Reklama

AS Roma kupi Koronę? Możliwe, ale są warunki…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 maja 2015, 09:54 • 15 min czytania 0 komentarzy

Czy AS Roma naprawdę chce kupić Koronę? – Tak, rozmawiamy już o tym od trzech miesięcy. Muszą być tylko spełnione dwa warunki – nasz klub musi się utrzymać w Ekstraklasie, a AS Roma awansować do europejskich pucharów. Ale z tym drugim raczej nie będzie problemu. (…) Magistrat nie ma wyjścia, nie może w nieskończoność utrzymywać piłkarzy. Zimowe spory o dotację dla Korony pokazały, że skończyła się polityczna akceptacja dla tych działań – mówi w rozmowie z Super Expressem Wojciech Lubawski, prezydent Kielc.

AS Roma kupi Koronę? Możliwe, ale są warunki…

FAKT

Na otwarcie Tomek Włodarczyk rozmawia z Michelem Platinim. Chcę białych kartek.

Image and video hosting by TinyPic

W Polsce, szczególnie w Warszawie, UEFA nie jest ulubioną piłkarską organizacją… Domyśla się pan dlaczego?
– Nie zgadzam się. Sądzę, że UEFA jest uwielbiana w Polsce, bo sprowadziliśmy do waszego kraju nasz flagowy turniej reprezentacyjny, mistrzostwa Europy, i – jak sądzę – odegraliśmy tutaj ważną rolę w rozwoju piłki nożnej. Jeszcze raz podkreśliliśmy naszą wiarę w polską piłkę, przyznając Warszawie prawo goszczenia finału Ligi Europy – zapytam myślę, że Polacy rozumieją, że bardzo wierzymy w Polskę i polski futbol.

Reklama

Po tym, jak walkower został przyznany Celtikowi przeciwko Legii w eliminacjach Ligi Mistrzów w związku z występem Bartosza Bereszyńskiego (grał przez zaledwie trzy minuty) – wiele osób twierdziło, że UEFA stawia na niepraktyczne przepisy zamiast na futbol.
– Przepisy są po to, aby wszyscy ich przestrzegali. Szkoda, że Legia odpadła z Ligi Mistrzów w taki sposób, ale nie możemy ignorować łamania przepisów. Wszystkich traktujemy tak samo.

Właściciele Legii sugerowali, że UEFA patrzy na nich nieprzychylnym okiem z powodu wcześniejszych incydentów z kibicami.
– To nieprawda. UEFA wykazała się zaangażowaniem w stosunku do Polski i nie zmieni się to w przyszłości.

Poza tym:
– Krychowiak zagra w finale LE
– Manchester kupi Glika?
– Suarez pogryzie Juventus

Image and video hosting by TinyPic

Zaglądamy do Ekstraklasy: Berg szykuje rewolucję.

Miarka się przebrała. Po ostatnich słabych wynikach Legii w lidze trener Henning Berg (46 l.) zamierza dokonać kilku zmian na niedzielny mecz ze Śląskiem. Norweski szkoleniowiec w decydującej części sezonu musi się łapać każdej opcji, bo stołecznej drużynie trzeci tytuł mistrzowski z rzędu wymyka się z rąk. Dlatego też na powrót do pierwszego składu może liczyć Orlando Sa (27 l.). (…) Powrót Sa to niejedyna zmiana, którą szykuje trener Legii. Na środku obrony ma pojawić się Igor Lewczuk (30 l.), Michała Żyrę zastąpi na prawym skrzydle Guilherme (24 l.), a w miejsce zawieszonego za żółte kartki Michała Kucharczyka (24 l.) do podstawowej jedenastki wskoczy Jakub Kosecki (25 l.).

Reklama

Ruch jest w bezpiecznych rękach. W rękach Putnocky’ego.

To jeden z najlepszych transferów Ruchu w ostatnich latach. Z Matusem Putnockym (30 l.) w składzie Niebiescy nie stracili gola w czterech z pięciu ostatnich meczów. Na dodatek bramkarz gra niezwykle efektownie. Aż cztery razy z rzędu jego interwencje wygrywały plebiscyt na paradę kolejki. Do tego obronił trzy z czterech rzutów karnych!

Sędziowie powinni płacić za błędy – nie ma wątpliwości Radosław Osuch.

W futbolu wszyscy słono płacą za popełniane błędy, więc sędziów również musi to dotyczyć – mówi Radosław Osuch (47 l.). Właściciel Zawiszy Bydgoszcz wcześniej często narzekający na mylących się arbitrów przyznaje, że poziom sędziowania w ekstraklasie się poprawia, ale do ideału wciąż daleko. – Jak trzeba, to krytykuję, ale potrafię też pochwalić. Chciałbym tylko przejrzystych zasad oceniani pracy arbitrów. Oni muszą ponosić konsekwencje błędów, tak jak ponoszą je piłkarze, trenerzy czy właściciele klubów. Sędzia popełnia błąd, to zapisujemy minusy. I na koniec sezonu policzmy te minusy. Dwóch arbitrów z największą liczbą spada z ekstraklasy i zastąpują ich najlepsi z pierwszej ligi. Prosta, przejrzysta zasada – proponuje Osuch.

RZECZPOSPOLITA

Italia znów dumna. Piotr Kowalczuk koresponduje z Rzymu.

Przez tydzień włoskie media zagrzewały Juventus do walki, egzorcyzmowały Cristiano Ronaldo i Garetha Bale’a, ale meczu z Realem oczekiwały z niepokojem. Podkreślano raczej, że sam awans do półfinału jest sukcesem i trudno w starciu z galaktycznym Realem oczekiwać więcej, choć zwycięstwo w pierwszym meczu wlało w serca włoskich fanów wiele entuzjazmu i ostrożnej nadziei. Tymczasem tuż przed meczem eksperci w studiu telewizji SKY Sport, mistrz świata Paolo Rossi i wicemistrz Gianluca Vialli, przekonywali, że Juventus wyjdzie ze starcia z Realem zwycięsko. Ba! Przewidzieli nawet wynik 1:1. Sportowa telewizja ku pokrzepieniu serc przypomniała radość sprzed dziewięciu lat, gdy po zwycięstwie w Dortmundzie nad Niemcami w półfinale mistrzostw świata sprawozdawca Fabio Caressa krzyczał do towarzyszącego mu Bergomiego i 20 milionów włoskich telewidzów: „Beppe! Jedziemy do Berlina! Beppe! Jedziemy do Berlina!”.

Obok zapowiedź ligi, czyli wszystkie oczy na Lecha i Legię.

W niedzielę pierwszy zagra Lech – o 15.30 z trzecią w tabeli Jagiellonią. Legioniści wyjdą na boisko Stadionu Miejskiego we Wrocławiu dwie i pół godziny później, znając rezultat meczu z Poznania. Lech w tym sezonie na swoim obiekcie aż czterokrotnie remisował (wszystkie mecze 1:1 – z Pogonią, Podbeskidziem, Koroną i Cracovią), a jeden mecz przegrał (z Wisłą Kraków 2:3). Prowadzona przez Michała Probierza Jagiellonia jest niewygodnym przeciwnikiem, dobrze radzi sobie na wyjazdach (sześć zwycięstw, cztery remisy), a do Poznania nie przyjedzie z zamiarem wygrania za wszelką cenę. Zespół z Białegostoku, chociaż walczy o prawo gry w europejskich pucharach i wciąż ma szanse nawet na tytuł, z pewnością nie rzuci się na Lecha. Jagiellonia będzie raczej nastawiona na „zabijanie meczu”. Tak było w marcu, gdy zespół Probierza długo mądrze się bronił i dopiero gole w 86. i 90. minucie zadecydowały, że punkty zostały w Poznaniu.

GAZETA WYBORCZA

Zaczyna się Ligą Mistrzów, bo Juventus jest ponad kryzysem.

Image and video hosting by TinyPic

Liga Mistrzów zachęca nas ostatnio, by sukcesu nie podpisywać pojedynczym nazwiskiem, lecz zajrzeć głębiej w przeszłość. Kiedy przed dwoma laty wygrywał ją panzerny Bayern, trener Jupp Heynckes kontynuował nieukończone dzieło Louisa van Gaala – w pewnym sensie zdobyli trofeum obaj. Kiedy przed rokiem triumfował rozgwieżdżony Real Madryt, widzieliśmy, że drużyna Carlo Ancelottiego odruchowo odwołuje się do kontrataków wpojonych jej przez José Mourinho. A teraz, gdy zwycięża rzetelny Juventus – w Berlinie zmierzy się 6 czerwca z Barceloną – sam Massimo Allegri co rusz przypomina, że jedynie wykańcza rezydencję, której fundamenty wylał Antonio Conte. I pewnie ma rację. Skoro on pracuje w Turynie 10 miesięcy, a poprzednik wytrwał na posadzie trzy lata – i wznosił drużynę niemal od gołej ziemi! – to prawdopodobnie są współautorami sukcesu. Zwłaszcza że przed bieżącym sezonem nie było transferowej rewolucji, ale zaledwie retusz. Nawiasem mówiąc, wszystkie przywołane roszady trenerskie łączy pewna analogia – fachowców czupurnych, lubiących wojować z całym światem zastępowali fachowcy równie kompetentni, lecz stonowani, momentami wręcz nudnawi. Zmiany nastąpiły w Juventusie detaliczne, co nie oznacza, że nie wpłynęły na drużynę zasadniczo. Trenerowi Conte zostanie zapamiętana tyrada, podczas której grzmiał, że „jeśli masz w portfelu 10 euro, to nie wejdziesz do restauracji, w której danie kosztuje 100 euro”. Niewystarczającymi finansami tłumaczył niepowodzenia w LM, choć turyńczycy przegrywali tam z jeszcze biedniejszym Galatasaray. Mówiąc inaczej, wysłał mocny sygnał – on, wielki motywator – że jego piłkarze nie potrafią.

Jak w Realu zrobić rewolucję? Pyta Dariusz Wołowski.

„Fiasko stulecia” – czy ten histeryczny tytuł na pierwszej stronie dziennika „Marca” oddaje nastrój w Madrycie po porażce Realu w półfinale Ligi Mistrzów? Drużyna, która jesienią biła rekordy zwycięstw, sezon kończy z pustymi rękami. – Chciałbym zostać, ale zrobię to, co zdecyduje klub – powiedział Carlo Ancelotti. Jak zauważyły hiszpańskie media, po odpadnięciu z Juventusem w półfinale Ligi Mistrzów (1:2 i 1:1) nikt z szefów Realu nie wystąpił ze wsparciem dla trenera. Czyżby szkoleniowiec, który zdobył wymarzoną „Decimę” i skończył 2014 rok z rekordową w historii klubu liczbą trofeów (cztery), wiosennymi porażkami na wszystkich frontach wyczerpał cierpliwość prezesa Florentino Pereza? Ancelottiemu wytyka się jeden podstawowy błąd: że nie stosował rotacji w podstawowej jedenastce. Grał wciąż tym samym składem, twierdząc, że ma w kadrze gladiatorów zdolnych wytrzymać wszelkie obciążenia. Real wygrał jesienią 22 mecze z rzędu, zdobył tytuł mistrza świata, co upamiętniono specjalnym emblematem, który pojawił się na koszulkach. 7 stycznia Cristiano Ronaldo odbierał trzecią w karierze Złotą Piłkę, zapowiadając, że chce doścignąć Leo Messiego mającego w kolekcji cztery. A potem ubrany w elegancki garnitur wydał z siebie okrzyk jak po zdobyciu gola, który wielu widzów odebrało jako przejaw arogancji. Zespół Ancelottiego był na szczycie, ale problemy z kontuzjami, a potem formą wpędziły go w tarapaty. Zaczęli rok od dwóch porażek w lidze z Valencią i w Pucharze Króla z Atletico. W lutym przyszedł następny wstrząs, czyli klęska z Atletico w lidze, remis z Villarreal, porażka z Athletic, aż po przegraną z Schalke na Bernabeu w Lidze Mistrzów. Porażka w Gran Derbi na Camp Nou przepełniła czarę goryczy. Obrona Pucharu Europy stała się jedyną misją, w której Real zależał tylko od siebie.

SUPER EXPRESS

Czuć krew rannej Legii. W artykule odgraża się Marco Paixao.

Image and video hosting by TinyPic

W niedzielę hitowy mecz w Ekstraklasie, Śląsk zmierzy się w nim na swoim boisku we Wrocławiu z niedawnym liderem – Legią. – Musimy wygrać, jeśli nie chcemy stracić kontaktu z czołówką – mówi „Super Expressowi” Marco Paixao (31 l.), napastnik Śląska Wrocław. Snajper Śląska jest dobrej myśli. – Zwyciężymy. Mobilizują nas też nasi kibice, którzy pragną zwycięstwa nad drużyną z Warszawy. Nie możemy ich zawieść! – dodaje z zapałem. (…) Mecz z Legią to ostatni dzwonek dla grającego ostatnio w kratkę Śląska, aby włączył się do walki o mistrzostwo Polski. Od zespołu z Poznania dzieli wrocławian 6 pkt, a od drugiej Legii 4. – Teraz każdy mecz musimy grać, jakby był decydujący o mistrzostwie – zapowiada Paixao. – W niedzielę chcemy pokonać Legię, a we wszystkich następnych kolejkach również zdobywać po 3 punkty. Wtedy na pewno będziemy mistrzem Polski – deklaruje odważnie. Marco w tej rundzie nie gra tak dobrze, jak w poprzednim sezonie, kiedy był jednym z najskuteczniejszych strzelców w lidze. W czerwcu kończy się mu się kontrakt ze Śląskiem. Chciałby go przedłużyć, ale domaga się ogromnej podwyżki. Teraz zarabia ok. 10 tysięcy euro miesięcznie, a chciałby… trzy razy więcej. W Śląsku tak dużych pieniędzy nie dostanie, chociaż… jeśli dobije ranną Legię, a potem poprowadzi kolegów do mistrzostwa, to kto wie?

Roma sięga po Koronę. Prezydent miasta Wojciech Lubawski mówi, że kielczanie mają jeszcze do spełnienia dwa warunki…

Naprawdę AS Roma chce kupić Koronę?!
– Tak, rozmawiamy już o tym od trzech miesięcy. Muszą być tylko spełnione dwa warunki – nasz klub musi się utrzymać w Ekstraklasie, a AS Roma awansować do europejskich pucharów. Ale z tym drugim raczej nie będzie problemu.

Ile procent akcji klubu chcą przejąć Włosi?
– Sto. Magistrat nie ma wyjścia, nie może w nieskończoność utrzymywać piłkarzy. Zimowe spory o dotację dla Korony pokazały, że skończyła się polityczna akceptacja dla tych działań.

(…)

Miasto ma jakiś plan B lub C, na wypadek gdyby klub spadł z Ekstraklasy, a Włosi wycofali się z transakcji?
– Poważna polska firma też jest zainteresowana Koroną, ale w każdym wypadku piłkarze muszą się utrzymać w lidze, bo w przeciwnym razie istnieje niebezpieczeństwo, że Korona w ogóle przestanie istnieć.

Czy na świat przyjdzie Olisadebe junior? Emmanuel zdradza plany.

Image and video hosting by TinyPic

A czy te plany zakładają pojawienie się Olisadebe juniora? Wielu kibiców na pewno by się ucieszyło, gdyby tak się stało i może pewnego dnia on też by zagrał w naszej kadrze.
– Coraz częściej o tym myślę. I mogę powiedzieć, że chciałbym mieć dziecko, tyle że zawsze do życia podchodziłem odpowiedzialnie. Nie chcę, aby to było tylko na zasadzie: trzeba mieć dziecko, więc je mam. Ja chcę je wychowywać, a nie, że będzie mnie widzieć od święta, bo daleko od Polski prowadzę biznesy. Dlatego najpierw musimy z rodziną poukładać plany na przyszłość.

Próbowałeś już sił jako menedżer czy skaut, ale chiński klub nie był zainteresowany piłkarzami, których proponowałeś. A nie myślisz o nawiązaniu współpracy z Legią, gdzie o transferach współdecydują twoi koledzy, bracia Żewłakowowie?
– To może mieć sens. Rozmawiałem nawet o tym z Marcinem Żewłakowem, tyle że Legia, podobnie jak mój były chiński klub, szuka raczej gotowych graczy. Na teraz.

(…)

Poza rodziną, czego ci jeszcze brakuje z Polski, gdy jesteś gdzieś daleko?
– Brakuje mi. jazdy samochodem. Przejechałem się ostatnio w okolicach Polonii Warszawa. Wszyscy poruszają się normalnie, nikt się nie wciska, nie trąbi. W Nigerii to niemożliwe. Jedziesz i tylko patrzysz, kto ci z boku zajeżdża drogę, słyszysz klaksony „bip, bip!” i okrzyki kierowców „fuck, fuck!”. W porównaniu z Nigerią na polskich drogach panują błogi spokój i porządek.

I znów niewiele ciekawego. Mamy wątpliwości, czy z dwóch części wywiadu wyszłaby jedna dobra.

PRZEGLĄD SPORTOWY

UEFA lubi Polskę – uderza okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Tym materiałem zaczyna się gazeta: wywiad z Platinim.

Boniek był także krytykowany w Polsce za rezygnację z współorganizowania EURO 2020, które odbędzie się w różnych miastach jak Europa długa i szeroka. Miał rację broniąc się, że nie mieliśmy szans w tym rozdaniu?
– Polska dopiero co gościła bardzo udane mistrzostwa Europy w 2012 roku i było jasne, że nie ma szans na organizację tego turnieju. Koncepcja na 2020 rok była taka, że chcieliśmy udać się w nowe punkty na mapie i przyznać organizację tym krajom, które od dawna nie gościły u siebie turnieju tej rangi. Jeśli się pan przyjrzy to gołym okiem zauważy, że oprócz Polski także Ukraina, Szwajcaria, Austria, nawet Portugalia i Francja nie kandydowały lub zrezygnowały w późniejszym procesie z organizacji turnieju ponieważ w niedawnej przeszłości gościły EURO.

(…)

Można powiedzieć, że nie lubi Pan konserwatywnego podejścia do futbolu? Wierzy pan w konieczność zmian i wprowadzania nowych pomysłów jak np. EURO 2020 lub Liga Narodów?
– Należy przyglądać się wszystkim pomysłom, które mogą sprawić, że europejska piłka będzie po prostu lepsza. Dzięki EURO 2020 turniej zawita w takie miejsca, gdzie w normalnym procesie organizacyjnym takie wydarzenie nie miałoby szans się odbyć. Kocham ten pomysł. Z kolei Liga Narodów ma na celu intensyfikację rozgrywek i podniesienie poziomu rywalizacji na reprezentacyjnym poziomie. Drużyny narodowe będą miały nowe rozgrywki, w których walczą o realne profity. Obcinamy terminarz z meczami towarzyskimi. Umówmy się – piłkarze nie lubią meczów o nic.

W zeszłym roku wspomniał pan o możliwości wprowadzenia białych kartek.
– Bardzo podoba mi się ta idea jako sposób, żeby karać zawodników za złe zachowanie na boisku. Mamy żółte i czerwone kartki za faule, a białe kartki miałyby być używane w celu ukarania zawodników za agresywne zachowanie w stosunku do piłkarza drużyny przeciwnej lub sędziego. Byliby odsyłani na ławkę kar, gdzie spędziliby kilka minut…Zeszliby z boiska, trochę ochłonęli i po chwili wrócili do gry. Z powodzeniem testowaliśmy to rozwiązanie w rozgrywkach młodzieżowych i amatorskich – i mamy nadzieję, że nadejdzie dzień, w którym wprowadzimy je do oficjalnych rozgrywek. Zobaczymy…

Image and video hosting by TinyPic

Idziemy od razu do piątkowego dodatku, zatytułowanego „Ligowy weekend”. Stolica nie wybacza porażek – czytamy.

Dwie ważne osoby wchodzą do warszawskiej restauracji, która później stanie się znana z nielegalnego nagrywania polityków. Siadają, czekają na jeszcze kogoś. Zdecydują, czy trener Legii straci pracuję. „Ja w sumie jestem na tak” – mówi pierwszy. „Ja też, trzeba coś zmienić” – dodaje drugi. „Czyli mamy większość, zmieniamy”. Klamka zapadła. Nie ma znaczenia, że drużyna gra w europejskich pucharach i jest liderem ekstraklasy. Musi być jeszcze lepiej. W Legii zawsze musi być lepiej. W tym klubie rzadko udaje się spełnić oczekiwania tych, którzy płacą. Henning Berg musi o tym pamiętać. Ledwie cztery miesiące temu był bohaterem. Właściciele klubu, oczarowani zwycięstwami i pomysłem na grę w europejskich pucharach, oddali Norwegowi stery drużyny na trzy lata i wdrożyli w życie projekt „Berg 2018”. Podbój Europy, zdominowanie ligi, Legia miała wsiąść do pędzącego pociągu i gnać po kolejne trofea. Tymczasem może się wykoleić już na pierwszym zakręcie. Jeśli nie obroni tytułu mistrza kraju, letnie zmiany personalne mogą dotknąć nie tylko piłkarzy, ale i sztab szkoleniowy.

Dalej czytamy:
– Ostatnia szansa Koseckiego
– Marco Paixao może zostać
– Celem Lecha pełne trybuny
– Kurzawa nie pęka
– Lech ma apetyt na mistrza

Image and video hosting by TinyPic

Pawłowski wrócił do gry. Jan, ten z Jagiellonii.

Jan Pawłowski wiosną pierwszy raz na boiskach ekstraklasy pojawił się dopiero w 28. kolejce. Zagrał w dwóch występach w sumie 17 minut i… wskoczył do wyjściowej jedenastki Jagi. Bramki na razie nie zdobył, ale w ostatnim spotkaniu ze Śląskiem Wrocław (1:1) miał asystę przy golu Przemysława Frankowskiego. Z zawodnika nie zawsze mieszczącego się nawet na ławce rezerwowych wychowanek Jagi stał się jednym z graczy pierwszego wyboru trenera Michała Probierza. – Janek wykonał potężną pracę na treningach. Naprawdę solidnie pracował. Swoją obecną pozycję wywalczył sobie sam. Dostał szansę, którą wykorzystuje – podkreśla szkoleniowiec białostockiego klubu. W tym sezonie Pawłowski strzelił tylko jednego gola w 19 ligowych występach. Miało to miejsce na początku rozgrywek (w meczu z Koroną), kiedy częściej grał. Ma też trzy asysty.

Wyłapujemy bieżące tematy ligowe. Teraz Szczecin, gdzie bramka Zwolińskiego goni bramkę.

Łukasz Zwoliński strzela gole jak na zawołanie. Portowcom będzie bardzo trudno zatrzymać uzdolnionego napastnika w Szczecinie. Moja opinia jest taka sama, jak dyrektora sportowego Macieja Stolarczyka. Łukasz Zwoliński nie jest gotowy na transfer. W Pogoni powinien spędzić jeszcze co najmniej sezon – mówi Dariusz Adamczuk, prezes Akademii Piłkarskiej Pogoń Szczecin. Można być pewnym, że latem Zwoliński będzie przebierał w ofertach. 22-letni napastnik znajduje się w doskonałej formie. W tym sezonie żaden piłkarz nie może poszczycić się w ekstraklasie taką strzelecką serią jak on. Zwoliński zdobył bramki w pięciu ostatnich spotkaniach z rzędu. (…) W środę Pogoń rozegrała sparing z zespołem juniorów. Seniorzy wygrali 6:0. Zwoliński zdobył dwie bramki. – Choć to był tylko sparing i wszyscy piłkarze grali tylko po 45 minut, Łukasz potwierdził wysoką dyspozycję. Piłka cały czas szuka go w polu karnym – dodaje Adamczuk. Z każdym kolejnym trafieniem Zwolińskiego rośnie cena. jaką może za niego uzyskać klub.

Image and video hosting by TinyPic

Wpadki trenerów, czyli jak nie spanikować na boisku.

Na stadionie jest na widoku tysięcy kibiców, skwapliwie wpatruje się w niego kamerzysta, bo liczy, że powie lub zrobi coś, co będzie nadawało się do pokazania w telewizji. I czasem się doczeka. A to trenerowi rozerwą się spodnie na szwie albo wywinie orła na oczach rozbawionej publiczności. Co powinien zrobić szkoleniowiec, który znajdzie się w kłopotliwej sytuacji? Udawać, że nic się nie stało i nadal pomagać zespołowi przy linii bocznej, czy wycofać się ukradkiem na ławkę rezerwowych? (…) Złośliwy los nie oszczędzał również najlepszych trenerów. W porwanych spodniach zdarzało się kierować drużyną zarówno Pepowi Guardioli, jak i Jose Mourinho. Również i nasi szkoleniowcy prowadzili zespół w takich sytuacjach. – Jestem ekspresyjnym trenerem, często podskakuję przy linii i trudno mi się kontrolować. Kiedy pracowałem w Koronie, poszła mi marynarka pod pachą, a w Podbeskidziu spodnie. I co zrobiłem? To, co mogłem najlepszego, czyli nie zwracałem na to uwagi i nadal zachowywałem się tak samo – opowiada Leszek Ojrzyński.

I na koniec wywiad z Osuchem: Kluczowy jest mecz z Koroną.

Postawiłby pan duże pieniądze, że Zawisza utrzyma się w ekstraklasie?
– Tak, bardzo duże. Jestem przekonany, że to się może udać, choć musieliśmy odrabiać ogromną stratę.

Ostatnio drużynę dopadła zadyszka. Zaczęło się od porażki z Legią, potem była przegrana z Cracovią, Górnikiem Zabrze, ledwie remis z Podbeskidziem. Co się dzieje?
– Na Legię przyjechaliśmy po ośmiu nieprzegranych meczach. Do tego potrzebny był gigantyczny wysiłek, każdy mecz jawił się jako spotkanie o życie. Nie jesteśmy Barceloną. Musiał był słabszy moment, liczyliśmy się z tym.

W Bielsku-Białej prowadziliście, ale skończyło się szczęśliwym remisem 2:2.
– I z remisu się cieszę. Przed meczem taki wynik wziąłbym w ciemno.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...