Przed nami wydarzenie bez precedensu. Państwo po raz pierwszy oddaje kibicom dwóch wielkich i zwaśnionych klubów swoje największe cacko – Stadion Narodowy. Jest to jedna z najwspanialszych sportowych aren w Europie. Nowoczesna, a więc pozbawiona trzymetrowych krat i innych zasieków, które kojarzą się raczej z więzieniem na Białołęce, a nie obiektem piłkarskim XXI wieku. To wielka zaleta stadionu, ale wzięła się ona z pewnego założenia, które aktualnie przyświeca architektom – dziś na stadiony chodzą już normalni ludzie. W sobotę Zbigniew Boniek powie „Sprawdzam” – pisze dziś Krzysztof Stanowski w swoim felietonie na łamach Przeglądu Sportowego. Jeśli chcecie o finale Pucharu Polski czytać w prasie, to dziś polecamy wyłącznie ten tytuł. Pozostałe gazety wyraźnie rozczarowują.
FAKT
Fakt liczy pieniądze. To będzie gra o milion.
Oprócz splendoru, na piłkarzy czekają duże pieniądze. Władze klubów z Poznania i Warszawy przygotowały dla swoich drużyn jednakowe premie – po milionie złotych. Zdobywca Pucharu Polski dostanie z PZPN 600 tysięcy zł, a więc księgowy któregoś z klubów będzie musiał resztę dołożyć. – Legia nie jest w najwyższej formie. Chcemy to wykorzystać – twierdzi bramkarz Lecha Maciej Gostomski. – Fakty przemawiają za nami. W sezonie Legii nie udało się pokonać Lecha – dodaje Maciej Skorża.
Dużo dziś tej przedpucharowej drobnicy:
– Astiz chce zdobyć puchar po raz piąty
– Dziewczyna Linettego trzyma za niego kciuki
– Przemysław Bereszyński cieszy się z sukcesów syna
Przemysław to trzykrotny mistrz Polski z Lechem. Po zakończeniu kariery pracował w akademii Kolejorza, ale po transferze syna do Warszawy zrezygnował z posady. Teraz współpracuje z agencją Fabryka Futbolu, która reprezentuje interesy Bartosza. – Bartek już na obecnym etapie kariery pobił mnie swoimi osiągnięciami. Od dziecka miał duże zdolności motoryczne, czyli odpowiednią bazę do rozwoju – opowiada Bereszyński senior. W Lechu nie dbało się o wychowanków…
I na tym tematy piłkarskie prawie się kończą. Krychowiak chce zabrać tytuł Realowi – Sevilla podejmuje Królewskich dziś o 20. Chce zająć miejsce w pierwszej czwórce, aby zakwalifikować się do eliminacji Ligi Mistrzów. Koniec historii. Nie ma sensu szerzej cytować.
Na koniec zaś rozmówka z Krzysztofem Kamińskim, bramkarzem Jubilo Iwata, który nie żałuje przenosin do Japonii. Kibice dają mu… słodycze.
– Wychodzę na rozgrzewkę przed pierwszym meczem sezonu i słyszę, że nasi kibice intonują to samo, co puszczał mi pewien kibic. Wsłuchuję się i po chwili dochodzi do mnie, że śpiewają „idź do niego, Kamiński”. Byłem totalnie zaskoczony. Pewnie przetłumaczyli z angielskiego okrzyk „go ahead” albo „come on”.
Coś jeszcze pana zaskoczyło, jeśli chodzi o ligę japońską?
– Zaskoczyły mnie ukłony. Wychodząc na rozgrzewkę oraz przed i po meczu obie drużyny ustawiają się na środku boiska i kłaniają się każdej z trybun. Na początku nie mogłem się do tego przyzwyczaić i musieli mnie wołać, bo biegłem do ławki po napój czy bluzę. Poza tym po każdym meczu dwóch – trzech zawodników idzie do klubowej restauracji na spotkanie z kibicami, którzy są losowani pośród posiadaczy karnetów.
GAZETA WYBORCZA
Na temat Pucharu Polski dziś już na łamach GW stosunkowo niewiele. Jeden tekst na mniej niż pół strony – to będzie sprawdzian, test polskiej piłki.
Gdy półtora roku temu właściciele Legii powierzyli zespół Henningowi Bergowi, Norweg nie miał żadnego trofeum w karierze trenerskiej. Nigdy nie przygotowywał drużyny do finału jakichkolwiek rozgrywek. Szczycił się 30 proc. wygranych meczów w lidze norweskiej. Od tego czasu zdobył mistrzostwo Polski, a w sobotę może dołożyć triumf w swoim pierwszym finale i potem znów wygrać ligę. Każdego trofeum potrzebuje, aby w przyszłości zdobyć pracę w silniejszej zagranicznej lidze. Już pierwszy tytuł w karierze i dobre przygotowanie drużyny do rozgrywek europejskich wystarczyły, aby w Holandii plotkowano, że jest jednym z kandydatów do objęcia posady trenera Feyenoordu Rotterdam, a w Danii nazwano go idealnym następcą selekcjonera reprezentacji. Berg jednak dodatkowej motywacji do triumfu nie potrzebuje. Jako zawodnik Manchesteru United i Blackburn wyrósł w kulturze angielskiej, gdzie wzniesienie krajowego pucharu pielęgnuje się nie mniej niż triumf w rozgrywkach ligowych.
SUPER EXPRESS
Puchar zostanie w Warszawie – dość banalna rozmówka z Ondrejem Dudą.
– Nie przesadzajcie z tą krytyką. Legia wcale nie gra źle. A na finał będziemy potrójnie zmobilizowani. Wszyscy w klubie marzą o odzyskaniu Pucharu Polski, który Legia rok temu straciła. Może być 1:0 po golu Dusana Kuciaka, byle puchar został w Warszawie.
Który z piłkarzy Lecha dał ci się najbardziej we znaki?
– Już go nie ma w Poznaniu. Taki mały obrońca, wtedy ich kapitan, Wołąkiewicz. Z nim zawsze miałem najwięcej starć. Z obecnej kadry rywali jakoś nikt specjalnie nie zapadł mi w pamięć.
Mówi się, że Legia gra dobrze, gdy dobrze gra Duda.
– Cały czas dochodziłem do siebie po kontuzji z okresu przygotowawczego. Teraz miałem przerwę przez czerwoną kartkę, ale dzięki temu mogłem solidnie potrenować i wierzę, że od sobotniego meczu wróci Ondrej z jesieni.
Leszek Ojrzyński kłamców może… Wyzywać na pojedynki.
Ponoć zarzucano panu, że że foruje piłkarzy, sprowadzonych ze swojego poprzedniego klubu.
– Niech ludzie rozpowszechniający takie głupoty liczą się ze słowami. Bo za te kłamstwa, to mogę zaprosić na pojedynek… Ściągnęliśmy do klubu ogranych ludzi bez menedżerów, a więc i bez konieczności płacenia za nich prowizji. Pavol Stano strzelił dwa gole, wypracował dwa karne i trzymał całą obronę. I on zawiódł? Korzym w swoim najlepszym sezonie w Ekstraklasie zdobył 9 goli. U nas miał cztery trafienia. To nigdy nie był supersnajper, ale walczak, który grałby nawet na wózku inwalidzkim i z połamanymi rękami. Tak samo Lenartowski. Nikomu nie przystawiałem pistoletu do głowy, żeby uzyskać zgodę na ściągnięcie tego czy innego zawodnika. W każdym przypadku zarząd wyrażał akceptację. Podbeskidzie ma najniższy budżet w Ekstraklasie, a działacze chcieliby sprowadzać nie wiadomo kogo. Wiedząc jakimi środkami dysponuję namawiałem do gry chłopaków, którzy nigdy nie pękali i nie odpuszczali. Tak samo zresztą jak cała drużyna.
Teraz wraca pan do Kielc, do rodziny, a tam z końcem sezonu w Koronie wygasa umowa trenera.
– Nie czyham na niczyją posadę. Teraz poświęcę więcej czasu żonie i dzieciom. Wierzę w Boską Opatrzność i przeznaczenie. Z pokorą przyjmę to co da los, bo jestem za krótki żeby wnikać w Boskie plany.
Poza tym w dwóch rameczkach:
– PZPN nie boi się ekscesów na finale PP
– Astiz może trafić do Lecha Poznań
PRZEGLĄD SPORTOWY
Zagrajcie mecz godny finału – apeluje PS.
Legia musi, Lech… też. Najpierw zapowiedź – nic specjalnego.
W Lechu nie zanosi się na wielkie niespodzianki w składzie. Gergo Lovrencsicsa, który musi przejść zabieg, zastąpi Dariusz Formella. Urazy stopy wyleczył Paulus Arajuuri i fina zobaczymy w podstawowym składzie. Za to w Legii Berg ma twardy orzech do zgryzienia: jak znaleźć miejsce dla Guilherme, Dudy i Orlando Sa. Ile głów, tyle opinii. Możliwe, że legioniści wystąpią bez klasycznego napastnika, co przerabiali już w tym sezonie, grając Dudą i Radoviciem w pierwszej linii. Podobnie było półtora miesiąca temu w Poznaniu, gdzie w parze ze Słowakiem wystąpił Michał Masłowski. Można co prawda przesunąć Guilherme na lewą obronę, ale to byłby ruch szkodliwy dla gry ofensywnej mistrzów Polski.
Czym w takim razie jedni mogą drugich zaskoczyć? Jeśli chcecie poczytać odrobinę więcej o schematach w grze, ustawieniu, taktyce – jest i krótki tekst o tym.
Maciej Gostomski to sprawny bramkarz, z techniką na wysokim poziomie, ale nie bez wad. Sporo problemów sprawiają mu dośrodkowania tzw. dochodzące. Po jego zawahaniu przy takim zagraniu w spotkaniu z Podbeskidziem Bartłomiej Konieczny trafił w poprzeczkę. Lech, w przeciwieństwie do Legii, ma dwa schematy bronienia. Potrafi grać wysokim pressingiem, taki wariant najczęściej stosował w Poznaniu, kiedy rywal chował się za podwójną gardą. Ale potrafi też ustawić się na własnej połowie i wyczekiwać okazji do szybkiego ataku. Siłą Lecha w ofensywie jest gra zwłaszcza bocznych obrońców…
PS pobawił się, co byłoby gdyby w fazie finałowej Ekstraklasy padły takie same wyniki, jak w tej, która za nami. Okazuje się, że Lech z dużą przewagą zdobyłby mistrzostwo, Lechia zagrałaby w Lidze Europy, a z ligi spadłyby Ruch i GKS Bełchatów. To oczywiście zabawa, nie ma sensu przykładać wielkiej wagi.
W Podbeskidziu najpierw zwolnili, teraz myślą – jak tu znaleźć trenera.
– Dwóch kandydatów odmówiło mi już w czwartek. Powiedzieli, że możemy wrócić do tematu po sezonie – nie ukrywa Borecki. Dziś czekają go kolejne rozmowy. – Mamy trzech poważnych kandydatów – zdradził. Według naszych informacji, prezes Górali namawiał do powrotu Dariusza Kubickiego, pracującego z Olimpią Grudziądz. Innym kandydatem jest Dariusz Wdowczyk. – W poniedziałek musimy mieć trenera.
To jeszcze nie wszystkie teksty na temat finału Pucharu Polski. „Wyjście z mroku albo powrót do jaskiń” – taki tytuł nosi felieton Krzysztofa Stanowskiego.
Przed nami wydarzenie bez precedensu. Państwo po raz pierwszy oddaje kibicom dwóch wielkich i zwaśnionych klubów swoje największe cacko – Stadion Narodowy. Jest to jedna z najwspanialszych sportowych aren w Europie. Nowoczesna, a więc pozbawiona trzymetrowych krat i innych zasieków, które kojarzą się raczej z więzieniem na Białołęce, a nie obiektem piłkarskim XXI wieku. To wielka zaleta stadionu, ale wzięła się ona z pewnego założenia, które aktualnie przyświeca architektom – dziś na stadiony chodzą już normalni ludzie. W sobotę Zbigniew Boniek powie „Sprawdzam”. Okaże się, czy to piękne założenie nie jest błędne (…) Mam wielką nadzieję, że będzie to pierwszy w historii mecz, w którym gdzieś tam, na jakimś sektorze człowiek w szaliku Lecha usiądzie obok człowieka w szaliku Legii i nie będą mieli piany na ustach. W Europie kibice przeklinają, śpiewają o sobie niewybredne piosenki, ale szalik innego koloru przestał być już stuprocentowym pretekstem do mordobicia. Jeśli dojdzie do zamieszek, jeśli obiekt w jakikolwiek sposób ucierpi, to będzie koniec takich imprez na Stadionie Narodowym…
PS zapowiada dzisiejszy mecz na jeszcze kilka innych sposobów. Wioletta będzie trzymać kciuki – to krótki tekst o Karolu Linettym i jego dziewczynie.
– Będę ściskała kciuki za Karola i oczywiście za zwycięstwo Kolejorza – zapowiada Wioletta, która regularnie pojawia się już także na stadionie przy Bułgarskiej. – Cieszę się, że będzie mi kibicować w Warszawie. Już od września przekonuję się, że bycie w związku daje niesamowity doping na boisku – uśmiecha się piłkarz (…) Dla Linettego sobotni mecz to debiut na Stadionie Narodowym. – Wcześniej tylko kilka razy przejeżdżałem obok niego. Zrobił duże wrażenie – mówi pomocnik. Nie ma wątpliwości, że jego faworytem będzie Kolejorz. – Legia w tym sezonie jeszcze z nami nie wygrała.
Co jeszcze?
– Michał Kucharczyk – rozpędzony skrzydłowy
– Inaki Astiz wspomina poprzednie finały, w których brał udział
– Trzy razy mecze finałowe wygrywał już Maciej Skorża
My zacytujemy jeszcze dwa materiały. W pierwszym spierają się Pablopavo, wokalista Vavamuffin oraz lider Pidżamy Porno i Strachy na Lachy – Grabaż.
Którego piłkarza rywala wzięlibyście do swojego ukochanego klubu?
Pablopavo: – Do pierwszego składu tylko Darko Jevticia. On długo w Polsce nie pogra. Jeśli ominą go problemy ze zdrowiem, może zrobić naprawdę dużą karierę na Zachodzie. Do tego może jeszcze Tomasz Kędziora. Jest młody, perspektywiczny, po jakimś czasie pewnie by się u nas przebił. I tyle. Nie rozumiem zupełnie zachwytów nad Paulusem Arajuurim. Kuba Rzeźniczak jest dużo lepszy.
Grabaż: – Ja bym celował w Danijela Ljuboję i Miroslava Radovicia. Ale zaraz, oni przecież już w Legii nie grają. A tak na poważnie, to z obecnego składu może Ondrej Duda, bo jest podobny do Jevticia. Tyle że Jevtić lepiej od niego gra w defensywie, jest bardziej kompletny. Lech gra teraz lepiej od Legii, co pokazuje ostatnie starcie. Przy Łazienkowskiej Legia szczęśliwie zremisowała, a mecz w Poznaniu to było takie puncherskie starcie, w którym mistrz Polski opuścił gardę.
Ostatni materiał to piłkarskie życie Bereszyńskich – ojca i syna.
Kiedy Bartek przeniósł się z Warty Poznań na Bułgarską, Przemysław – by nie trenować syna – zamienił się zespołami z Mariuszem Rumakiem. Co ciekawe, to właśnie obecny szkoleniowiec Zawiszy kilka lat później nie znajdzie dla Bartosza miejsca w podstawowym składzie Lecha. – Tata spotykał się później z trenerem Rumakiem, bo mają wielu wspólnych znajomych. Nie rzucał się na niego z pięściami. Trzeba oddzielić życie zawodowe od prywatnego. Pozostają w dobrych relacjach – przekonuje młody Bereszyński. Po transferze Bartosza do Legii z pracą w Lechu pożegnał się również Przemysław. Wielu kibiców było przekonanych, ze decyzja miała bezpośredni związek, ale prawda jest inna. – Chodziło przede wszystkim o perspektywę rozwoju w klubie i warunki proponowane przez władze…