwościom, że praca Lumy Mufleh to coś więcej niż szkolenie młodych chłopców. Historia ta udowadnia, że nie istnieją absolutnie żadne czynniki i okoliczności, które są w stanie przeszkodzić grze w piłkę, a sam futbol potrafi być nie tylko 90-minutową rozrywką, ale także światełkiem w tunelu i liną ratunkową dla każdego – niezależnie od szerokości i długości geograficznej.

MARCIN BORZĘCKI

Najnowsze

Francja

Media: Podstawowy obrońca przedłuży swój kontrakt z PSG

Bartosz Lodko
2
Media: Podstawowy obrońca przedłuży swój kontrakt z PSG

Komentarze

0 komentarzy

Loading...