Co tu się stało, to my nawet za bardzo nie wiemy. No bo wyobraźcie sobie – Wilczek strzela w pół godziny cztery gole, z czego przy ostatnim sam zalicza asystę piętą. Po czym uderza wolejem. Dwa trafienia dokłada Vassiljev, który w kilka minut dwa razy pokonuje Trelę bezpośrednio z rzut wolnego. Bełchatów odszczekuje się trzema golami, ale to wynik wyłącznie radosnego futbolu w ostatnich minutach, gdy oba zespoły odpuściły sobie zupełnie takie głupoty jak gra defensywna czy próby odbioru piłki.
Piastelona. Van Wilkstelrooy. Wilczy apetyt. Można się tak bawić dalej, a i tak nie oddamy do końca tego jak szeroko rozdziawiliśmy szczęki oglądając kolejne ataki gliwiczan. Powiedzmy, że początek był dyskretny: oba gole dla Piasta to zasługa niemal wyłącznie prawej nogi Vassiljeva, której towarzyszyły: głupota Barana (dwa faule w niebezpiecznej strefie) oraz brak refleksu Treli (przy pierwszym golu zachował się tragicznie). Swoją drogą, Vassiljev jeszcze przed pierwszym golem sprawdził ze stałego fragmentu bramkarza Bełchatowa, który dość niepewnie wybił centrostrzał z dość sporej odległości.
Piast poczuł wówczas krew, ale po jednej z – przyznajmy – całkiem nieźle wyprowadzanych dziś kontr GKS-u padł kontaktowy gol. Warto tu zaznaczyć – Wacławczyk czy Małkowski naprawdę grali dziś przyzwoicie. Zanim jednak ich błyskotliwe zagrania zdążyły przynieść jakikolwiek efekt (no bo słusznie nieuznanego gola Telichowskiego z drugiej minuty nie liczymy), Vassiljev cieszył się już z drugiego gola.
Od piętnastej do sześćdziesiątej minuty mogliśmy jednak spokojnie przełączyć na Cracovię. Nie działo się nic, ale – jak się miało później okazać – była to jedynie cisza przed burzą. Po godzinie gry na murawie wreszcie pojawił się bowiem przygaszony do tej pory Wilczek. Z opaską kapitana oraz potężnym wkurwieniem po niewykorzystanej setce sprzed kilku minut. Jeden gol. Znakomity instynkt, dziabnięcie dwóch rywali i pewny strzał. Drugi gol – zimna krew, położenie rywala przed strzałem. Ręce same składają się do oklasków. Trzeci gol – pewnie wykonany karny. Czwarty gol… To już jazda bez trzymanki. Próba podania piętą nie wychodzi, piłka zamiast do kolegi z drużyny zostaje podbita do góry, co skrzętnie wykorzystuje Wilczek. Bomba za kołnierz. Szóste trafienie Piasta. Czwarte w meczu, dwudzieste w sezonie napastnika z Gliwic. Nokaut.
GKS odwinął się jeszcze dwukrotnie w doliczonym czasie gry, ale to już niczego nie zmienia. Z taką defensywą bełchatowianie mogliby dzisiaj rywalizować z Widzewem, albo w najlepszym razie z Bytovią Bytów, ale nie z rozpędzonym Piastem-Piasteloną. 6:3. W dodatku nieuznany sztych “Telicha”. Od groma okazji, sytuacji, no i ten fantastyczny popis Wilczka.
Pana piłkarza Wilczka.
Fot.FotoPyK