To były czasy, kiedy nie mieliśmy piłkarzy pokroju Roberta Lewandowskiego. Trzeba było cieszyć się małymi rzeczami, choćby najmniejszymi, a gra w Premier League i zatrzymanie Manchesteru United było czymś wielkim. Ledwie rok wcześniej bronił w rezerwach Herthy Berlin, a równo dziesięć lat temu, w 2005 roku, grając dla broniącego się przed spadkiem West Bromwich Albion, Tomasz Kuszczak niemal w pojedynkę powstrzymał Czerwone Diabły.
Na początku wszystko szło zgodnie z planem mocarnych, którzy bramkę zdobyli już w 20. minucie. Było to przedziwne trafienie. Pierwszy bramkarz WBA, Russell Hoult, jeszcze nie zdążył ustawić muru, a Ryan Giggs przymierzył z rzutu wolnego i United objęli prowadzenie. Przy tej dziwacznej próbie interwencji na dodatek coś stało się z jego barkiem. Z grymasem bólu opuścił boisko, a w 22. minucie miejsce między słupkami zajął młody Kuszczak. Był to jego zaledwie drugi występ w Premier League.
Wszedł na boisko i zachował czyste konto, broniąc jak natchniony strzały Klebersona, Cristiano Ronaldo czy Wayne’a Rooneya. Komentator nie mógł się nachwalić. “Kolejna znakomita obrona. Nie mam słów. Kuszczak jest bohaterem”. Żeby tego było mało, West Brom doprowadził do wyrównania, za sprawą rzutu karnego wykorzystanego przez Roberta Earnshawa, zyskując arcyważny w kontekście utrzymania punkcik.
W bramce stanął także w kolejnej kolejce, w meczu z Portsmouth i ponownie zachował czyste konto, a West Bromwich Albion cudem uniknęło degradacji do Championship. Latem sprowadzono mu nowego rywala, który wcześniej był utrapieniem Jerzego Dudka w Liverpoolu – Chrisa Kirklanda. Anglik od początku sezonu był numerem jeden, ale w pewnym momencie powinęła mu się noga i między słupki ponownie wskoczył Kuszczak, nie oddając miejsca aż do końca sezonu, po którym – jak pamiętamy – sięgnęli po niego ci, których równo dziesięć lat temu powstrzymał, czyli Manchester United.