Środkowemu obrońcy 30 czerwca kończy się kontrakt z Wisłą Kraków i – jak dowiedział się Przegląd Sportowy – w związku z kilkumiesięcznymi opóźnieniami w wypłatach piłkarz nie przedłuży umowy z władzami Białej Gwiazdy. Tę sytuację zamierzają wykorzystać włodarze Pogoni, którzy chcą, by w kolejnych rozgrywkach Dudka był liderem formacji defensywnej Dumy Pomorza. Włodarze będą musieli walczyć o usługi obrońcy, bo konkurencyjną propozycję przedstawiły Dudce władze Lecha Poznań – pisze Przegląd Sportowy. Zapraszamy na wtorkowy przegląd najciekawszych materiałów piłkarskich.
FAKT
Kasper Hamalainen – mistrzostwo albo zmiana klubu.
Kontrakt reprezentanta Finlandii wygasa 31 grudnia. Klubowi bardzo zależy na zatrzymaniu piłkarza, więc już zaproponował mu nową trzyletnią umowę, ale na takich samych warunkach, jak do tej pory. Hämäläinen poprosił o wstrzymanie rozmów do końca sezonu. – To nie czas na dyskusje na ten temat – ucina. Powód tego opóźnienia? Wiadomo, że chciałby wyjechać do silniejszej ligi niż polska, bo to w jego wieku ostatnia szansa na taki przeskok. Niedawno pojawiły się sygnały o zainteresowaniu Panathinaikosu Ateny. Plany może zmienić zdobycie przez Lecha mistrzostwa Polski. Perspektywa gry o Ligę Mistrzów może sprawić, że zawodnik ostatecznie zostanie przy Bułgarskiej.
W ramkach:
– Dariusz Dudka może trafić do Pogoni
– Mocna druga połowa ekipy Szatałowa
– Marco Paixao na aucie w Śląsku.
O Paixao pisaliśmy już wczoraj na Weszło, więc przejdźmy do kolejnego tematu – wielki test dla Berga. Norweski trener musi ratować sezon i potwierdzić swoją klasę.
W tak złej sytuacji jak obecnie, Henning Berg prowadząc Legię jeszcze nie był. Uratować sezon może tylko zdobyciem mistrzostwa Polski, bo przy Łazienkowskiej każdy inny wynik będzie porażką. Można zaklinać rzeczywistość, upierać się, że nie ma kryzysu, ale nie będzie to prawda. Legia jest w kryzysie i musi szybko z niego wyjść, a twarzą tego projektu jest norweski szkoleniowiec. W tym zwariowanym sezonie już raz pokazał, że potrafi zarządzać drużyną w trudnym momencie – po walkowerze w eliminacjach Ligi Mistrzów. Zasadnicza różnica jest taka, że wtedy miał drużynę rozbitą psychicznie, ale będącą w dobrej formie. Teraz tej formy nie ma.
Na ostatniej stronie jeszcze drobiazg, ale w sumie fajne porównanie – Łukasz Burliga jest w tym sezonie tak skuteczny jak Ondrej Duda. Obaj strzelili po pieć goli.
Porównywać się z nim może tylko Mariusz Magiera z Górnika Zabrze, który także pięć razy pokonał bramkarza rywali, ale trzykrotnie zrobił to egzekwując rzuty karne. Po 31. kolejkach obrońca Wisły Kraków ma identyczne statystyki ofensywne, jak największa gwiazda ekstraklasy – Ondrej Duda z Legii Warszawa, za którego zachodnie kluby chcą wyłożyć kilka milionów euro. – Gdybym wykorzystał jeszcze kilka okazji, to teraz walczyłbym z Pawłem Brożkiem o tytuł króla strzelców – żartował “Bury” po sobotnim meczu z Górnikiem Zabrze (4:1) , w którym popisał się efektownym trafieniem. – Fajnie, że w końcu strzeliłem jakiegoś gola, bo ostatnio nic mi nie chciało wpaść – przyznał Burliga, dla którego ta bramka była wspaniałym urodzinowym prezentem.
GAZETA WYBORCZA
Jaki plan ma Berg? – zastanawia się dziś GW.
Sobotnia porażka z Lechem (1:2) była dla Legii już dziewiątą w tym sezonie. Mistrzowie Polski spadli z pierwszego miejsca w tabeli, co jest wydarzeniem, bo legioniści prowadzili w niej nieprzerwanie od 12. kolejki. Teraz, sześć meczów przed końcem, to poznaniacy mają nad Legią dwa punkty przewagi i to oni są bliżej mistrzostwa. – Jeśli chcemy zdobyć tytuł, to ta zmiana na pierwszym miejscu w tym momencie nie może mieć dla nas znaczenia. Nie powinniśmy nerwowo spoglądać na tabelę, musimy się koncentrować na dobrej grze i wygrywaniu spotkań. Wierzę, że te dwa punkty możemy odrobić – mówi Henning Berg. Lech gra nierówno, stracił wiele punktów po remisach (aż 12) i nie wiadomo, czy udźwignie presję, ale Legia też nie daje wiosną argumentów, by wierzyć w nią tak jak trener. Skuteczna i pragmatyczna jesienią teraz gra słabo. A wśród wielu przyczyn regresu (m.in. odejście Miroslava Radovicia czy kontuzja i słaba forma Ondreja Dudy) coraz częściej wymienia się też przywiązanie Berga do nazwisk.
Dariusz Wołowski z kolei o samotności Pepa Guardioli.
Barcelona nie straciła gola od 640 minut, Bayern nie zdobył go od 360, a we wtorek musi jej wbić co najmniej cztery, aby zagrać w finale Ligi Mistrzów. Czy bój o Berlin jest rozstrzygnięty? Lothar Matthäus wyjawił niemieckim mediom, że Pep Guardiola czuje się w Monachium osamotniony. Że nie przypuszczał, iż tak szybko odwrócą się od niego nawet piłkarze z Bawarii. Trudno powiedzieć, skąd legendarny pomocnik Bayernu wydobył te rewelacyjne tajemnice szatni, oczywiste jest, że tak trudnego momentu Katalończyk nie przeżywał w swojej pracy jeszcze nigdy. Kiedy sześć dni temu na Camp Nou ściągał z boiska Thomasa Müllera, z ust rozgniewanej gwiazdy padł stek nieparlamentarnych słów. Przy zwycięstwie nie zwróciłoby to niczyjej uwagi, ale po bolesnej porażce 0:3 mogło stanowić dowód, że trener traci autorytet u podwładnych. Kiedy jesienią Bayern rozbijał Romę w Rzymie 7:1…
SPORT
Na okładce Gliwice i Łęczna.
Zacytujmy więc fragment relacji.
Zespoły Piasta i Górnika Łęczna spotkały się ponownie po zaledwie… 12 dniach. W pierwszej połowie długo żadna ze stron nie potrafiła przechytrzyć przeciwnika. Okazji strzeleckich było jak na lekarstwo, ale ostatecznie to gospodarze schodzili do szatni z prowadzeniem. Gola strzelił zawodnik, który w drużynie z Gliwic chyba najbardziej na niego czekał. – Piłka na razie nie chce wpaść po moich strzałach, ale mam nadzieję, że to się w końcówce sezonu zmieni – mówił nam jeszcze w piątek słowacki obrońca, Csaba Horvarth. Nic więc dziwnego, że niemal oszalał z radości po zdobyciu pierwszej bramki w tym sezonie. Trzy punkty dla Piasta wydawały się niemal pewne tuż po przerwie. Bramkarz Łęcznej, Sergiusz Prusak, sfaulował Kamila Wilczka, sam napastnik zabrał piłkę i podszedł do „jedenastki”. Najlepszy strzelec ligi nie miał problemów z podwyższeniem prowadzenia.
Jurij Szatałow zapewnia: obraliśmy dobry kierunek.
Mecz był ciekawy i emocjonujący. Moja drużyna, przegrywając 0:2, wyciągnęła wynik. W Łęcznej przegraliśmy, ale udało nam się zrewanżować. Zachowaliśmy spokój i obraliśmy dobry kierunek. Naszym minusem jest skuteczność, ale po dzisiejszym spotkaniu można powiedzieć, że coś drgnęło w tej kwestii. Liczę, że w kolejnych spotkaniach będzie jeszcze lepiej. Gdy mecz trwa, nie ma co mówić o wierze w zwycięstwo. Bardziej to siedzi w głowach zawodników, ja jako trener nie myślę o tym.
Sport przypomina też, że wszystkie kluby otrzymały licencję na Ekstraklasę. To już wiemy – idziemy dalej. Z dzisiejszego wydania mamy ochotę zacytować jeszcze dwa teksty. Rozmowę z Wojtkiem Kowalczykiem, który wciąż twierdzi, że mistrzem może być Jaga.
– Ekipa z Poznania ma dzisiaj bardziej wartościowych piłkarzy i pokazuje dojrzalszy futbol. Udowodniła to w lidze i w finale Pucharu Polski. Za każdym razem Lech grał w piłkę od pierwszej minuty, a Legia próbowała kontratakować (…) Zatrudnienie Henninga Berga miało dać drużynie nową jakość. Czy dało? Nie zauważyłem. NIe licząc dwumeczu z Celtikiem, trudno wskazać występy, którymi można by się fascynować. Ta drużyna po prostu mnie nie przekonuje.
Ile procent szans daje pan Legii na obronę tytułu?
– Proporcje widziałbym jako 60:40 na korzyść piłkarzy Lecha. To oni mają dzisiaj przewagę psychologiczną. Potrafili się podnieść po finale Pucharu Polski, choć nie było to łatwe. Polegli, mimo że byli w tamtym meczu lepsi (…) Karty rozdawać będzie Jagiellonia, która najpierw zagra w Poznaniu, a trzy dni później w Warszawie. I jeszcze jedna ważna rzecz – nie rozpatrujmy jedynie scenariuszy mistrzowskich. Bo za chwile może się okazać, że tytuł fetowany będzie w Białymstoku.
Czy Leszek Ojrzyński zostanie trenerem GKS-u Katowice?
Kiedy sprawa pańskiego zatrudnienia w Katowicach zostanie rozstrzygnięta?
– Chciałbym, jak najszybciej wiedzieć, na czym stoję, ale nie daliśmy sobie jakiegoś granicznego terminu.
Czy ma pan także inne oferty?
– Jest sporo zapytań. Z pierwszej ligi w sumie cztery.
Czy najbliżej panu do GKS-u?
– Biorąc pod uwagę moje rodzinne strony, czyli Kielce, to najbliżej stamtąd mam do Katowic. Mówiąc poważnie, spokojnie do tego wszystkiego podchodzę i jeszcze niejeden mecz obejrzę.
SUPER EXPRESS
Superak jak zwykle stara się zaskoczyć jakąś ciekawostką i dziś to robi – rozmawia z Mazinho, ojcem Rafinhy i Thiago Alcantary, którzy staną dziś naprzeciw siebie.
Pańscy synowie po raz pierwszy walczą przeciw sobie.
– Jestem teraz najszczęśliwszym ojcem na świecie. Pełnym dumy, wzruszonym. Jeśli twoi synowie są piłkarzami, to chcesz, żeby walczyli o finał Ligi Mistrzów, żeby grali w takich klubach jak Bayern czy Barcelona. Po to ich zaprowadzałeś na treningi, denerwowałeś się, zastanawiałeś, czy nawiążą do dobrych rodzinnych tradycji. A ja się czuję jak wtedy, gdy zdobywałem mistrzostwo świata. Zainteresowanie mediów moją osobą znów jest ogromne. Ale to przyjemne móc tak pochwalić się synami.
Której drużynie pan kibicuje w tym dwumeczu?
– Kibicuję moim synom, nie jestem w stanie wybrać. Serce ojca bije tak samo dla nich obu.
A w rodzinie jak się rozkładają sympatie? Słyszałem, że jedna osoba otwarcie powiedziała, że trzyma kciuki za Barcelonę, czyli za Rafinhę.
– To prawda (śmiech). Siostra chłopaków oficjalnie przyznaje, że bliżej jej do Barcelony.
Na ostatniej stronie z kolei kawałek o wielkim sercu Roberta Lewandowskiego. Spotkał się z córką polskiego żołnierza, który zginął w Afganistanie.
Amelia Sroczyńska to córka polskiego żołnierza, starszego chorążego Łukasza Sroczyńskiego (†32 l.) z 12. Brygady Zmechanizowanej ze Stargardu, który dwa lata temu zginął w Afganistanie. Do spotkania z Lewandowskim doszło dzięki staraniom kapitana Andrzeja Pindora (pomysłodawca akcji “Szacunek i wsparcie”, zajmującej się weteranami misji pokojowych i ich rodzinami). Amelia przyjechała do Monachium z mamą Kingą, obejrzała mecz, a potem miała okazję porozmawiać z piłkarzem. Najpierw to ona przeprowadziła z nim wywiad, a potem to Lewandowski złapał za mikrofon i w formie żartu przepytywał dziewczynkę, która od niedawna trenuje piłkę nożną.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Bayern liczy na cud.
Na jakiej podstawie w Monachium wciąż wierzą w niemożliwe?
Co można zrobić zdając sobie sprawę, że odpadnie się z Ligi Mistrzów? Można mówić o możliwym cudzie, o walce do ostatniej minuty, o tym, że w piłce wszystko jest możliwe. Oklepane zwroty wywołują na ogół uśmiech politowania, zwłaszcza wtedy, gdy padają z ust największych gwiazd światowej piłki. A właśnie tak przed rewanżem z Barceloną wypowiadali się trener Bayernu Monachium Pep Guardiola i jego zawodnicy. W cuda można wierzyć, ale chyba nie aż tak wielkie, pozwalające dzisiaj Bawarczykom liczyć na to, że uda się awansować do finału w Berlinie. Dlatego będzie to pierwszy mecz, który ma zapoczątkować nową erę w zespole w Monachium. A zapoczątkuje ją Guardiola, który zaprzeczył katarskim plotkom, że jest po słowie z Manchesterem City. Hiszpan potwierdził, że w przyszłym sezonie będzie w dalszym ciągu szkoleniowcem Bayernu. – Ludzie, już dwieście razy wam mówiłem, że mam jeszcze rok kontraktu i że go wypełnię – złościł się na dziennikarzy Guardiola. Jednak nie wiadomo, czy dane mu będzie pracować w Niemczech jeszcze w kolejnym sezonie, bo w przypadku następnej wysokiej porażki z Barceloną, szefowie Bayernu mogą mieć inną wizję od Hiszpana, tym bardziej, że do wzięcia jest teraz Jürgen Klopp.
Na kolejnej stronie trochę polskich wątków za granicą. Matt Miazga, wokół którego znów zrobiło się ostatnio głośno, dostał czerwoną kartkę na oczach Juergena Klinsmanna.
Na trybunach Red Bull Areny zasiedli m.in. selekcjoner dorosłej reprezentacji Jankesów Jürgen Klinsmann, a także jego asystent Tab Ramos, który zajmuje się również amerykańską kadrą U-20 i właśnie powołał Miazgę na młodzieżowy mundial. Długo nie poobserwowali piłkarza, o którym niedawno zrobiło się głośno również w Polsce (ma dwa obywatelstwa). Niespełna 20-letni stoper New York Red Bulls wyleciał z boiska już w 36. minucie, po dwóch żółtych kartkach zarobionych za faule na Khirym Sheltonie. Pierwsza z nich była bardzo dyskusyjna, bo chociaż Miazga zaatakował go bez pardonu, to napastnik New York City zanurkował i upadł bez kontaktu z przeciwnikiem. Druga kartka, za faul taktyczny, była zasłużona.
PS odkopuje również Ivo Pękalskiego, który przyznaje, że po raz pierwszy od 2012 roku jest zupełnie zdrowy. Rozegrał sześć meczów z rzędu w barwach Hacken Goeteborg. Deklaruje, że za wcześnie by mysleć o reprezentacji – nudnawa rozmówka. Omijamy.
Tak się składa, że większość pozostałych materiałów cytowaliśmy już z Faktu. Dajmy więc kawałek o krętej drodze Lecha Poznań do Ligi Mistrzów.
Lech po zwycięstwie z Legią wyszedł na prowadzenie w tabeli i fanom z Poznania z pewnością marzy się już walka o Ligę Mistrzów. Tam Kolejorzowi nie będzie łatwo się dostać. Wszystko przez ostatnie kompromitacje na pucharowej arenie. Po porażkach z Litwinami i Islandczykami współczynnik wicemistrza Polski mocno spadł. W ostatnich latach to Lech był pod tym względem najlepszy w naszym kraju, ale po udanych występach Legii w Lidze Europy to właśnie mistrzowie Polski mają wyższy współczynnik. Ma to przełożenie na rozstawienie w pucharach. Jeśli Legia obroni tytuł, to na pewno w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów trafi do grona mocniejszych drużyn. Z kolei brak rozstawienia poważnie grozi Lechowi. Oczywiście do zakończenia rozgrywek w większości państw zostało jeszcze kilka kolejek i nie wszędzie wiadomo, kto zdobędzie tytuł, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że Kolejorz nie ma na to większych szans.
Poza tym:
– Duda i Żyro wyraźnie obniżyli loty
– Hamalainen myśli o wyjeździe z Polski
– W Szczecinie czekają na Dudkę.
Środkowemu obrońcy 30 czerwca kończy się kontrakt z Wisłą Kraków i – jak dowiedział się Przegląd Sportowy – w związku z kilkumiesięcznymi opóźnieniami w wypłatach piłkarz nie przedłuży umowy z władzami Białej Gwiazdy. Tę sytuację zamierzają wykorzystać włodarze Pogoni, którzy chcą, by w kolejnych rozgrywkach Dudka był liderem formacji defensywnej Dumy Pomorza. Co ciekawe, stoper mógł trafić do Pogoni zimą 2013 roku, kiedy wracał do Polski po występach w hiszpańskim Levante i angielskim Birmingham City, ale wówczas wybrał ofertę działaczy Wisły. Teraz włodarze Dumy Portowców także będą musieli walczyć o usługi obrońcy, bo konkurencyjną propozycję przedstawiły Dudce władze Lecha Poznań.
Marco Paixao idzie w odstawkę.
W czerwcu wcale nie musi opuszczać Polski. Jeszcze niedawno mówiło się, że jego nazwisko znajdowało się na liście życzeń Legii, Lecha i Lechii, a tak się składa, że jeszcze w tym miesiącu wrocławianie zagrają z wszystkimi wymienionymi rywalami. Bardzo jednak możliwe, że przynajmniej początki tych spotkań Marco będzie oglądał zza linii bocznej. Mogłoby się to zmienić tylko w sytuacji, gdyby znowu zaczął regularnie trafiać do siatki tak jak na początku tego roku. W trzech ostatnich meczach nie zdobył jednak żadnej bramki. Miejsce Marco na szpicy ma zajmować Mateusz Machaj bądź Flavio Paixao. Z kolei rolę “podwieszonego” napastnika być może – tytułem eksperymentu przejmie skrzydłowy Robert Pich, który ostatnio jest w dobrej formie. On z kolei ostatnio wyręcza snajperów – tylko on strzelał dla wrocławian gole w dwóch ostatnich spotkaniach.