Reklama

Boniek: Blatter będzie rządził do śmierci

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

18 maja 2015, 08:18 • 14 min czytania 0 komentarzy

– Po przeczytaniu 50 stron książki T. Kistnera „FIFA mafia” pomyślałem, że gdyby połowa była prawdą, to już by było za dużo. Autor publikuje szczegóły, numery kont itd. A przecież wiadomo, że Blatter będzie rządził do śmierci albo dopóki będzie chciał. Prezesa wybierają szefowie 209 federacji, każda ma jeden głos. Niemcy, Polska, Malediwy, Bangladesz. Taki system trudno obalić. Na kongresie wyborczym w 2011 r. Blatter mówił: „Mój mandat wygasa, ale misja nie. Wy zdecydujecie, ale chciałem zaznaczyć, że w kolejnym roku każda federacja dostanie po kilkaset tysięcy dolarów ekstra”. Dla budżetów angielskiego czy nawet polskiego to nic, dla stu najbiedniejszych związków – fortuna. Tak w Gazecie Wyborczej wypowiada się dziś Zbigniew Boniek, prezes PZPN. Zapraszamy na przegląd prasy.

Boniek: Blatter będzie rządził do śmierci

Dzisiejsza prasówka w wersji skróconej. Przez problemy techniczne nie dotarliśmy do Faktu.

GAZETA WYBORCZA

Poniedziałkowy dodatek sportowy i gwarancja jakości. Na początek: Jak prezes naprawiałby piłkę. Czyli wywiad z Bońkiem. Cytujemy fragmenty rozmowy o Blatterze.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Szef futbolu na Dominikanie Osiris Guzman porównuje Seppa Blattera do Jezusa, Mandeli, Mojżesza, Lincolna, Churchilla i Luthera Kinga. A w mediach prezes FIFA wychodzi na przywódcę organizacji przestępczej.
– Po przeczytaniu 50 stron książki T. Kistnera „FIFA mafia” pomyślałem, że gdyby połowa była prawdą, to już by było za dużo. Autor publikuje szczegóły, numery kont itd. A przecież wiadomo, że Blatter będzie rządził do śmierci albo dopóki będzie chciał. Prezesa wybierają szefowie 209 federacji, każda ma jeden głos. Niemcy, Polska, Malediwy, Bangladesz. Taki system trudno obalić. Na kongresie wyborczym w 2011 r. Blatter mówił: „Mój mandat wygasa, ale misja nie. Wy zdecydujecie, ale chciałem zaznaczyć, że w kolejnym roku każda federacja dostanie po kilkaset tysięcy dolarów ekstra”. Dla budżetów angielskiego czy nawet polskiego to nic, dla stu najbiedniejszych związków – fortuna. Czy mając człowieka, który o nie tak dba, zagłosują na kogoś innego? Mali boją się, że władzę przejmie Europa i o nich zapomni. Stary Kontynent reprezentują w FIFA 54 kraje, a wytwarzają 98 proc. pieniędzy w światowym futbolu.

(…)

Blatter rozdaje pieniądze, Figo stara się założyć jego buty. Przy 48 drużynach na MŚ Burkina Faso miałoby większe szanse na udział.
– Futbol to dla Blattera jedyne zajęcie w życiu. Prywatnie sympatyczny człowiek, wszystko o wszystkich wie, ma niebywałą pamięć wzrokową, jeśli raz kogoś spotka, to go zapamięta. W polityce bezcenna umiejętność. Ale powiedziałem mu, że nie dostanie mojego głosu, bo cztery lata temu obiecał, że nie będzie ubiegał się o kolejną kadencję. Jeśli ktoś daje publicznie słowo, to powinien go dotrzymać. A jeśli znów kandyduje i wie, że nie może przegrać, to coś jest nie tak.

Poza tym skończył 79 lat, a gdy w 1998 r. wygrywał pierwsze wybory, mówił, że FIFA trzeba odmłodzić. Zastępował 82-letniego Joao Havelange’a. Nie jestem uprzedzony, ale mierzi mnie też liczba układów w FIFA.

Nie zagłosuje pan, bo skłamał?
– Przyszedł czas na kogoś innego, futbol trzeba inaczej ułożyć. Blatter czuł się zagrożony, więc postanowił już w 2010 r. rozstrzygnąć, kto będzie gospodarzem mundiali w 2018 i 2022 r. Wcześniej zawarł też umowy telewizyjne i marketingowe. To wszystko najczyściej i najlepiej nie wygląda.

Kultura hejtu w Lidze Mistrzów. Ciekawy temat dobrał sobie Rafał Stec, choć początek tekstu ciężkostrawny.

Reklama

Namalujmy sobie w wyobraźni alternatywny świat klubowego futbolu, na którego szczycie pręży się sześć globalnych potęg – niech to będzie fikcyjny „Amarcord” fikcyjnego trenera Federico Felliniego, niech powstanie „Solaris” trenera Andrieja Tarkowskiego, niech rywalizują z nimi „Chinatown” trenera Romana Polańskiego (byłby czystym Francuzem, nie przesadzajmy z fantazjowaniem), „Viridiana” trenera Luisa Bunuela, „Persona” trenera Ingmara Bergmana oraz „Berlin Alexanderplatz” trenera Rainera Wernera Fassbindera. Wszystkie wymienione kluby wysysają z rynku setki milionów euro rocznego przychodu, wydają fortunę na transfery, drużynami wszędzie kierują wymienieni wybitnie utytułowani i wybitnie kompetentni szkoleniowcy. A teraz pomyślmy jeszcze, że każda drużyna gra tylko bardzo dobrze lub porywająco, że każdy trener wyciska maksimum możliwości piłkarzy, choć oczywiście na wyniki wpływają przypadki losowe, od kontuzji po zaskakujące, może wręcz przeczące logice epizody w grze. Perfekcja. Czy sądzicie jednak, że ktokolwiek opowiadałby o hipotetycznym sezonie w ten sposób? Opiewałby fantastyczną rywalizację, każdego uczestnika ekstatycznie komplementował za podniebny poziom sportowy? Wykluczone. Tu też ktoś zajmowałby ledwie trzecie czy czwarte miejsce, a ktoś kwiczał na haniebnym piątym czy szóstym. I zostałby medialnie zmasakrowany za niedołężność.

Image and video hosting by TinyPic

Idziemy do ligi polskiej. Ile wart jest Moskal?

Ćwierć wieku temu Kazimierz Moskal uratował Wisłę… odchodząc z Krakowa. Dziś przyszedł, by klub znowu stanął na nogi. A udać się to może tylko dzięki grze w rozgrywkach europejskich. Jest rok 1990. Wisła to średniak ekstraklasy i biedak. Brakuje nawet na wodę, piłkarze sami robią sobie kanapki na mecze wyjazdowe. Klub jest pod ścianą. Wtedy pojawia się oferta z Lecha Poznań: „Chcemy Kazimierza Moskala”. Dziś jedni mówią, że zaproponowano 2 mld zł, inni, że 200 tys. dolarów. – Kibice Wisły pikietowali, by mnie nie sprzedano. Gdy działacze Lecha przyjechali na negocjacje, zaparkowali daleko od stadionu, bo obawiali się nieprzyjemności – wspomina Moskal swoje odejście. (…) Gdyby jednak pojawiła się szansa gry w europejskich pucharach, to może wypełniłaby miejsce brakujących cyfr na kontrakcie. Szczególnie że 10 mln zł zdecydowanie zwiększa prawdopodobieństwo regularnych wypłat wynagrodzeń. Właśnie w tak trudnych warunkach pracuje Moskal, ale na razie gimnastykuje się, jak może, i to z dobrym skutkiem. Smuda miesiąca trzymał na boisku Rafała Boguskiego i Macieja Jankowskiego. Pierwszego chwalił, że biega jak nakręcony, drugiego za świetne wyczucie podczas gry głową. Moskala żaden z tych argumentów nie przekonał i obu posadzić na ławce. Nie spisał jednak na straty, ale zaczął od nowa przygotowywać.

Mentalność wicemistrza. To o Lechu.

Drużyna Macieja Skorży miała wszystkie karty w ręku. Przegrała jednak 1:3 z Jagiellonią i mogła stracić prowadzenie w lidze. Legia nie wykorzystała szansy, tylko zremisowała we Wrocławiu 1:1. Ekipa z Białegostoku dołączyła do walki o mistrzostwo. Lech to drużyna, która gra najlepiej w kraju, gdy wiatr wieje jej w plecy. Ale staje się nieporadna i nieodporna, gdy przestaje. Wczoraj znów widzieliśmy dwa oblicza Lecha. Wiecznego wicemistrza kraju. Drużyny, która w tym sezonie wiele razy rozbudziła nadzieje swoich fanów na tytuł mistrzowski. I która po raz kolejny sama je zdławiła. Działo się to ledwie tydzień po wyjściu na pozycję lidera ekstraklasy, tydzień po pobiciu przy Łazienkowskiej Legii Warszawa. Gdy piłkarze mieli przed sobą tylko sześć kolejek, aby dokończyć robotę. I już za sobą słabnącego z każdą kolejką mistrza kraju ze stolicy. W dodatku na stadionie przy Bułgarskiej, przy 22 tysiącach swoich fanów.

RZECZPOSPOLITA

Szara masa w Bełchatowie – pisze Stefan Szczepłek.

Porażka z Podbeskidziem na swoim boisku, kiedy się walczy o każdy punkt, to porażka podwójna. No właśnie – kiedy się walczy. Mam od pewnego czasu wrażenie, że piłkarzom Bełchatowa wszystko jedno, jak grają. Tak było w czasach trenera Kamila Kieresia i podobnie jest obecnie, kiedy pracuje Marek Zub. W Bełchatowie od dawna nikt nie wyrasta ponad przeciętność. Dotyczy to działaczy, trenerów i piłkarzy. Ostatni raz widać tam było efekty pracy, kiedy prezesem klubu był Jerzy Ożóg, pierwszym trenerem – Orest Lenczyk mający do pomocy Marka Zuba i Zbigniewa Robakiewicza, a po boisku biegali m.in.: Radosław Matusiak, Łukasz Garguła, Tomasz Jastrzębowski, Marcin Kowalczyk, Dawid Nowak, Carlo Costly, Piotr Lech. W sezonie 2006/2007 zdobyli wicemistrzostwo Polski – coś wyjątkowego jak na Bełchatów. A w rozgrywkach o Puchar UEFA zremisowali w Dniepropietrowsku z Dnipro. Wtedy tam wszystko grało. Dziś, mimo że Robakiewicz jest w Bełchatowie od dawna, a Zub zimą wrócił, nie widać żadnej zmiany na lepsze. Drużyna to szara masa, w której nie ma lidera ani na boisku, ani poza nim. Gdyby Zub miał w Bełchatowie takich zawodników jak w Żalgirisie Wilno, grałby teraz w grupie mistrzowskiej. Z tymi, których zastał, kiedy przyszedł do klubu zimą, może jedynie się bronić przed spadkiem. W Bełchatowie od dawna piłkarze są w cieniu siatkarzy. Mają świadomość, że są zawieszeni między ekstraklasą a pierwszą ligą i można odnieść wrażenie, że im z tym dobrze. Uposażenie w pierwszej lidze nie jest dużo niższe, po co więc się męczyć. W meczu z Podbeskidziem, wyjątkowym ze względu na miejsca obydwu drużyn w tabeli, bełchatowianie zagrali, jakby to było spotkanie towarzyskie.

A obok wykolejony Lech. Piotr Żelazny podsumowuje ligę.

Zespół z Podlasia ma już tylko punkt straty do Kolejorza i realne szanse na mistrzostwo. A już w środę Jagiellonia przyjeżdża do Warszawy. Wczorajszy mecz Legii ze Śląskiem zakończył się po zamknięciu tego wydania gazety. W grupie spadkowej po raz pierwszy od miesięcy głębszy oddech mogli wziąć kibice w Bydgoszczy. Zawisza opuścił ostatnie miejsce w tabeli, ale choć pokonał 3:1 Koronę Kielce, wciąż jest jednym z dwóch najpoważniejszych kandydatów do spadku. Klub, którego większościowym właścicielem jest piłkarski menedżer Radosław Osuch, na dno tabeli spadł po ósmej kolejce i porażce 2:4 z Wisłą Kraków na początku września. Był to zresztą pierwszy mecz, w którym Zawiszę poprowadził nowy szkoleniowiec Mariusz Rumak, dopiero co zwolniony z Lecha Poznań po blamażu w eliminacjach Ligi Europejskiej. Po ośmiu miesiącach i pięciu dniach czerwona latarnia została oddana. Wygląda na to, że w „godne” ręce. GKS Bełchatów to klub balansujący od lat między ekstraklasą a jej zapleczem – zbyt silny na pierwszą ligę, zbyt słaby na najwyższą klasę rozgrywkową. Jeden z ostatnich przedstawicieli małych miast (69 tys. mieszkańców) w ekstraklasie, których w pewnym momencie było całkiem dużo. Wystarczy wspomnieć Amicę Wronki (11 tys.), Groclin Grodzisk-Wielkopolski (14 tys.), Górnika Polkowice (22 tysiące) czy Odrę Wodzisław Śląski (49 tysięcy). Wszystkie te projekty się nie udały – w małym mieście nie ma miejsca na wielką piłkę. Brak kibiców, zainteresowania mediów, sponsorów i w konsekwencji koniec marzeń.

SUPER EXPRESS

Jaga idzie na mistrza? – pyta tabloid.

Image and video hosting by TinyPic

Kibice i piłkarze Legii modlili się o potknięcie Lecha i wymodlili – beznadziejny „Kolejorz” przegrał 1:3 z Jagiellonią. Co z tego, skoro grający zaraz potem mistrz Polski zaledwie zremisował ze Śląskiem 1:1? Na koniec wyścigu o tytuł może być jak w przysłowiu, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Ten trzeci to oczywiście Jagiellonia, która w Poznaniu spisała się znakomicie. Lech prowadził po golu Dawida Kownackiego strzelonym ze spalonego, ale potem sparaliżowany presją zupełnie stanął, a goście z Białegostoku, widząc bezradność rywali, złapali wiatr w żagle. Dwie bramki strzelił Patryk Tuszyński, a efektowną wygraną przypieczętował fantastycznym uderzeniem z wolnego Maciej Gajos. – Karty niby już były rozdane, ale okazało się, że jedna została pod stołem – uśmiechał się po meczu trener Jagiellonii Michał Probierz. Jego drużyna w środę gra na Łazienkowskiej i w takiej formie nie ma się czego bać.

Barrientos przyznaje, że zachował się jak szaleniec. Pięć minut piłkarza Wisły.

Image and video hosting by TinyPic

Z jakiej planety przybyłeś? Bo komentatorzy krzyczeli, że to gol nie z tej ziemi…
– Zapewniam, że jestem Ziemianinem (śmiech). Choć jest dwóch ludzi w świecie piłki, którzy są chyba z kosmosu: Messi i Ronaldo. A co do bramki… Wiadomo – najładniejszy gol w karierze. Podkreślam jednak, że cała akcja była super, a nie tylko jej wykończenie.

W którym momencie podjąłeś decyzję, że zachowasz się w tak niespodziewany sposób?
– Najpierw chciałem uderzyć z pierwszej piłki, ale nie miałem dobrej pozycji. Potem mogłem podać, ale postanowiłem zaskoczyć rywali i strzelić piętką. Wiem, że zachowałem się jak szaleniec. Dobrze, że wpadło, bo inaczej dostałbym opieprz, że nie oddałem piłki koledze.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Oto okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Przeciąganie liny na remis, czyli Legia nie wykorzystuje szansy sprezentowanej przez Lecha.

Znowu mogli być zależni tylko od siebie, ale nie są. Legia nie skorzystała z prezentu, jaki dostała od Lecha Poznań. Może nie zawiodła, ale na pewno nie stanęła na wysokości zadania. Oddała tylko jeden celny strzał na bramkę Mariusza Pawełka – to za mało, by myśleć o przywiezieniu trzech punktów. Śląsk, choć przez prawie pół godziny grał z przewagą jednego zawodnika, bał się zaryzykować. Skończyło się remisem, z którego żadna ze stron nie może być zadowolona. Drużyna, która chce po raz trzeci z rzędu sięgnąć po mistrzostwo kraju, czyli Legia, w dwóch kolejach rundy finałowej zdobyła zaledwie punkt. (…) Remis oznacza, że stołeczna drużyna dała się dogonić Jagiellonii Białystok, z którą zagra pojutrze i wcale nie musi być faworytem. Straciła Brzyskiego, Koseckiego, zapewne też Ivicę Vrdoljaka (odnowiony uraz kolana). Śląsk w przypadku wygranej mógł wyprzedzić Wisłę Kraków i awansować na miejsce, które daje możliwość gro o europejskie puchary. Teraz jedzie do Poznania, wzmocniony, bo po pauzie za żółte kartki wracają Mariusz Pawelec i Paweł Zieliński. W tej zwariowanej lidze, bo inaczej obecnego sezonu ekstraklasy nie można nazwać, wszystko się może zdarzyć.

Image and video hosting by TinyPic

Gramy o mistrzostwo – stawia sprawę jasno Bartłomiej Drągowski.

Zwycięstwo Jagiellonii w Poznaniu to spora niespodzianka, bo Lech był faworytem.
– Przede wszystkim bronił pozycji lidera. My dzisiaj nie musieliśmy, tylko mogliśmy. Lech ma aspiracje wywalczenia mistrzostwa Polski. My też byśmy chcieli je zdobyć, ale nie czujemy takiej presji, jak poznaniacy. Lech to bardzo duży klub, wymaga się od niego, żeby tytuł zdobywał co roku. My gramy na luzie i to przynosi efekty.

(…)

O co gra Jagiellonia?
– Jak każdy, kto znalazł się w grupie mistrzowskiej – o tytuł.

Wierzycie, że uda się wam go wywalczyć?
– A dlaczego nie? Mamy zaledwie punkt straty do Lecha, jesteśmy w ścisłej czołówce. Musimy tylko wygrywać, a wtedy będziemy awansować i przy odrobinie szczęścia może wywalczymy mistrzostwo. Byłby to bez wątpienia największy sukces w historii klubu, bo przecież Jagiellonia nigdy nie była najlepszą polską drużyną. Cieszyła się tylko ze zdobycia Pucharu Polski.

Image and video hosting by TinyPic

Gdzie są górnicy? Bełchatów w drodze do pierwszej ligi.

Dziś brzmi to jak „suchar” z kiepskiej powieści science-fiction: po czwartej kolejce Bełchatów był liderem T-Mobile Ekstraklasy. Z siedmiu pierwszych spotkań sezonu wygrał cztery (w tym z Legią przy Łazienkowskiej) i trzy zremisował. Dziś jest w tragicznej sytuacji. Z 13 tegorocznych spotkań wygrał jedno (z Wisłą), dwa zremisował i dziesięć przegrał. W sobotę pokonało go Podbeskidzie i zespół Marka Zuba zastąpił Zawiszę na ostatnim miejscu w tabeli. – Trudno uwierzyć w to, co widzę, oglądając mecze Bełchatowa. Przecież zimą drużynę wzmocniło dwóch ofensywnych zawodników: Arek Piech i Sebastian Olszar. Wydawało się, że będzie komu zastąpić kontuzjowanego Mateusza Maka. Niestety, porażka zaczęła gonić porażkę, zespół zatracił wiarę i pewność, nie pomogła zmiana szkoleniowca – mówi Rafał Ulatowski, były trener bełchatowskiego klubu. Jego zdaniem tylko cud może uratować beniaminka przed spadkiem z ligi. – Niby grają ci sami piłkarze, co jesienią, a jednak zupełnie inni. Nie widzę żadnych oznak poprawy, jeśli Bełchatów nie obudzi się sam, nie pomoże mu żaden wstrząs. Potrzebują wygranej, by wrócił cień nadziei. Ale o czym tu mówić, skoro w sobotę łatwo przegrali u siebie z Podbeskidziem, któremu nie zaszkodziła zmiana trenera po 30. kolejce. Dariusz Kubicki zdobył cztery punkty w dwóch meczach, Podbeskidzie strzelało po dwa gole i jest dziewiąte w tabeli.

Zawodowcy są skazani na ból. Czytamy o piłkarskich emerytach.

Sposób na długie, zdrowe życie? Najpowszechniejszą odpowiedzią, potwierdzaną przez piłkarzy, jest uprawianie sportu. Według specjalistów aktywność fizyczna zmniejsza ryzyko wystąpienia m.in. zawału, raka, cukrzycy, a nawet chorób psychicznych. Zgodnie z tym tokiem rozumowania, najzdrowszymi przedstawicielami społeczeństw powinni być zawodowi sportowcy. Ale czy faktycznie tak jest? – Niewielu profesjonalnych piłkarzy po zakończeniu karier powie z czystym sumieniem, że sport to zdrowie – ucina temat były reprezentant Polski, a obecnie trener GKS Tychy Tomasz Hajto. Jego słowom przytakują inni byli piłkarze, których organizmy wyniszczyło kilkanaście lat katorżniczych treningów.

Image and video hosting by TinyPic

Kto nie chciał jeść sucharów?. Zaglądamy w pierwszoligowy komentarz Dariusza Stolarczyka.

Sponsor Floty Świnoujście Jerzy Woźniak wycofał się z finansowania drużyny, a w konsekwencji Wyspiarze wycofali się z rozgrywek. Dość dawno spodziewałem się tej sytuacji, więc obyło się bez szoku. Do czasu… Wstrząsnęła mną dopiero wypowiedź pana Woźniaka, którą przeczytałem w czwartkowym „PS”. Cytuję: „Gdy wejrzałem w stare rachunki, oniemiałem. Zespół jadł obiady w Świnoujściu w restauracji należącej do jednego z klubowych działaczy. Koszt posiłku był dwa razy wyższy niż w hotelu przy promenadzie, gdzie ja się stołowałem. Transport na mecze kosztował dwa razy więcej od cen rynkowych. Za hotele na trasie przepłacano dwukrotnie. Niektórzy w Świnoujściu dobrze żyli z Floty. Nic dziwnego, że klub został tak bardzo zadłużony”. Koniec cytatu. Jeśli pan Woźniak rzeczywiście posiada na to wszystko kwity, sprawą powinna zająć się prokuratura, ponieważ mamy do czynienia z klasyczną niegospodarnością i działaniem na szkodę stowarzyszenia. Artykuł w kodeksie karnym czeka. Natomiast jeśli były sponsor kwitów nie ma, wskazówka z napisem „kłopoty” skieruje się w jego stronę, bo oskarżenia mają charakter poważny.

Borussia Moenchengladbach chce piłkarzy z Polski.

Po raz pierwszy w historii fazy grupowej Champions League zagra w przyszłym sezonie Borussia Mönchengladbach. Piłkarze prowadzenie przez Luciena Favrego sensacyjnie kończą sezonem na trzecim miejscu w tabeli Bundesligi, które daje prawo gry w Lidze Mistrzów bez eliminacji. Zdaniem niemieckich dziennikarzy, pierwsze transfery szefowie Borussii mają ogłosić już za kilkanaście dni, a ich głównym celem są dwa zawodnicy z naszej ekstraklasy: Ondrej Duda z Legii Warszawa oraz Karol Linetty z Lecha Poznań. Należy się zastanowić, czy podbijanie Champions League akurat z tymi dwoma zawodnikami wróży powodzenie, ale na pewno dyrektor sportowy BMG Max Eberl już od dłuższego czasu obserwuje Słowaka i Polaka. Dziennikarze największej niemieckiej gazety „Bild” twierdzą nawet, że Duda ma już gotowy kontrakt do podpisania, a zwlekał z tym, póki awans niemieckiego klubu do Champions League nie będzie pewny. Na kolejkę przed końcem sezonu piłkarze Favrego mają pięć punktów przewagi nad Bayerem Leverkusen, więc trzeciego miejsca nikt im już nie zabierze.Linetty natomiast poważnym tematem stał się w ostatnich tygodniach. W Borussii Mönchengladbach miałby zastąpić reprezentanta Niemiec Christopha Kramera, który wraca z wypożyczenie do Leverkusen. Dla pomocnika Lecha Eberl przygotował podobno 5-letni kontrakt. Pytanie tylko, czy transfery dojdą do skutku, bo negocjacje z szefami dwóch najlepszych polskich klubów dopiero mają się rozpocząć.

Najnowsze

Hiszpania

Kibice Valencii zaprotestowali. Teraz zostali uwięzieni w Singapurze

Patryk Stec
2
Kibice Valencii zaprotestowali. Teraz zostali uwięzieni w Singapurze
Niemcy

Grabara do kadry? Pff. Na jego miejsce jest z dwudziestu lepszych

Szymon Piórek
44
Grabara do kadry? Pff. Na jego miejsce jest z dwudziestu lepszych

Komentarze

0 komentarzy

Loading...