Długo wyczekiwany finał Pucharu Polski już za nami. Pierwsze odczucia? Ogólnie rzecz ujmując, nie bolało. Wręcz przeciwnie – było całkiem przyjemnie. Dobra, szczegóły. Co nam sie podobało, a co nie? Którzy piłkarze stanęli na wysokości zadania, a którzy zawiedli? Czego się dowiedzieliśmy, a co się jedynie potwierdziło? Odpowiedzi na te i inne pytanie znajdziecie w naszych wnioskach, które wypisaliśmy na gorąco kilkanascie minut po końcowym gwizdku.
1. Przekonaliśmy się, że da się w Polsce zorganizować mecz, który będzie świętem futbolu, a nie tylko odbębnieniem pozycji w kalendarzu. Finał Pucharu Anglii, Niemiec, Francji i Polski. Tak, tak, jeśli chodzi o organizację i opakowanie nie powinniśmy mieć kompleksów, dlatego wymieniamy je jednym tchem.
2. … że wspólne przebywanie na nowoczesnym stadionie kibiców dwóch zwaśnionych klubów wcale nie musi być równoznaczne z mordobiciem, zdewastowaniem obiektu i spaleniem okolicznych wiosek. Wręcz przeciwnie – wzbogaca widowisko.
3. … niestety również, że w temacie pirotechniki kibice dalej wiedzą lepiej, a rzut racą to ciągle jedna z ulubionych dyscyplin wśród kumatych. Posypią się kary, a poważna dyskusja na temat depenalizacji ani drgnie do przodu.
4. … że murawa nie jest najmocniejszą stroną Stadionu Narodowego. Niestety, żużel. Problem jest poważny, bo nie wyobrażamy sobie finału Ligi Europy na takim pastwisku.
5. … że piłkarze – jeśli bardzo chcą, to – potrafią nie zepsuć widowiska. Zgoda, nie był to wielki mecz, który wspominać będziemy miesiącami, ale z drugiej strony – były momenty. Dało się to oglądać, a szczerze mówiąc – spodziewaliśmy się, że może być inaczej.
6. Utwierdziliśmy się w przekonaniu, że Orlando Sa powinien bardzo na siebie uważać. Kolejna tajemnicza kontuzja akurat przed spotkaniem z Lechem Poznań. Naprawdę wyjątkowy z niego pechowiec!
7. … że Zaur Sadajew dochodzi do dogodnych sytuacji i marnuje je z niemalże taką samą łatwością. W związku z tym, ciężko nazwać go poważnym napastnikiem. Jeszcze ciężej uznać, że warto wyłożyć pół bańki na jego wykupienie.
8. … że w meczach pomiędzy Legią a Lechem kluczową rolę odrywają stałe fragmenty gry. Poziom jest na tyle wyrównany, że decydują detale – w tym wypadku zagrania ze stojącej to najważniejszy z nich.
9. … że Barry Douglas ma prawdopodobnie najlepiej ułożoną lewą nogę w Ekstraklasie, lecz ma również spore braki w grze defensywnej.
10. … że nigdy nie można lekceważyć Marka Saganowskiego.
11. … że akcja #dychaKownasia to nieporozumienie i porywanie się z motyką na księżyc. #PiątkaKownasia to byłby cel, który dałoby się zrealizować. Przy korzystnych wiatrach, oczywiście.
12. … że Muhamed Keita to hobby-player.
13. … że Dusan Kuciak wszelkie problemy z jesieni ma już za sobą. Z całym szacunkiem dla umiejętności i ambicji Arkadiusza Malarza – słowacki bramkarz powinien być niekwestionowanym numerem jeden do końca sezonu.
14. … że Ondrej Duda to nie ten sam piłkarz, który czarował nas jesienią. Być może to odejście Radovicia, a być może poważna kontuzja w trakcie okresu przygotowawczego… Jedno jest pewne – Słowak w tej formie nie przerasta reszty ligi o głowę, ba!, nie przerasta jej w ogóle.
15. Dowiedzieliśmy się też, że Henning Berg potrafi przyznać się do błędu, bo chyba tak należy traktować „wędkę” dla Guilherme. Norweg jest jednym z ostatnich trenerów, po których spodziewalibyśmy się takiej reakcji. Był to też ruch wymagający odwagi, wszak Brazylijczyk był w ostatnich meczach jednym z najlepszych – jeśli nie najlepszym! – piłkarzy Legii.
16. … że u Macieja Skorży wszystko po staremu. Ryzyko? Panie, daj Pan spokój! Lech musiał gonić wynik, ale jego trener nie zdecydował się np. na zastąpienie piłkarza stricte defensywnego ofensywnym. Jevtić za Linetty’ego, Formella za Sadajewa, Keita za Pawłowskiego – wszystko musi się zgadzać do samego końca, bez względu na okoliczności. Ataki rozpaczy? Zgoda, ale dopiero dwie minuty przed ostatnim gwizdkiem.
17. … że (zbyt) wielu piłkarzy czołowych polskich nie jest przyzwyczajonych i przygotowanych do rozgrywania tak prestiżowych spotkań. U kilku dało się zauważyć strach w oczach…
18. … a wśród nich zdecydowanym numerem jeden był Maciej Gostomski, bramkarz Lecha. Błąkanie się bez celu na przedpolu, liczba pustych przelotów, ogólna nerwowość, która wprowadzał w poczynania drużyny. Nie wiemy, jakie mają plany w Lechu, ale na ich miejscu poważnie rozważylibyśmy, czy ten chłopak to materiał na bramkarza numer jeden.
19. … że nawet sędzia z Warszawy (choć teoretycznie z Bydgoszczy) może sprawiedliwie rozstrzygać w meczu pomiędzy Legią a Lechem.
20. … że przeboje muzyki disco-polo mogą być idealnym dopełnieniem piłkarskiego święta. Przynajmniej w opinii organizatorów.
Fot. FotoPyK