Skoro powiedzieliśmy „A” i zachęcaliśmy do oglądania żeńskiej przygrywki przed wieczorną Ligą Europy, trzeba też powiedzieć „B” i odnotować, że Paris Saint Germain z Katarzyną Kiedrzynek w bramce nie sięgnęło po Ligę Mistrzyń UEFA. Gol w doliczonym czasie, dokładnie w 91. minucie, przesądził o porażce z 1. FFC Frankfurt 1:2. Niemki zdobywają tytuł już po raz czwarty w historii.
Jaki to był mecz?
Pierwsze wrażenie – jak najlepsze. Pełne trybuny, 18 tysięcy widzów, Wszędzie ładne emblematy dostarczane przez UEFA. Chwilami nawet niezły doping niemieckich kibiców – całkiem światowo. Ale sportowo – jak na to, że na boisku pojawiło się dziś bodajże aż dziesięć piłkarek, które w przeszłości sięgały po Ligę Mistrzyń, absolutny europejski TOP, to wielkich atrakcji zabrakło. Druga połowa była wręcz dość siłową przepychanką, pełną fauli. Pierwszą oglądało się dużo, dużo przyjemniej.
Do Berlina przyjechało sporo ludzi z Polski – trenerzy kadry, cała drużyna Medyka Konin, trochę kibiców. Z najwyższych władz UEFA byli Gianni Infantino i Michel Platini. Także kanclerz Niemiec Angela Merkel i właściciel Paris Saint Germain – Nasser Al-Khelaifi.
Kiedrzynek nie ma powodu sobie po tym meczu czegokolwiek zarzucać. W pierwszej połowie nie miała trudnych interwencji, po zmianie stron Niemki zaczęły od razu ostrzeliwać jej bramkę i wówczas kilka razy pokazała klasę. Przy golach nie miała jednak wielkiej szansy na skuteczniejsze reakcje.
Łez po ostatnim gwizdku nie mogło zabraknąć – tym bardziej, że decydujący gol padł w momencie, gdy wszystko już zwiastowało dogrywkę. Niemki wygrały jednak zasłużenie. Stwarzały sobie więcej okazji, były znacznie bardziej konkretne pod bramką, długimi fragmentami zwyczajnie lepsze.
Polce na pocieszenie pozostaje nowy kontrakt w Paryżu i tytuł najlepszej bramkarki ligi francuskiej według France Football. Optymistycznie patrząc, przed nią jeszcze może i dziesięć lat gry na wysokim poziomie.