Reklama

Obrazki jak z poprzedniej epoki. Łomżing w Łęcznej.

redakcja

Autor:redakcja

30 maja 2015, 16:53 • 2 min czytania 0 komentarzy

Sygnalizowaliśmy to już wczoraj. Od dłuższego czasu obawialiśmy się, że wyjście słońca i rozpoczęcie lata w pełnej krasie to najgorsza wiadomość dla sympatyków Ekstraklasy. Intensywność meczów spada w tym czasie do poziomu, jakiego nie widać nawet w starciach gwiazd TVN-u z reprezentacją polityków. Tam przynajmniej te wszystkie brzuchate Ryszardy Kalisze jakoś się starają, by się nie skompromitować na oczach publiczności. W Ekstraklasie już niekoniecznie. Dzisiejsza potyczka Łęcznej z Ruchem to już taka kicha, że aż się prosiło, by na ekranie obok wyświetlić legendarne spotkanie Cracovii z Zagłębiem i poprosić o wskazanie różnic. Tych byłoby niewiele.

Obrazki jak z poprzedniej epoki. Łomżing w Łęcznej.

Napiszemy to delikatnie: wstydu, panowie, nie macie.

Z tego wszechobecnego marazmu w 52. minucie na moment wychylił się Marek Zieńczuk. Skrzydłowy Ruchu rzucił świetną piłkę do Kuświka, a ten – po 652 minutach bez bramki – w ładnym stylu się przełamał. Była to zarazem druga akcja tego meczu. Pierwsza miała miejsce w 34. minucie i była podstawą do stworzenia całego podsumowania highlightów z pierwszej połówki. – Widzimy tu najlepszą sytuację – stwierdził tuż przed przerwą Rafał Dębiński, którego najlepiej skontrował Wojciech Jagoda: – Nie najlepszą, tylko jedyną.

Kurtyna.

Od tamtej pory nie zmieniło się praktycznie nic. Łęczna bez kontuzjowanego Bonina nie potrafiła stworzyć żadnej składnej akcji (chyba że taką nazwiemy niemrawy strzał Tanczyka), a Ruch – zadowolony (i zaskoczony) po trafieniu Kuświka – rozłożył leżaki. Takie tempo meczu najbardziej odpowiadało Filipowi Starzyńskiemu, który ma to do siebie, że potrafi przestać 148 meczów z rzędu, ale świetnie ułożona noga pozwala mu czasem zapunktować w klasyfikacji kanadyjskiej. Szczególnie z piłki – nomen omen – stojącej. I to właśnie odróżnia popularnego „Figo” od poważnych ligowców – stać chłopaka, by wygrywać takie mecze w pojedynkę, ale do tego trzeba choćby minimum ambicji. Minimum przyspieszenia, agresji, pressingu. Minimum zdecydowania, kreatywności. Ale niestety właśnie słowo „minimum” najlepiej określa historię Starzyńskiego w Ekstraklasie. Minimum przyzwoitości.

Reklama

Ruch stawia milowy krok w kierunku utrzymania, Łęczna nawet nie próbowała udawać, że na tym utrzymaniu jej zależy, ale drużynie Szatałowa trzeba oddać, że w uzyskaniu korzystnego wyniku przeszkodził jej sędzia. Kuriozalna sytuacja. Patrik Mraz biegnie na pojedynek w polu karnym z Rafałem Grodzickim, obrońca Ruchu z całym impetem wchodzi w niego ciałem, wybija z rytmu… Ewidentna jedenastka. Nie ma o czym dyskutować. Grodzicki nawet nie myślał o piłce – widać to w każdej powtórce. Werdykt? Żółta za Mraza. Prawdopodobnie za pyskówkę, bo za co innego?

Sędzia Stefański dostosował się do poziomu piłkarzy. Pełen Łomżing.

8e8eVvv

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

0 komentarzy

Loading...