Na łamach dzisiejszego “Przeglądu Sportowego” Arkadiusz Głowacki zapowiedział koniec kariery w 2016 roku. Tak naprawdę zrobił to już po raz kolejny, bo od dłuższego czasu uporczywie przypomina, że powoli czas kończyć. My zastanawiamy się – dlaczego? W tej samej rozmowie obrońca Wisły mówi, że chciałby pokopać nawet do pięćdziesiątki, po czym dodaje, że gdyby jego kontrakt kończył się w czerwcu, to miałby twardy orzech do zgryzienia. To w końcu jak, Głowacki chce kończyć czy jednak nie?
Być może Arek ma jakieś problemy ze zdrowiem, których jednak zupełnie nie widać na boisku. Przeciwnie, gdyby to sama sportowa dyspozycja miała decydować, obrońca “Białej Gwiazdy” nie powinien nawet rozważać takiej ewentualności. Wiadomo, zdarzają mu się wahania formy, ale to wciąż jeden z najlepszych obrońców w tej lidze.
Patrzymy na nasze noty, które przyznajemy po każdej kolejce, i widzimy Głowackiego w czołówce z bardzo dobrą średnią 5,18. Wśród środkowych obrońców to drugi wynik w całej lidze, tuż za plecami Paulusa Arajuuriego. Gdybyśmy chcieli na podstawie not Weszło stworzyć jedenastkę sezonu, w środku defensywy znalazłoby się miejsce dla Głowackiego. Jeśli dobrze liczymy, w naszej lidze gra ok. 32 podstawowych środkowych obrońców. Skoro tylko jeden jest lepszy, to wychodzi, że aż trzydziestu gra słabiej. I z pewnością nie jest to jednorazowy wyskok, bo w zeszłym sezonie wiślak wcale nie wyglądał gorzej.
Ekstraklasa to nie taka mocna liga, by Głowacki nie mógł nadrobić doświadczeniem swoich braków w przygotowaniu fizycznym. Braków, których póki co zupełnie nie widać. W naszej lidze na środku obrony wciąż z powodzeniem grają Marcin Malinowski, któremu w tym roku stuknie czterdziestka oraz Pavol Stano z rocznika 1977. Przy nich, a także przy Radosławie Sobolewskim czy Łukaszu Surmie, Głowacki nie ma prawa czuć żadnych kompleksów.
Jeżeli Głowacki dalej czuje radość z gry w piłkę i – jak sam podkreśla – ma siłę by pograć jeszcze długo, niech odłoży na bok myśli o końcu kariery. Umiejętności wciąż predysponują go do gry w Ekstraklasie, i to na najwyższym poziomie. Inna sprawa, to wybór właściwego momentu zejścia ze sceny. Być może Arek nie chce dopuścić do sytuacji, w której mocno obniży loty, jak kilka lat temu zrobił to Maciej Żurawski. Być może ostatnią rzeczą jakiej chce, to dać się zapamiętać jako przeciętniak.
A kończąc teraz lub za rok odejdzie jako jeden z najlepszych.
Fot. FotoPyk