Lech Poznań pozostaje liderem. Nie dlatego, że w ten weekend zasłużył zwycięstwem – bo przegrał, i to u siebie – ale znów wiele może zawdzięczać Legii. Zespół Henninga Berga zremisował we Wrocławiu, oddając ledwie jeden celny strzał w sytuacji, gdy sędzia powinien użyć gwizdka. Po raz kolejny nie zobaczyliśmy w warszawiakach zespołu, który miałby być w tej lidze numerem 1.
W tym roku Legia gubi punkty z niesamowitą częstotliwością: trzynaście meczów i tylko pięć zwycięstw. Od początku stycznia więcej „oczek” zebrało pięć drużyn, włącznie z Ruchem Chorzów, tyle samo – Cracovia.
Trudno dostrzec w Legii zespół, który wychodzi na boisko i robi swoje. On po prostu nie wie, co robić. Celeban, mówiąc w przerwie meczu o groźnej ofensywie rywala, wymieniał nazwiska Żyry, Koseckiego, Sa i Kucharczyka. Kucharczyka we Wrocławiu nie było w ogóle, Żyro dostał wędkę, a Kosecki – z niezłymi 20 minutami – zszedł z powodu urazu. Został więc Sa, ale on zaczął jedynie na ławce. Berg znów uparł się na Marka Saganowskiego i znów się zawiódł. Legia przez ponad godzinę grała dwoma napastnikami, ale oddała w tym czasie jeden celny strzał, kiedy Jodłowiec dostawiał już tylko nogę. Chwilę wcześniej Sa przekroczył przepisy, faulując Celebana, czego sędzia nie odgwizdał.
Czy zapomnieliśmy o Dudzie? Nie. To Duda zapomniał, jak się gra.
Dużym problemem Legii był dziś środek pola. Vrdoljak wyglądał fatalnie i tracił mnóstwo piłek, a po meczu – jak na kapitana przystało – odmówił wywiadu. Jodłowiec wyglądał lepiej, ale nie na tyle, by można było napisać, że w drugiej linii był lider. Straty notował też niewidoczny Duda i akurat, gdy on piłkę podarował rywalom, ci strzelili gola. To była 6. minuta meczu.
Śląsk chciał iść za ciosem i próbował różnych sztuczek, włącznie z tą, w której przy rzucie rożnym dla gości trzech ofensywnych piłkarzy czekało na środku boiska. Gospodarze ruszyli więc z szybkim atakiem i niewiele brakło, a skutecznie zaskoczyliby Legię. Tego elementu zaskoczenia dziś brakowało, bo Śląsk był dość przewidywalny. Kiedy już zdołał jednak zrobić niekonwencjonalnego, marnował dogodne sytuacje.
Najmocniej zawiodła jednak końcówka podopiecznych Tadeusza Pawłowskiego. 25 minut gry z przewagą jednego zawodnika przypadła akurat na czas, gdy wrocławianie ledwo się poruszali. Czy to brak sił, czy taka taktyka – nie wiemy. Łukasz Olkowicz zwrócił uwagę na Twitterze, że trener wrocławian mówił do Roberta Picha: „Spokojnie, odpocznijcie”. Śląsk, grając jedenastu na dziesięciu, nie demonstrował przewagi fizycznej, nie próbował zabiegać rywala. Miał też duże problemy z dochodzeniem do sytuacji, bo zaczął podawać z fatalną skutecznością, prosto pod nogi rywala. I trudno w ten sposób coś ugrać.
Ale Legia po tym remisie, choć to kolejna strata punktów, płakać nie powinna. Paradoksalnie strata do Lecha została zmniejszona, a z taką grą bliżej we Wrocławiu było porażki.
Fot.FotoPyk