Reklama

Dzień próby. Stawką tego meczu jest dobro naszej piłki

redakcja

Autor:redakcja

02 maja 2015, 10:56 • 3 min czytania 0 komentarzy

No i jest. Spełnienie marzeń wszystkich kiboli z Poznania. Spełnienie snów warszawiaków o wymarzonym rywalu w finale Pucharu Polski. Ziszczenie się najtrudniejszego scenariusza dla organizatorów. Jednocześnie wielka szansa, wielka nadzieja i wielkie oczekiwania – bo chyba wszyscy chcemy widowiska na światowym poziomie, tak na murawie, jak i na trybunach, ale i wielkie obawy, olbrzymi niepokój, by nie powiedzieć wprost: strach.

Dzień próby. Stawką tego meczu jest dobro naszej piłki

Dziś wszystko się miesza. Na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem w finale Pucharu Polski, gdy wszystko jest dopięte na ostatni guzik, pozostaje właściwie jedynie czekać. Nikt nie mógł zrobić niczego lepiej. Od kibiców Lecha Poznań, którzy w sile kilkunastu tysięcy głów stawią się w Warszawie między innymi ośmioma doskonale zorganizowanymi pociągami specjalnymi, przez fanatyków Legii uczulających się na wyjątkową rangę i wagę tego spotkania, aż po tysiące mrówek pracujących w cieniu – przy zabezpieczeniu tras, przy logistycznym rozplanowaniu całej operacji, przy ustaleniu sektorów buforowych i minimalizowaniu wszelkiego ryzyka.

Trudno wyobrazić sobie lepszy moment na udowodnienie, że wyzbyliśmy się już wszystkich kompleksów wobec najsilniejszych lig. Bo i przed czym mieć kompleksy? Stadion Narodowy w niczym nie ustępuje największym arenom kontynentu. Wyjazdowa ekipa Lecha Poznań nie zaprezentuje się gorzej niż podróżujący na finał Pucharu Niemiec fani Borussii Dortmund, czy rozwrzeszczani neapolitańczycy podczas finałowego meczu w Rzymie. Legioniści maszerujący przez miasto na stadion również nie będą ustępowali jakością, liczebnością czy głośnością fanatykom z dowolnej stolicy świata.

Jeśli do światowego poziomu mają doskoczyć również piłkarze, to chyba tylko tych dwudziestu dwóch bohaterów z zespołów lidera i wicelidera, aktualnego mistrza i wicemistrza. Dwóch krajowych gigantów, których ambicje wykraczają daleko poza granice naszego kraju.

Wszystko jest tu w rozmiarze „XXL”. Stawka? Najwyższa, wyższą mógłby mieć tylko bezpośredni mecz o mistrzostwo. Poziom piłkarski? Możemy się wkurzać na wyścig żółwi, ale w tym momencie ciężko o lepszą gwarancję futbolowej jakości, niż zapędzenie na murawę zawodników dwóch klubów, które trzeci sezon z rzędu odstawiają resztę ligi. Trybuny? Dwie najliczniejsze i najgłośniejsze ekipy, do tego z ultrasami na najwyższym światowym poziomie. Do tego jeszcze to, co w futbolu najsmaczniejsze. Krwista otoczka nienawiści, podszyta w dodatku milionem podtekstów, z mistrzostwem 1993 na czele.

Reklama

I właśnie to ostatnie sprawia, że poza ogromnym podnieceniem tym wyjątkowym meczem, mamy również potężny, paraliżujący strach. Wszystkie te wspaniałe rzeczy, efektowne oprawy, znakomicie zorganizowane wyjazdy, grę zawodników na murawie, można łatwo przekreślić. Przeskoczenie przez niską barierkę. Rzut racy na murawę. Krótka szamotanina na sektorach neutralnych. Cokolwiek, co może stanowić iskrę do powtórzenia Bydgoszczy z 2011 roku.

Jakie będą konsekwencje jakiegokolwiek naruszenia bezpieczeństwa, jakiejkolwiek, choćby najmniejszej zadymy – łatwo przewidzieć. Wszystkie starania o poprawienie wizerunku futbolu, o poprawienie wizerunku kibiców, o utożsamianie hasła „kibol” z fanatycznym pasjonatem, a nie tępym bandytą pójdą na marne. Jak ujął to Krzysztof Stanowski – zostaniemy – my, czyli środowisko piłkarskie – odesłane do jaskiń. Zostaniemy uznani za niegodnych nowoczesnych obiektów, stracimy szansę na organizację imprez na tak wysokim, fantastycznym poziomie. Bliskość wyborów tylko podsyci ogień pod stosem z napisem: „krajowa piłka nożna”.

Dzień próby.

To dobre określenie. Albo pokażemy, że duch fanatyzmu połączony z nowoczesną areną daje razem widowisko na poziomie derbów Buenos Aires i najlepszych spotkań w najsilniejszych ligach Europy, albo… cofniemy się do lat dziewięćdziesiątych. Jasne, ten jeden mecz nic nie zmieni w faktycznym stanie naszego futbolu. W końcu na finale Pucharu Włoch w ubiegłym roku doszło do strzelaniny, a chuligani na 45 minut przerwali mecz.

Polski futbol jest jednak na cenzurowanym. Wszystkie oczy – polityków, policji, speców od ustaw – są dziś skierowane na Stadion Narodowy. Albo wygra futbol – z całą kibicowską otoczką, z całą pompą zapewnianą przez wszystkich organizatorów, albo znów wrzuci się kibiców do ciasnych klatek gości, a w mediach zagości przekaz o stadionach rządzonych przez bandytów.

Wygrajmy ten mecz o wizerunek polskiej piłki. Dla nas wszystkich.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...