Koronę i Górnika łączy więcej, niż mogłoby się wydawać. W Kielcach żegnają kluczowych piłkarzy i trenera, w Łęcznej – mogą za moment stracić kluczowego sponsora i 5,5 miliona złotych z budżetu. My zwracamy jednak uwagę na coś innego: w obu tych klubach cierpliwością uratowali ligę.
Dziś łatwo powiedzieć, że Ryszard Tarasiewicz wykonał w Koronie kawał dobrej roboty. W trakcie sezonu przecież nie zawsze było tak kolorowo…
Po pierwsze, po siedmiu kolejkach trudno o gorszą drużynę w lidze. Trudno, bo ta gorsza musiałaby wszystkie mecze przerżnąć. Korona z siedmiu przerżnęła sześć – od wyjazdów na Zawiszę i Bełchatów, po domowe starcia z Zabrzem i Jagiellonią (oba po 0:3) – a zremisowała tylko raz. Sami powiedzcie: gdzie wytrzymaliby takie ciśnienie? W takiej Bydgoszczy na pewno nie, bo Osuch w tym momencie właśnie zwalniał Jorge Paixao, choć ten raz wygrał.
Po drugie, Korona w rundzie finałowej zaczęła znacząco pogarszać swoją sytuację. W Kielcach 0:2 z Ruchem i 1:3 z Górnikiem Łęczna, 1:3 w Bydgoszczy i 1:1 w Krakowie. A przecież chwilę wcześniej wydawało się, że Tarasiewicz może wejść do grupy mistrzowskiej. Tempa w końcówce sezonu zasadniczego jednak nie wytrzymał i z czterech meczów wygrał tylko jeden. Dodając to, co wydało się potem, wygrał jeden z ośmiu kolejnych.
Kolejny przykład – Łęczna. Tutaj też w tym sezonie bywało różnie i głównie dlatego, że Górnik w żaden sposób nie potrafił ustabilizować formy. Przypadek z jesieni: remis, wygrana, remis, porażka, wygrana, porażka, wygrana, porażka, remis, porażka, wygrana. I tak w kółko. Ale i tutaj zaczęło się stąpanie po kruchym lodzie…
Raz, kiedy jesienią piłkarze Jurija Szatałowa zwyciężyli tylko w jednym z dziewięciu spotkań. Przegrywali wówczas z Cracovią, Śląskiem, Podbeskidziem, Lechem i Wisłą. Wygrali natomiast gdzieś po środku tej serii z Koroną, co pewnie pozwoliło uwierzyć, że zdołają w Łęcznej tę niekorzystną passę odkręcić.
I dwa – na ostatniej prostej do celu. Po 23. kolejce beniaminek zajmował miejsce, które dawało grę w grupie mistrzowskiej i nadzieję na duży sukces. Kiedy jednak rozpoczynała się już faza finałowa, Łęczna nad strefą spadkową miała tylko punkt przewagi (już po podziale). A wszystko to za sprawą siedmiu kolejek, w których Górnik wykręcił trzy „oczka” i nie wygrał ani razu. Co więcej, w tej 30. serii spotkań przegrał u siebie z Piastem.
Mimo to, ani w Koronie, ani w Górniku trenerów w tym sezonie nie wymienili. Tarasiewicz i Szatałow dostawali od pracodawców szansę, by z dołków, w które wpadają, spokojnie wyjść. Nikt nie szalał i nie wymyślał, jak w Gliwicach czy Bełchatowie, że mają pakę na pierwszą ósemkę i awans do niej to obowiązek. Tutaj zachowali spokój i nie żałują. Spośród tych z grupy spadkowej, którzy przez cały sezon nie żonglowali trenerami, są właśnie Kielce i Łęczna. Fajne przykłady, że rozsądek, chłodne głowy i cierpliwość mogą do czegoś doprowadzić.
Fot.FotoPyk