Czy da się żyć z malowania futbolu? Czy piłka nożna to w ogóle dobry temat dla sztuki – było nie było – wysokiej? Meksykański malarz Betirri Bengtson przekonuje, że tak. Pochodzi z Chivas, mieszka w Houston, podróżuje po całym świecie, a wybił się dzięki swoim piłkarskim obrazom. Zapraszamy do niecodziennego wywiadu i zupełnie innego spojrzenia na piłkę. Do rozmowy o filozofii futbolu, o jego artystyczne stronie, o tym co czyni tę grę wyjątkową. Polecamy.
Betirri, ponoć talent artystyczny ma się we krwi. Byłeś skazany na malarstwo?
Coś ty. Nigdy nie myślałem, że tym się będę zajmował. Malowałem niby od zawsze, ale żeby sprzedawać prace, móc żyć ze swoich obrazów? Powiedziałbym kiedyś, że to niemożliwe. Ale dzisiaj wiem i każdemu to mówię: idź za swoją pasją, pracuj ciężko, a bardzo wiele jest możliwe. Nie wiem czy wszystko, ale na pewno bardzo wiele.
To jaka droga doprowadziła cię tu, gdzie jesteś, skoro mówisz, że sam jesteś trochę zaskoczony swoim fachem?
Jako dzieciak w Meksyku chciałem zostać zawodowym piłkarzem. Problem w tym jednak, że miałem astmę. Grałem, ale dostawałem ataków. Nie poddawałem się, ale zapierało mi dech, trafiałem do szpitala. W pewnym momencie stało się jasne, że dalsze kroczenie tą ścieżką jest niemożliwe. Siłą rzeczy skupiłem się na drugiej pasji. Malowałem hobbystycznie, a futbol regularnie przewijał się przez moje prace. Przełomem był wyjazd na mundial do Niemiec w 2006. Wróciłem stamtąd naładowany inspiracją, pomysłami, oszołomiony imprezą. Postanowiłem do architektury, którą wówczas studiowałem, dołożyć też malarstwo. Ale wiesz, to są studia, które dają ci ogromną wolność. Nie mówili co mam robić, tylko na przykład kazali oddać cztery obrazy do końca miesiąca. Byłem świeżo po mistrzostwach, więc cały czas moja głowa krążyła wokół futbolu i uznałem, że to właśnie piłkę będę malował.
Bardzo istotnej rzeczy dowiedziałem się na lekcjach: że ważne jest by mieć ściśle określony i spójny koncept dla serii obrazów. Wtedy wymyśliłem serię, która dała mi start, rozgłos. Postawiłem na gorące rywalizacje i usunąłem piłkarzy, zostawiłem same stroje.
Czemu akurat w ten sposób?
Trochę było w tym czystej intuicji, ale im dłużej o tym myślałem, tym idea nabierała mocy. Piłkarz powiedzmy w derbach Buenos Aires nie ma aż takiego znaczenia, to walka głębsza, historyczna, walka nie samych piłkarzy, ale barw i wszystkiego co się z nimi wiąże. Takie ujęcie na obrazie sprawia, że lepiej oddaje on sedno tematu, a i zyskuje ponadczasowego wymiaru.
Powiedziałeś, że dzięki tej serii zyskałeś rozgłos.
Namalowałem sześć tego typu obrazków, a już pojawiło się zapytanie z Porto Alegre. Internacional dopiero co wygrał Copa Libertadores, do tego dorzucił triumf w rozgrywkach regionalnych, zgarnął też trofeum Recopa Sudamericana. Włodarze klubu znaleźli moje prace w sieci, spodobały im się i zamówili całą utrzymaną w tej tonacji kolekcję opiewającą ich ostatnie sukcesy. To trafiło potem na plakaty, do publikacji prasowych, materiałów promocyjnych, a całą akcję wspierał też prężny sponsor, Reebok. Wtedy w Porto Alegre poczułem, że może mi się udać. Że warto odważniej postawić na malarstwo. Trzy miesiące później miałem już zamówienie na duży mural w Mexico City.
Dzisiaj w pełni utrzymujesz się ze swojej twórczości?
Tak, projektów jest dostatecznie dużo. Dopiero co wróciłem z Mediolanu, gdzie wystawiałem swoje obrazy w jednej z galerii, niedługo podobne wernisaże czekają mnie w Miami i Vancouver. W tym roku odbędą się w Kanadzie mistrzostwa świata kobiet i z tą imprezą też już nawiązałem współpracę. Zgłosiłem też duży projekt w rodzinnym Houston, a który byłby czymś z pogranicza malarstwa, futbolu i architektury – taki piłkarski park.
Na nudę w życiu chyba nie narzekasz.
Futbol jest dzisiaj globalny, więc faktycznie dużo podróżuję. Ale muszę rozczarować tych, którzy myślą, że moje życie to tylko malowanie, liczenie pieniędzy, zwiedzanie i imprezowanie. Moja praca pod względem struktury wygląda tak, jakbym prowadził firmę. Muszę dbać o marketing, o sprzedaż, o wszystkie tego typu detale. Muszę traktować je bardzo poważnie, bo inaczej nic z tego nie będzie. Każdego dnia mam dużo pracy, ale nie oznacza to, że ciągle stoję przy płótnach. I bywa naprawdę ciężko, ale gdy idzie dobrze satysfakcja jest ogromna.
Dlaczego uważasz, że futbol ma artystyczny potencjał?
Picasso w swoim czasie poświęcał wiele obrazów wojnie, bo to był dominujący wtedy temat na świecie. Malarze zawsze poświęcali uwagę temu, co najważniejsze. Nie twierdzę, że futbol jest najważniejszy, ale ma ogromne znaczenie, coraz większe. To potężne zjawisko, które powinno znaleźć swoje miejsce na płótnie.
Czyli chcesz powiedzieć, że dziś może Picasso malowałby futbol, bo to dostatecznie donośna sprawa.
Coś w tym stylu. To wielka, wpływowa znaczeniowo tematyka w naszych czasach.
Ale praktycznie nieobecna w malarstwie.
Futbol można czytać na różne sposoby tak, by dostrzec w nim artystyczne walory. Wspomniałem o wzroście jego znaczenia na świecie i podtrzymuję: spójrz jaką piłkarską ofensywę przeprowadza USA, gdzie MLS się rozpędza, spójrz na Chiny, gdzie piłka nożna jest już edyktem rządzących sportem obowiązkowo uprawianym od podstawówki! W tych krajach doskonale widzą potencjał gry. Także społeczny, ekonomiczny.
Uważam też, że futbol łączy. Pod niemal każdą szerokością geograficzną uprawia się i zna ten sport, kojarzy konteksty. Jutro wysiądziesz na końcu świata i istnieje spora szansa, że zaczniesz temat Ligi Mistrzów, ostatniego mundialu, Messiego bądź Ronaldo, a znajdziesz wspólny język z napotkana osobą.
Można też spojrzeć na grę czysto pod kątem estetycznym i tutaj też widzę artyzm. Akcje, które mogą wydarzyć się tylko raz. Szczególne okoliczności nie do otworzenia, popis, który zapiera dech w piersiach, przechodzi do historii. Nawet metaforę życia można wpleść w piłkę: jednego dnia przegrywasz, może nawet sromotnie, ale będzie okazja by się odkuć. Pojawi się kolejne wyzwanie, kolejny rywal, któremu trzeba stawić czoła i którego tym razem będzie można pokonać. Uważam, że z futbolu naprawdę wiele można się nauczyć.
Tak to przedstawiasz szeroko, a wątpię, byś miał wielu kolegów po fachu zajmujących się sportem. Uprawiasz dziewicze terytoria.
Widziałem prace kilku autorów, ale uważam, że traktowali sport powierzchownie. Może różnicę robi fakt, że mam autentyczną pasję do piłki od zawsze, rozumiem ją wielokontekstowo.
Jak jesteś postrzegany w środowisku? Pytam między innymi dlatego, ze w swoim czasie robiłem wywiad z fotografem, Ryu Voelkelem i jemu było ciężko. Stawiał na prace artystyczne, ale gdy wśród innych fotografów mówił, że zajmuje się sportem, był z miejsca dyskredytowany. Tak jakby to nie była dziedzina, która nadaje się na temat dla sztuki.
Niektórych faktycznie trudno przekonać. Galerie są często na wstępie bardzo niechętne, uważają, że futbol nie jest dość artystyczny, że to się nigdy nie sprzeda. A ja mówię wtedy: przecież Warhol odniósł światowy sukces malując puszki z zupą! Jeśli możesz stworzyć wielką sztukę uwieczniając puszki z zupą, to o czym my mówimy, futbol jest przecież o wiele silniejszy znaczeniowo, głębszy. Wszystko więc moim zdaniem tkwi w tym, by ludzie zrozumieli koncept.
Na swój sposób to ciekawe, bo twoje prace są zarazem oswojone jak i bardzo nowatorskie. Oswojone, bo piłka towarzyszy wielu ludziom na co dzień, a nowatorskie, bo nigdy nie widzieli jej na płótnach w galerii.
Otóż to, otóż to. Te obrazy bardzo łatwe w odbiorze, łapią kontakt. Nawet dzieciaki odczytują bez kłopotu moje prace i sprawiają im one radość. Rozpoznają klub, reprezentację, wciągają się. To wielka satysfakcja.
Co natomiast z krytykami?
Powiem tak: byli obecni choćby podczas mojej ostatniej wystawy w Mediolanie. Recenzje były bardzo, bardzo pozytywne. Rozumieli mnie, ideę, dostrzegli związek pomiędzy futbolem i sztuką. Jestem bardzo zbudowany tą ostatnią wizytą we Włoszech.
To jakie plany, czy też spytam: jak sławny zamierzasz być?
(śmiech) Sława to efekt, nie może być celem sama w sobie. W każdej pracy kreatywnej celujesz w publikę, zależysz od jej poklasku, siłą rzeczy fama musi być gdzieś obok, czy to się podoba autorowi czy nie. Cele konkretne, to spróbować więcej murali, najchętniej na jakimś stadionie, to byłaby mocna rzecz. Przede wszystkim jednak chcę zacząć nową serię i mam już na to pomysł.
Rok temu byłem na brazylijskim mundialu, miałem tam w Rio dwudziestodniową wystawę. Odwiedzałem różne miejsca – byłem w zatłoczonym klubie pełnym kibiców podczas 1:7 z Brazylią, widziałem jak tym samym Niemcom za chwilę wszyscy Brazylijczycy kibicowali, byleby tylko nie wygrała Argentyna. Największe wrażenie zrobiło na mnie to, jak głęboko w lifestyle’u Brazylijczyków siedzi piłka. Wszędzie, od bogatych dzielnic, po favele, jest obecna. Powiedzieć, że dla nich to jak religia – oklepany zwrot, ale w pełni prawdziwy. I tak samo w wielu innych kulturach futbol puścił korzenie na codzienne życie. Oglądałem ostatnio film dokumentalny o kolumbijskim miasteczku, niemal w całości kontrolowanym przez narkotykowy kartel. Wszyscy, także dzieci, w jakiś sposób byli włączony w produkcję, dystrybucję itd. Siłą rzeczy te dzieciaki miały ciężkie życie i widziały wiele rzeczy, których dzieci w takim wieku widzieć nie powinny. I na tym filmie też grały w piłkę niemal zawsze w wolnym czasie. To była ich ucieczka, ich sposób na coś dobrego. Słyszałem też ciekawostkę o Pakistanie: to nie jest kraj, w którym panuje futbolowa gorączka, ale według ostatnich badań podczas mundiali zawsze spada przestępczość, bo wszyscy wówczas siedzą i oglądają mecze. W Meksyku, co wiem z własnych doświadczeń, są ogromne różnice klas społecznych, bardzo bogaci ludzie i skrajne ubóstwo obok siebie. Ale futbol pomaga przekroczyć te granice, równa mury. Zarówno na boisku, ale też na trybunach, gdy gra ulubiony klub, reprezentacja.
Brzmi więcej niż ciekawie.
To cel najbliższy. A w dłuższej perspektywie chciałbym oswoić sztukę z futbolem, wprowadzić go na karty historii malarstwa, bo jeśli nie ma być ono oderwane od rzeczywistości, ma mówić jakąś prawdę o czasach, to musi też znaleźć szacowne miejsce dla piłki.
Rozmawiał Leszek Milewski