To nie tak, że Bayern wyszedł na boisko bez cienia nadziei. To nie tak, że od początku wszyscy wiedzieli, że odrobienie straty przeciw Barcelonie jest niemożliwe. Nie. Wręcz przeciwnie, Bawarczycy wjechali na murawę z animuszem, z optymizmem, z prawdziwą wiarą, że można, że się da. Ba, siedem minut później Ter Stegen wyjmował piłkę z bramki i wszystko stało się realne. Dwa gole w osiemdziesiąt minut, przecież to takie proste.
Chwilę później niezła sytuacja Lewandowskiego. Kolejne ataki Bayernu. Coraz większe podniecenie na trybunach, coraz więcej wiary, że nie wszystko stracone. I dokładnie po kwadransie gry bolesne przypomnienie, niczym uderzenie pałką w potylicę. Przypomnienie, że przeciwnicy nie grają czysto, korzystając z usług gościa z innej galaktyki.
Wyśmienite. Idealne. Mierzone, dokładnie w tempo, na nos. Podanie Messiego, który wypuścił w bój Suareza. Błysk geniuszu, który widzieliśmy już w pierwszym meczu. Błysk geniuszu, który sprawia, że w starciu dwóch równorzędnych drużyn jedna zdobywa pięć, a druga tylko trzy bramki. Suarezowi pozostało tylko wystawić patelnię Neymarowi.
Na tym zasadniczo moglibyśmy zakończyć relację z dwumeczu, bo po golu dla Barcelony tylko kataklizm mógł odebrać Katalonii bilety na berliński finał Ligi Mistrzów. Warto jednak zaznaczyć klasę – zarówno gości, którzy dokładnie identycznym schematem zdobyli drugą bramkę (Messi zalicza kluczowe podanie poprzez wygrany pojedynek główkowy w środku pola!), jak i gospodarzy, którzy do końca walczyli o godne pożegnanie z rozgrywkami.
Walczyli w sposób naprawdę efektowny, bo jeszcze przed przerwą na bohatera Barcelony wyrósł właśnie Ter Stegen. Interwencje przy dwóch strzałach Mullera czy bombie Lewandowskiego z kilku metrów (spory błąd naszego snajpera, który powinien takie pakować nawet udem) to czysta klasa.
Ostatecznie po dwóch szybkich sztychach Barcelony, następne kilkadziesiąt minut to już wyłącznie bombardowanie bramki Katalończyków. Swój wielki moment miał Lewandowski, gdy w kapitalny sposób związał Mascherano i strzelił wyrównującego gola. Bardzo fajnie pokazał się Mueller, który za trzecim razem wreszcie nie dał Ter Stegenowi żadnych szans. To był naprawdę znakomity dwumecz dwóch równorzędnych rywali, z których jeden miał Messiego. W pierwszym meczu, gdy to właśnie Argentyńczyk złamał zasieki swojego starego mentora, jak i w tym drugim, gdy dwoma kluczowymi podaniami ostatecznie rozwiał wszelkie wątpliwości, co do losów tego starcia.
Bayern wygrał 3:2, Bayern odpada z uniesioną głową, tak jak fanatycznie dopingujący przez cały mecz kibice, ale to co w tym momencie najważniejsze – to Barcelona jedzie do Berlina, to Barcelona przyjmie tam zwycięzcę starcia Juventusu z Realem i to Barcelona potwierdza, że nawet najlepsze zespoły i najwięksi taktycy muszą rozłożyć bezradnie ręce, gdy po drugiej stronie szaleje będący w życiowej formie Kosmita z Rosario. Lionel Messi.