Całkiem fajny mecz. Na wstępie kapitalna wymiana ciosów – nieuznany gol, kłótnia z sędzią, kontra, bramka. A potem dość przyzwoite zmagania dwóch bardzo silnych reprezentacji. Na jednej murawie Pirlo, Rakitić, Perisić, Marchisio i cała reszta gwiazd z Włoch oraz z Chorwacji. Sporo sytuacji z obu stron. Koronkowe akcje, strzały, dryblingi. A jednak, oglądało się to wszystko jak Zawisza – Podbeskidzie. Jeśli ktoś miał wątpliwości ile znaczą kibice… W Splicie było to widać najdobitniej.
Nie mamy zamiaru bronić fanatyków z Chorwacji, tym bardziej, że nawet dzisiaj, na pustym stadionie, zmalowali haniebny numer.
#Croatia fans banned from #Italy match because of #Nazi chants leave a Swastika on the field @markoah #Ustasha pic.twitter.com/oy0EPuurcY
— Serb Republic (RS) (@SerbRepublic) June 12, 2015
Bądźmy jednak szczerzy – wyludniony Poljud nie sprzyjał dzisiaj atrakcyjności widowiska. Pirlo bez błysku. Mandżukić irytująco nierozważny, interweniujący ręką w polu karnym. Lekkomyślny Srna, faulując na drugą żółtą kartkę w środku pola. El Sharawy strzelający z kilku metrów prosto w bramkarza. Można by wymieniać rzeczy, które nas dziś zawiodły, ale jednak: piłkarsko nie wyglądało to tragicznie. Dopiero w połączeniu z włoskimi piskami i chorwackim bulgotem piłkarzy, sztabów szkoleniowych i nielicznych vipów całość tworzyła niestrawny koktajl. No dobra, niestrawny dopiero w końcówce, gdy oba zespoły zorientowały się, że remis nie jest w sumie najgorszym rozwiązaniem.
W ostatnich trzydziestu minutach dało się odczuć, że nikt tu nie ma zamiaru umierać, a gwizdek ucieszył chyba zarówno gospodarzy, jak i podopiecznych Antonio Conte. Choć ten ostatni przekonywał, że “dzisiejszy mecz będzie decydujący”, wszyscy są świadomi: Chorwacja ma 14 punktów, Włochy 12, trzecia Norwegia – tylko dziesięć. Tylko – bo dziś zremisowała u siebie z Azerbejdżanem. Dwójka liderów ma przed sobą spacery z Maltą i właśnie z Azerami oraz nieco cięższe mecze z Norwegią i Bułgarią. Dzisiaj zaś osiągnęła cel: nie przegrała.
*
Spore emocje były dziś też w grupie B, która jest chyba najsłabszą w stawce. Nie lekceważymy Walii, ale… to wciąż Walia. Walia. Ta, w której nawet Giggs nie potrafił za wiele zdziałać. A tu proszę, cztery zwycięstwa, dwa remisy, prowadzenie w grupie i bardzo dobre perspektywy. Bale, Ramsey i spółka. Tak można by określić tę maszynerię, która dzisiaj – po golu Bale’a właśnie – ograła Belgów. Skromne 1:0 pozwoliło odstawić nie tylko Belgię, ale i resztę peletonu. W tej grupie bowiem ten peleton jest chyba najbardziej zaciekły. Do drugiej Belgii po dwa punkty traci Izrael i… Cypr, a przecież o Euro marzą również niedawni uczestnicy Mistrzostw Świata z Bośni i Hercegowiny.
No właśnie. Bośnia. Osiem punktów w sześciu meczach, a i te dzisiejsze trzy zdobyte po ciężkiej batalii, odrabianiu strat i zwycięskim rzucie karnym Dżeko, tuż przed przerwą. Uwalony w wewnętrznych konfliktach kraj, który niedawno świętował każdy kontakt z piłką na brazylijskim mundialu nie ma się z czego cieszyć. Mimo zwycięstwa ich sytuacja wciąż jest niewesoła, a awans… Cóż. Możliwy. Może nawet warto byłoby napisać: “teoretycznie możliwy”. A aspiracje ludzi grających w najlepszych klubach Europy sięgały chyba wywalczenia biletów jeszcze we wrześniu, przed ostatnimi dwiema październikowymi kolejkami.
Aha, dzisiaj Cypr wygrał z Andorą 3:1. Dossa Junior (ten, ten) strzelił swojaka w drugiej minucie, a potem nie wykorzystał rzutu karnego. Kurtyna.
*
Grupę A opiszemy w osobnym tekście.