Leszek Ojrzyński nie jest już trenerem Podbeskidzia. Prezes Borecki dzisiaj rano przekazał mu decyzję o zwolnieniu. Według naszych informacji, jego następcą może być Marcin Brosz, który pracował już w Bielsku w latach 2007-2009, a w zeszłym roku wyrzucono go z Piasta.
Od dłuższego czasu mieliśmy przeczucie, że w Bielsku coś się święci, ale powiedzmy sobie szczerze – to kolejna decyzja personalna, której nie sposób łatwo i racjonalnie wytłumaczyć. Równie dziwna jak ta o zwolnieniu Michniewicza, chwilę po tym jak ten uratował dla Podbeskidzia Ekstraklasę. Prezes Borecki i jego otoczenie najwyraźniej zapomniało już tamte wcale nieodległe czasy, kiedy Bielsko było wskazywane jako pierwszy kandydat do spadku i dziś wymaga znacznie więcej.
Ciekawy znak czasu – Podbeskidzie zwalnia trenera dzień po tym, jak nie udało mu się awansować do grupy mistrzowskiej Ekstraklasy. Zabrakło jednego punktu i wygranej z Lechem. Bielsko nie grało ostatnio świetnej piłki. Pytanie: czy czegoś więcej powinniśmy po tej drużynie się spodziewać? Czy nie grała na miarę oczekiwań i czy wreszcie sytuacja była aż tak podbramkowa i rozczarowująca, by znów wyrzucać solidnego szkoleniowca? Bo że Ojrzyński jest takim, chyba nie ma wątpliwości.
Ale jak to w polskiej lidze – u nas się nie czeka, tylko zamiata, jak tylko cokolwiek pójdzie nie po myśli.
Nagle w Bielsku zachorowali na Marcina Brosza. Według naszych informacji, przejęcie przez niego zespołu jest bardzo prawdopodobne, choć gdy chcieliśmy potwierdzić to u prezesa Boreckiego… Bardzo nagle stracił warunki do dalszej rozmowy. Dosłownie sekundę po usłyszeniu słowa „Brosz”.
Nie szkodzi.
W kuluarach krąży jeszcze jedna informacja – możecie potraktować ją jako plotkę, w której jak zwykle znajdzie się ziarnko prawdy. Piłkarze Podbeskidzia nie stali już ostatnio murem za Ojrzyńskim, mieli do niego pretensje, że po macoszemu potraktował półfinał Pucharu Polski z Legią. A jak to w polskiej piłce, kiedy trener nie ma poparcia zawodników, choćby byli całkiem nędzni, to wiadomo, że za moment zostanie wymieniony na innego.
Z drugiej strony, idiotyzmem byłoby podejrzewać, że celowo, przeciwko komuś nie awansowali do grupy mistrzowskiej. Zrobili to głównie przeciw sobie – tracąc na tym 1,4 miliona złotych obiecanej premii.