Reklama

Konopie, kopalnia uranu i złota cela. Konoplanka, czyli lider Dnipro

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2015, 14:57 • 8 min czytania 0 komentarzy

Dnipro, czyli kolektyw. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, drużyna wszystkim, jednostka niczym. Od tej reguły jest jeden zasadniczy wyjątek i nazywa się Jewhen Konoplanka. Gwiazdor, symbol, idol, “ukraiński Robben” jak go nazywa tutejsza prasa, a do którego od lat łaszą się możniejsi, ostatecznie zawsze jednak całując klamkę. Czy to schowana na zapleczu wielkiej piłki potencjalna megagwiazda czy też napompowany w przeciętnej lidze balon, który rozrósł się do takich rozmiarów z uwagi na cieplarniane warunki? To najdłuższe pytanie jakie dziś przeczytacie, ale co poradzimy – zasadne.

Konopie, kopalnia uranu i złota cela. Konoplanka, czyli lider Dnipro

Postaw w BET-AT-HOME na Dnipro w finale Ligi Europy -> KURS: 5.03

800x600-e003-marihuana

Pytacie: Co tu robi ta marycha?! Odpowiadam: Konoplanka to po ukraińsku konopie.

***

“Siła Dnipro tkwi w zespołowości, nie w umiejętnościach poszczególnych graczy. Jedynie Konopianka wyraźnie się wyróżnia, ma wielką jakość. Gra na bardzo wysokim poziomie i jest gotów, by zrobić skok do czołowego europejskiego klubu. Pozostali to ciężko pracujący, mocni fizycznie gracze, którzy poświęcą zdrowie za wynik”.

Reklama

Juande Ramos przed dzisiejszym meczem.

***

Kirowograd, centralna Ukraina. Miasto wielkości Radomia lub Częstochowy, miasto w rozkroku między północą i południem, wschodem i zachodem. Słynący z wysokiego bezrobocia żywy pomnik po ZSRR. Mrowie opustoszałych fabryk dawniej tętniło życiem, do tego pełno monumentalnych budowli socjalistycznych, w żaden sposób nie przystających do dzisiejszej rzeczywistości. Wisienką na torcie kopalnia uranu na przedmieściach.

kirovograd-ukraine-city-views-2

Do miasta nie pielgrzymkują turyści

20_big

Reklama

Do kopalni też nie

To właśnie tutaj w 1989 przyszedł na świat Jewhen, tu się wychowywał, tu zaraził się pasją do sportu. Do sportu, bo interesował go nie tylko futbol – łączył piłkę z karate. Zresztą, do tej dyscypliny też przejawiał wielki talent, podobno ma czarny pas, a w swoim czasie dopiero interwencja rodziców sprawiła, że postawił na strzelanie bramek a nie rzucanie kolegami po macie. To ciekawy przykład kolejnego zawodnika, który za dzieciaka łączył futbol z inną dyscypliną, a teraz czerpie z tego profity – jego koledzy podkreślają, że to karate widać po jego nieustępliwym charakterze, ale i po zwinności w ruchach.

Jewhen pierwsze kroki stawiał w lokalnym klubiku. Olimpik kopał się w czoło w trzeciej lidze, tłukł po wioskach, a dzieciaki szkolił po amatorsku. Konoplanka jednak przerastał wszystkich skalą swojego talentu i w 2003 roku wydawało się, że złapał Pana Boga za nogi, bo zgłosiło się po niego Dynamo Kijów. Oto szansa życia, oto okazja na wyrwanie się z pogrążonego w stagnacji Kirowogradu, na rzucenie pastwisk udających boiska i szkolenie w jednej z najlepszych akademii Ukrainy. Oferta nie do odrzucenia, prawda? Cóż, może jednak nie ma ofert nie do odrzucenia, bo ojciec uznał wówczas, że młody nie jest gotowy, by wyjechać do Kijowa.

Oleg Konoplanka bał się puszczać syna do wielkiego miasta, obawiał się, że sobie nie poradzi. Trzeba przyznać – to był czysty hazard, Jewhen mógł zaginąć w niższych ligach, a złoty bilet do Dynama mógł się stać tylko anegdotką, którą wiele lat później opowiadałby kumplom przy piwku. Ale pracowitości i talentu starczyło, by dwa lata później zgłosiło się Dnipro. Tym razem ojciec się już nie wahał, puścił szesnastolatka do Dniepropietrowska.

23_stadio_2

A na takim cacku grał Olimpik. Obiekt zionie głęboką komuną

***

Na początku było mi bardzo ciężko. Tęskniłem za przyjaciółmi i rodziną, przez to nie grałem na pełnych obrotach.

Tak Konoplanka wspomina początki w Dnipro. Oleg mógł mieć rację nie puszczając chłopaka do Dinama.

***

Jewhen to nie był zawodnik, który olśnił wszystkich od pierwszego treningu. Tak, widać było, że ma papiery na poważne granie, dano mu zadebiutować na osiemnastkę, ale jednak początki to głównie akademia, rezerwy i stypendium wynoszące trzysta dolarów. Pierwszą bramkę w barwach Dnipro strzelił trzy lata po debiucie, a i nie był to wcale wielki przełom. Niedługo później wymowny mecz z Metalistem: Dnipro obrywa 0:3 do przerwy, więc trener Włodimir Bessonow wpuszcza dzieciaka na murawę, ale zdejmuje go po dwóch kwadransach. Konoplanka miał kompletnie się pogubić, nie realizować jakichkolwiek założeń taktycznych, w ten sposób zarobić na piłkarską wędkę.

Dopiero następny sezon był szczerze przełomowy. Zamiatał rywalami w lidze, wrzucił wyższy bieg. Dnipro pociągnął do pucharów, siebie do reprezentacji. Znowu zastukało do jego drzwi Dynamo, ładnych kilka lat po pamiętnej ofercie. Włodarze ze stolicy wyłożyli grubą kasę, czternaście milionów euro miało załatwić sprawę, a właściwie można powiedzieć – musiało. Owszem, Konoplanka miał świetny sezon, ale przecież był piłkarzem, który nie sprawdził się na większej scenie, który dopiero co błysnął. Czternaście milionów to była suma zaporowa, już i tak wydaje się, że zawyżona. I dlatego ludziom opadły szczęki, gdy prowadzący Dnipro wówczas Juande Ramos powiedział, że Jewhen jest wart pięćdziesiąt milionów i za takie grosze gracza światowej klasy nie oddadzą.

Markowe zagranie Konoplyanki. Zejście do środka i strzał

Takie stawianie sprawy było możliwe, bo w Konoplance zakochany jest Igor Kołomyjski, oligarcha władający Dnipro, a zdolny płacić Jewhenowi kontrakty przewyższające te, które otrzymałby na zachodzie. Nie miał żadnej presji na sprzedaż ulubieńca, dla niego te paręnaście milionów to frytki. Kołomyjski dobrze musiał też pamiętać, że Dnipro swoje najpiękniejsze karty w historii zapisywało talentami wychowanków. Akademia piłkarska była dumą sportowego Dniepropietrowska, a jej absolwenci fundamentami złotej generacji, która wygrała mistrzostwo Związku Radzieckiego w 1983 i 1988. Dlatego choć Dnipro na pewno nie zamyka się na wpływy zza granicy czy z innych regionów Ukrainy, tak wyjątkowo niechętne jest by pozbywać się najbardziej utalentowanych wychowanków. Oni mają stawać się fundamentami, trzonem i kręgosłupem drużyny. To DNA klubu, a przynajmniej tak chciałby Kołomyjski.

154355Zwycięska banda z lat osiemdziesiątych

Zestrzeliwywano więc kolejne oferty, a tych był multum. Pół żartem pół serio można powiedzieć, że łatwiej wymienić z kim Konoplanki nie łączono, niż kto go nie chciał. Ostatnio najbliżej był Liverpool, który ponoć nawet rzucił dość kasy na stół, by w życie weszła klauzula uwalniająca piłkarza, ale Kołomyjski i tak nie zgodził się puścić swojego diamentu, choć właściwie nie miał takiego prawa. Nie i koniec, a że okienko transferowe właśnie się zamykało, sprawa rypła się po myśli Ukraińca – prezesa, nie piłkarza, bo Jewhen później mówił, że żałuje fiasko transferu na Anfield.

Trzeba jednak zwrócić uwagę, że Konoplanka przez ostatnie lata zarabiał jak król i nie ma zamiaru spuścić z tonu. Jeśli Kołomyjski uczynił go więźniem Dniepropietrowska, to w złotej celi. Doszło do tego, że gdy podobno Dnipro wreszcie dogadało się z Romą w styczniu tego roku, być może obniżając cenę z uwagi na to, że piłkarzowi pozostało pół roku kontraktu, ostatecznie sam Jewhen nazwał ofertę rzymian niepoważną. Jak śmieszne pieniądze miały wchodzić w grę? Cóż, powiedzmy tylko, że ostatnio ze ścianą zderzyć miało się Stoke, od którego ukraiński skrzydłowy żądał stu tysięcy funtów tygodniowo i trzech milionów za złożenie podpisu na umowie. Kosmiczne kwoty jak na gościa, który specjalizuje się w kiwaniu obrońców z Ługańska.

11Kwietniowe wydane Estadio Deportivo łączyło go mocno… z Sevillą

Nie zrazi to na pewno kolejnych kontrahentów, skoro Jewhen latem będzie wolny. Ktoś w końcu skutecznie zarzuci na niego sieci. Mówi się o Sevilli, Gladbach, Interze, ale sam piłkarz chciałby do Premier League, a i tam mają na niego oko, swoje zrobiły udane mecze w barwach Ukrainy przeciwko Anglii. Anglia wydaje się najbardziej prawdopodobnym kierunkiem, jednak fachowcy zwracają uwagę, że Ukraińcy mają wyjątkowego pecha do Premier League. Pierwszym był Oleksandr Jewtuszok, który w 1997 przemknął jak kometa przez Coventry, rozczarowaniem był Łużny, Woronin też szybko wyjechał z Wysp, a o tym jak zawiedli Rebrow i Szewa można by napisać tłusty rozdział w książce. Poza tym wciąż niejasna jest jego sytuacja kontraktowa skrzydłowego Dnipro. Niby reprezentuje go dziś agent James Lippett, ale jednocześnie wciąż ojciec Oleg chce mieć dużo do powiedzenia, w niektórych wywiadach przekonuje wręcz, że to on jest wciąż jedynym, z którym kluby powinny się kontaktować.

bez tytułu

Czasami naprawdę transfer był o krok

Czy jednak tyle zachodu, ile będzie musiał wykonać potencjalny nabywca, ma szansę być wynagrodzone na boisku? I tak i nie. Bezwzględnie Konoplanka jest błyskotliwym, efektownym skrzydłowym, potrafiącym błysnąć na poziomie najlepszych. Ale pytanie brzmi – czy jest dostatecznie efektywny, bo to przecież ostatecznie ma największe znaczenie. Statystyki z Ukrainy ma przyzwoite, ale pamiętajmy, że Dnipro to zespół w dużej mierze zbudowany wokół niego, często mierzący się z pasztetowymi drużynami, a mimo to liczby nie porywają. Gdzie im choćby do tych jakie wykręcał Mchitarian, a który przecież Dortmundu na kolana nie rzucił. Być może najbardziej godząca w Konoplankę jest statystyka, według której tylko 4% swoich strzałów przemienia na gole, a przecież bramkostrzelność miałaby niby być jednym z głównych atutów. My w kraju dodatkowo pamiętamy, że w swoim czasie zatrzymała go obrona Lecha – chłop niby robił wrażenie, niby widać było, że jest w nim coś więcej, ale na wrażeniach estetycznych się kończyło.

Pozostaje piłkarzem zagadką, a ten, kto się na niego zdecyduje, kupi kota w worku. Póki jednak rozkręci się na całego karuzela transferowa z Jewhenem w roli głównej, jest jeszcze finał LE. Ostatni akord dla dobrodzieja Kołomyjskiego, ostatnie tango w barwach Dnipro, z którym będzie się chciał pożegnać po swojemu, czyli efektownie, by nie powiedzieć – efekciarsko. Jednocześnie kiedy jak nie dziś przekonać potencjalnych kontrahentów, że jest wart gigantycznej kasy, której żąda? Dla Konoplanki ten mecz to wiele meczów spakowane w jedno dziewięćdziesiąt minut.

Leszek Milewski

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...