Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

11 czerwca 2015, 15:05 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jesteśmy bogaci. Wszyscy. Wszyscy jak tu siedzimy, czyli jak wy to czytacie i jak ja to piszę, mamy w łapach pokaźny skarb, mamy szczęście. Nie sprzedaję wam kitu i wszystko wytłumaczę, uzbrójcie się tylko w odrobinę cierpliwości. Gotowi? Startujemy.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Nie ma gorszego momentu na odpalanie cyklu felietonów. Nie gra Ekstraklasa, nie gra Champions League, nie gra Premier League, La Liga, Serie A, Bundesliga. Eliminacje Euro wrócą dopiero w weekend, nawet na Copa America, która może od biedy spróbować zapełnić tę pustkę, trwa dopiero pompowanie piłek. Gdyby dziś rozgrywane mecze o stawkę zorganizować w ranking najciekawiej się zapowiadających, szansę na triumf miałby szlagier Malediwy – Katar albo pojedynek islandzkiej młodzieżówki z dzieciakami z Macedonii. Ale ta przeciągła cisza, to generalne światowe niegranie, którego jesteśmy świadkami, jest rzadkością. Właściwie pozwala uzmysłowić, jak w futbolu nieustannie wiele się dzieje.

W dobie gigantycznej popularności seriali, wymyślnych, wysokobudżetowych, skrojonych na każdą modłę i gust, kreowanych w oparciu nie tylko o najlepsze talenty autorskie i aktorskie, ale psychologiczne i socjologiczne, wszystko byleby tylko powstał jak doskonalszy projekt, i tak najlepszym tasiemcem pozostaje futbol. Nie wymyślono lepszego. Podejdźcie na chwilę do piłki nie jak do sportu, ale jak do opowieści, a dostrzeżecie wyjątkowość. To przebogata, zróżnicowana, wielowątkowa fabuła, puszczająca korzenie dekady wstecz. Możesz żyć tym jak radzi sobie twój lokalny klubik, możesz śledzić regularne spięcia gigantów. Emocjonować się reprezentacją, wybraną ligą, losami ulubionego piłkarza, możesz jeździć i chłonąć klimat B Klasy. Da się jednocześnie zająć głowę wszystkim, co powyższe, znaleźć też coś innego. Możliwości są praktycznie nieskończone – znam Polaka, który regularnie ogląda ligę angolską i meksykańską, znam takich, którzy fanatycznie oglądają mecze juniorów, szukając nowych talentów. Na każdym kroku natykamy się na jakąś godną uwagi historię, coś, w co z powodzeniem można się zaangażować. Każdy kolejny tydzień stawia morze nowych interesujących pytań.

Zwroty akcji? Niespodziewani bohaterowie? Śmiertelni wrogowie i wielkie rywalizacje? Weterani dający ostatni popis, młodzi przeciskający się na wielką scenę? Kopciuszek na bankiecie dla bogaczy, możny zgładzony przez odważną bandę przeciętniaków? Radość z tego, że ktoś z naszych stron daje radę w wielkim świecie? To wszystko grane jest co sezon. Tu jest poważny kapitał, a przecież pazur futbol pokazuje dopiero, gdy zaangażujesz się w losy jakiejś drużyny, zaczniesz żyć jej wynikami, emocjonować się każdym krokiem. Natrafiliście na serial, podczas którego tak drżeliście o przyszłość jakiegoś bohatera, jak o wynik zespołu, któremu kibicujecie? Jakieś fikcyjny serialowy triumf dał wam tyle frajdy, co Polska bijąca na Narodowym Niemców?

Mówię niby o rzeczach oczywistych, ale wydaje mi się, że też o czymś, czego często nie doceniamy. Mówimy, że to tylko sport, że w gruncie rzeczy bez znaczenia. Znam ludzi, którzy nie interesują się piłką, mają inne pasje, wypełniają sobie czas inaczej – wszystko gra. Ale znam też ludzi, którzy nie interesują się piłką, a poza pracą czeka ich wyłącznie pustka. Kto interesuje się futbolem, takiej pustki nie ma szans doświadczyć, zawsze coś ciekawego czai się za rogiem, zawsze jest na co czekać. Jak nie najbliższa kolejka, to kolejny sezon. Jak nie walka o awans na wielką imprezę, to, cóż, wielka impreza. Są takie dni, które dla innych są zupełnie szare, zwyczajne, a nas wszystkich z jakiegoś piłkarskiego powodu czeka prawdziwe święto, od rana chodzimy jak naelektryzowani. Nawet dzisiaj, w sercu sezonu ogórkowego, można emocjonować się transferami. Nie ma nudy, coś się dzieje nieustannie, siedem dni w tygodniu i dwadzieścia cztery godziny na dobę. Żaden serial nie jest w stanie z tym rywalizować. Tak jak i z tym, że każdy serial się kiedyś skończy, a futbol przeżyje nas wszystkich, tak jak przeżył już wielu.

Reklama

Ale uwaga: jednocześnie w pełni rozumiem tych, którzy nie znają się na piłce i mówią, że obserwowanie jak paru kolesi gania za gałą to nudziarstwo. Wszystko tkwi w kontekstach, znaczeniach. Oczami laika, na przykład, ktoś spartaczył dobrą sytuację do strzelenia gola. Nic wielkiego. Szybka śmierć mało zajmującej historii. Ale my wiemy, że na bramce przy tej akcji stała legenda, która ma szansę na ostatni triumf w karierze, a gra przeciwko swoim byłym kolegom. Sytuację zmarnował gość, który walczy o kontrakt w klubie, i być może przez to pudło będzie musiał odejść. Kapitalnym podaniem obsłużył go młody, do którego należy jutro. Wszystko nabiera głębi, z małych szczegółów zaczyna tkać się coraz mocniejszy obraz. Jak się świetnie znasz na Ekstraklasie, znajdziesz interesujące treści nawet w 0:0 Piasta z Podbeskidziem, a jak ni w ząb nie interesujesz się Serie A, to Roma – Juventus może być dla ciebie mało wciągające.

Aby tak czytać mecze, aby tyle soku móc z nich wycisnąć, trzeba się znać i to naprawdę dobrze. To wcale nie takie łatwe osiągnąć poziom wtajemniczenia, który pozwoli futbolowi nabrać tyle kolorytu – seriale są w tym ujęciu przystępniejsze. Nie znam nikogo, kto wciągnął się w piłkę w zaawansowanym wieku – wszyscy to ci, którzy złapali bakcyla za małego i z nim pozostali. A że za dzieciaka za wielu świadomych decyzji się nie podejmuje, to i ta o pasji do piłki jest w jakimś sensie przypadkowa. Możemy sobie pogratulować, że gdzieś tam, kiedyś, dawno temu, w odmętach dzieciństwa, mieliśmy szczęście załapać się na jadący z dużą prędkością rollercoaster. Otrzymaliśmy w prezencie, zupełnie za darmo, klucz do najlepszego serialu, kapitalnego świata, który warto znać, bo naprawdę potrafi wiele dać. Mi, po prawdzie, czasem żal osób, które nie znają się na piłce. Nie wiedzą co tracą.

Nie powiem, że futbol może być treścią życia, choć pewnie znajdą się tacy, który tak o sobie powiedzą – to jednak ekstremum. Ale jako uniwersalna przyprawa do życia, do – podkreślam – każdego dnia? O, to trafne. Jej posiadanie to osobliwe, ale autentyczne bogactwo.

PS: Wybaczcie to filozofowanie, ale kiedy sobie na nie pozwolić, jak nie na otwarcie. Za tydzień już o konkretach, obiecuję.

Leszek Milewski

Reklama

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...