Reklama

Probierz: Jesteśmy największymi wygranymi ligi. Kto się spodziewał?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

29 kwietnia 2015, 08:41 • 14 min czytania 0 komentarzy

„Na razie szampan może się chłodzić, a białostoczanie mogą zadowolić się mała premią – cztery z siedmiu spotkań dodatkowej fazy rozegrają na własnym boisku. Jest też premia duża – milion złotych za mistrzostwo. Trener Michał Probierz zapowiadał, że celem jego podopiecznych jest tytuł. – Chłopaki wiedzą, o co grają. Nie jestem naiwny i wiem, że trudno będzie nam rywalizować z Legią czy Lechem, jednak jasne jest, że czołowa ósemka gra o tytuł. Jeszcze jedno – dziś to my jesteśmy największymi wygranymi tej ligi. Kto się spodziewał, że znajdziemy się w ósemce? I to najmłodszym składem w całej ekstraklasie – podkreśla Probierz.” Taki fragment znajdziecie dziś w prasie o Jagiellonii. Przed środową Multiligą sporo tematów z krajowego podwórka.

Probierz: Jesteśmy największymi wygranymi ligi. Kto się spodziewał?

FAKT

Gra o wielkie pieniądze. Dziś pierwsze poważne rozstrzygnięcia w Ekstraklasie.

Przed ostatnią kolejką fazy zasadniczej ekstraklasy pozostały dwie niewiadome. Legia i Lech walczą o pierwsze miejsce w tabeli, a cztery kluby biją się o awans do grupy mistrzowskiej. Oczy kibiców zwrócone będą dzisiaj przede wszystkim na Warszawę i Bielsko-białą. Mistrzowie Polski zmierzą się z Pogonią, a Podbeskidzie podejmie Lecha. Dla każdej z tych drużyn meczem będą miały olbrzymie znaczenie. Piłkarze ze stoicy i Poznania biją się o zwycięstwo w fazie zasadniczej, co wiąże się z wymiernymi korzyściami. W 31. kolejce dwie najlepsze drużyny ligi zagrają ze sobą, a lider tabeli będzie gospodarzem.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Michniewicz powraca na szczęśliwy stadion.

To będzie sentymentalny powrót dla Czesława Michniewicza (45 l.). Trener Pogoni ma znakomite wspomnienia związane ze stadionem Legii. Na obiekcie w Warszawie szkoleniowiec świętował swoje największe sukcesy: zdobycie Pucharu Polski z Lechem w 2004 roku i mistrzostwa z Zagłębiem Lubin w 2007 roku. – Bardzo lubię przyjeżdżać na Legię. Zawsze powtarzam, że to taka La Scala wśród polskich stadionów. Tutaj wypada pokazać się z dobrej strony – mówi Michniewicz, nawiązując do słynnej opery w Mediolanie. (…) – Powtarzam chłopakom, że dla nas to spotkanie jest jak finał. Marzyliśmy o takim scenariuszu, ale teraz muszę sprawić, by psychicznie wytrzymali presję – kończy trener Pogoni.

Tymczasem Mila nie grał w grupie mistrzowskiej.

Sebastian Mila (33 l.) nigdy nie grał w swojej karierze w grupie mistrzowskiej. Z Dyskobolią walczył w sezonie 2001/02 w spadkowej, podobnie jak przed rokiem ze Śląskiem Wrocław. – Teraz nie wyobrażam sobie, by stało się tak samo – mówi kapitan Lechii. Mila wreszcie utrzymuje na boisku wysoki poziom. Szczególnie udany mecz zanotował minionej niedzieli z Górnikiem Łęczna, gdzie popisał się kilkoma efektownymi podaniami, z których jedno było asystą przy golu Bruno Nazario (20 l.). Gdy Mila opuszczał boisko, od publiczności otrzymał owacje na stojąco. – Złapałem wreszcie luz w grze, dużo nam w niedzielę wychodziło. Ale w Kielcach z Koroną będzie w środę inny mecz – mówi Mila.

Image and video hosting by TinyPic

Jeszcze jedna wiadomość z Faktu. Warzycha poleci Greków do Ruchu?

Reklama

Krzysztof Warzycha (51 l.), były znakomity napastnik, poleca szefom Ruchu piłkarzy z Grecji. „Gucio” Warzycha od ponad dwudziestu lat mieszka w Atenach. W poprzednim tygodniu przyleciał do Chorzowa i jego tygodniowy pobyt jest bardzo intensywny. Odwiedził rodzinę, w piątek obserwował przy Cichej mecz Ruchu z Legią (0:0), a w poniedziałek trening chorzowskiej drużyny. Spotkał się również z działaczami Niebieskich. – Rozmawialiśmy również na temat wzmocnień dla drużyny. Może latem przyjadą do Chorzowa piłkarze z Grecji. Jest tam wielu zdolnych zawodników, również w drugiej lidze, gdzie pracowałem. Warto im się przyjrzeć. Czy będą to pomocnicy, napastnicy? Na razie nie wiadomo – mówi Warzycha.

RZECZPOSPOLITA

Końcówka ligi, czyli będzie ciekawie nad morzem.

Gdyby dwa lata temu nie postanowiono zamieszać w systemie rozgrywek, mielibyśmy dziś fascynujący finisz ligi. Legia, która ma dwa punkty przewagi nad Lechem, aby zdobyć tytuł, musiałaby pokonać u siebie łapiącą wiatr w żagle Pogoń Szczecin, która, od kiedy jej trenerem został Czesław Michniewicz, wygrała trzy mecze z rzędu. Lech z kolei musiałby wygrać z Podbeskidziem Bielsko-Biała na wyjeździe i liczyć przynajmniej na remis przy Łazienkowskiej, ponieważ ma lepszy bilans meczów bezpośrednich z obrońcami tytułu (remis w Warszawie 2:2 i zwycięstwo 2:1 w Poznaniu). Niestety, ostatnia kolejka sezonu zasadniczego rozstrzygnie tak naprawdę tylko o terminarzu rundy finałowej. No i z ilu punktów każdego zespołu ostanie się tylko połowa. Właśnie dzielenie punktów jest najbardziej kontrowersyjnym elementem wprowadzonej dwa lata temu reformy. Wydawało się zresztą, że ten niesprawiedliwy i stojący w sprzeczności z ideą rywalizacji sportowej punkt regulaminu nie zostanie utrzymany. Stało się inaczej – 21 kwietnia zarząd PZPN pod przewodnictwem wielkiego zwolennika tego systemu Zbigniewa Bońka uchwalił, że w przyszłym sezonie regulamin pozostanie bez zmian. W ostatniej kolejce sezonu zasadniczego walka toczy się o trzy miejsca w grupie mistrzowskiej, o które rywalizują cztery zespoły: Pogoń Szczecin, Lechia Gdańsk, Górnik Zabrze i będące tuż pod kreską Podbeskidzie. W najlepszej sytuacji jest Lechia. Zawodnicy Jerzego Brzęczka grają co prawda na wyjeździe z Koroną, która dopiero w poprzedniej kolejce przegrała pierwszy mecz w 2015 roku (0:2 z Wisłą w Krakowie), ale zaliczyła po drodze tyle remisów (sześć), że już straciła szansę na awans do grupy mistrzowskiej. Lechia więc ma wszystko w swoich rękach i jeśli pokona Koronę, to cel osiągnie.

GAZETA WYBORCZA

Bayern poślizgnął się na Borussii. Tekst po wczorajszym meczu Pucharu Niemiec.

Monachijczycy nie zdobędą trzeciej podwójnej korony z rzędu. Prowadzili w półfinale Pucharu Niemiec 1:0, ale przegrali po rzutach karnych. Jürgen Klopp wciąż może się pożegnać z Dortmundem wymarzonym trofeum. Najpierw poślizgnął się Lahm. I uderzył nad poprzeczką. Potem poślizgnął się Alonso. I też nie trafił w bramkę. Götze chyba bał się poślizgnąć, bo uderzył tak delikatnie, że Mitchell Langerak nie miał problemów z obroną. Nadzieję Bayernu na chwilę przedłużył Manuel Neuer, broniąc strzał Hummelsa (wcześniej Borussia była bezbłędna), a po chwili bramkarz Bayernu też spartaczył. Trafił w poprzeczkę i Bawarczycy przegrali rzuty karne 0:2, stracili szansę, by zostać pierwszą niemiecką drużyną, która trzy razy z rzędu zdobywała mistrzostwo i puchar kraju. (…) Bawarczycy mogą mieć do siebie pretensje, bo rywale grali wczoraj przeciętnie. To nie był jeden z tych wieczorów, w których Borussia przypomniała sobie, że jeszcze niedawno grała w finale Ligi Mistrzów – tak było np. w derbach Zagłębia Ruhry, gdy dosłownie zmiotła z murawy Schalke. To była bardziej ta drużyna, która zajmuje dopiero ósme miejsce w lidze. Ale dziś nie ma to znaczenia. Dortmundczycy są jeden mecz od tego, by fatalny sezon, w czasie którego leżeli nawet na dnie Bundesligi, zakończyć z trofeum i zapewnić sobie udział w przyszłorocznej Lidze Europy. A trener Jürgen Klopp może jeszcze spełnić swoje marzenie: gdy ogłaszał, że latem po siedmiu latach opuszcza Dortmund, mówił, że chciałby mieć dobry powód, by świętować w otwartym autobusie jadącym po Borsigplatz. Czyli tam, gdzie Borussia fetuje swoje triumfy.

Image and video hosting by TinyPic

Liga lepsza dla oka – mówi o Ekstraklasie Marcin Baszczyński.

Czy można powiedzieć, że drużyny z czołowej ósemki mają styl?
– Na pewno Jagiellonia Michała Probierza ma taką charakterystyczną cechę – agresywny odbiór piłki i dobre wyjście do kontrataku. Korona świetnie wykorzystuje stałe fragmenty gry. Śląsk ma styl oparty na grze braci Paixao, ale trochę się na tym przejechał. Trener Pawłowski nastawił drużynę w tym kierunku i nie widać alternatywy, gdy bracia są w gorszej formie.

Dlaczego Legia wiosną była słabsza?
– Trener Berg ustawiał zespół pod Miroslava Radovicia, a gdy Serb został sprzedany, ustawienia nie zmienił, wciąż grał bez napastnika, co dało mu sukcesy w Lidze Europy. Legia odżyła dopiero wtedy, gdy Norweg zaczął wystawiać typowego wysuniętego napastnika. Mistrz Polski znów był konkretny, zaczął grać szybciej i z pomysłem. Lepiej prezentowali się skrzydłowi.

Legię czeka latem przebudowa, jaka nigdy nie powiodła się w polskiej piłce. Odejść może kilku czołowych piłkarzy, m.in. Ondrej Duda. Tylko raz polskiemu klubowi udało się sprowadzić kilku graczy, którzy z miejsca wzmocnili zespół i od razu osiągnęli sukces w Europie. Był to Lech w 2008 r., gdy sprowadził m.in. Roberta Lewandowskiego.
– Też mnie to zastanawia. Czy Legii uda się sprzedać piłkarzy za duże pieniądze, a w ich miejsce zostaną sprowadzeni następcy z gwarancją sukcesu? Czy będzie myślała przyszłościowo i oprze się na młodych piłkarzach? Zagadką jest to, jaki styl będzie prezentować nowa Legia, bo chyba tak ją trzeba będzie nazwać.

SUPER EXPRESS

Zwoliński jak Lewandowski – taki tytuł ma rozmówka z Czesławem Michniewiczem.

Image and video hosting by TinyPic

Co pokazał pan piłkarzom przed wygranym 3:1 meczem z Górnikiem?
– Oglądaliśmy mecz Borussii z Realem z Ligi Mistrzów sprzed dwóch lat, w którym Lewandowski strzelił cztery bramki. Pokazywałem, jak Borussia zachowywała się po stracie piłki, jak wychodziła z kontratakiem. Naszym napastnikom, Zwolińskiemu, Robakowi i młodemu Listkowskiemu pokazywałem, jak zachowuje się Lewandowski. Bramka naszego Zorro z Górnikiem na 2:0 to niemal kopia jednej z bramek „Lewego” w tamtym meczu.

Zwoliński to duży talent, może kiedyś doścignąć umiejętnościami Lewandowskiego?
– Na pewno sporo wspólnych cech można by znaleźć oprócz tego, że grają na tej samej pozycji. W młodym wieku „Lewy” strzelał dużo bramek w Zniczu Pruszków, a Łukasz w Łęcznej. Gdy Robert miał 22 lata, to strzelał w Ekstraklasie dla Lecha, a Łukasz teraz dla Pogoni. (…)

Berg u Diabłów został milionerem.

Henning Berg (46 l.) nie musi pracować w Legii dla pieniędzy. Trener mistrzów Polski ujawnił w biografii swoje wielkie zarobki z czasów gry w Anglii. Dzięki występom w Manchesterze United i Blackburn Rovers jest milionerem, zarobił ponad 30 mln zł! (…)”Menedżer Hauge znów zdziałał cuda. Blackburn – klub ze środka tabeli – zapewnił Bergowi lepsze warunki niż Manchester United!” – pisze autor biografii Henninga. Skoro zarobki obecnego trenera Legii na Old Trafford zbliżały się do 900 tys. funtów, to znaczy, że w Blackburn mógł liczyć co najmniej na okrągły milion. Przez trzy lata daje to ponad 15 mln zł. Do tego trzeba doliczyć kilka wcześniejszych lat w tym klubie i roczny pobyt w Glasgow Rangers, które w tamtym okresie też nie szczędziło grosza (funta). To wszystko składa się na kwotę grubo przekraczającą 30 mln zł. W porównaniu z tamtymi czasami zarobki Berga jako trenera Legii nie wyglądają imponująco. Norweg może liczyć w Warszawie na ok. 100 tys. zł miesięcznie.

W ekstraklasie gra o tron.

Image and video hosting by TinyPic

Dziś punktualnie o 20:30 rozpocznie się wojna pomiędzy Legią Warszawa a Lechem Poznań o zajęcie pozycji lidera przed decydująca fazą rozgrywek. Choć oba zespoły będzie dzieliło ponad 300 kilometrów (Legia gra w Warszawie z Pogonią, a Lech – w Bielsku-Białej z Podbeskidziem) to rywalizacja o miejsce na ligowym tronie zapowiada się pasjonująco. (…) Lech przed meczem z Podbeskidziem ma trochę problemów. Z powodu kontuzji nie zagrają gwiazdy zespołu – Węgier Gergo Lovrencsics i Fin Paulus Arajuuri. Problemy ma również najlepszy strzelec Kasper Hamalainen, który męczy się z wiosenną alergią.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Na okładce piłka z siatkówką.

Image and video hosting by TinyPic

Rozpoczyna się gra pod wysokim napięciem.

Z jednej strony twarda walka o pozycję lidera przed decydującą rozgrywką, z drugiej wyścig australijski o pierwszą ósemkę, która daje spokój utrzymania. Australijski, bo odpada najsłabszy: z czterech rywalizujących jeszcze drużyn do górnej połówki nie dostanie sie tylko jedna. W 30. kolejce los połączył w parę zespoły, które mają nadzwyczajny interes, żeby punktować: Legia gra z Pogonią, a walczący o pierwsze miejsce z legionistami Lech jedzie na mecz z Podbeskidziem, który marzy o przedarciu się do elitarnej ósemki kosztem choćby Portowców… (…) Pasy są mistrzami w wikłaniu się w beznadziejne sytuacje i fartownym unikaniu degradacji. Kiedyś utrzymały się w lidze tylko dlatego, że licencji nie dostał ŁKS. Ale zdarzył się też sezon, że ekstraklasę ocaliły dzięki cudom, które trudno racjonalnie wyjaśnić. Rozgrywki fatalnie zaczął trener Rafał Ulatowski, trwonił punkty na potęgę. Zastąpił go Jurij Szatałow, ale i on nie potrafił z dnia na dzień odmienić wyników. – Pamiętam jego pierwsze spotkanie z drużyną. Przemawiał w taki sposób, że jeszcze kilka dni chodziłem jak nakręcony – mówi Marcin Krzywicki. To on był bohaterem meczu, który stanowił mit założycielski tamtej drużyny. Po 14 kolejkach miała tylko 5 punktów i przegrywała u siebie z GKS Bełchatów 0:2. Na ostatnie pięć minut na boisku pojawił się Krzywicki i… stał się cud. Rezerwowy napastnik strzelił gola i miał udział przy dwóch innych. Cracovia wygrała 3:2. – Jakkolwiek to zabrzmi, bo przecież mieliśmy dopiero połowę sezonu i wciąż straszliwy dystans do odrobienia, potem było już dla nas z górki. Ten mecz nas natchnął. Szkoda tylko, że mnie jakoś nie nakręcił, bo nie jest przypadkiem, że cały czas pytają mnie tylko o to jedno spotkanie. Obiecana premia za utrzymanie? A jakże, to akurat mitem nie było – śmieje się Krzywicki, który teraz z Wisłą Płock puka do ekstraklasy. – Czyli znowu stresik. Niby wprawiony jestem, tylko że zwykle broniłem się przed spadkiem, a tu nagle walka o awans. Szok – żartuje w swoim stylu.

Image and video hosting by TinyPic

Dzieło Probierza, czyli pochwały dla Jagiellonii.

Według zgodnych ocen fachowców postawa białostoczan jest największą pozytywną niespodzianką kończącego się sezonu zasadniczego. Korki od szampanów poszłyby w Białymstoku w ruch, gdyby dzisiejsza kolejka ekstraklasy była ostatnią w rozgrywkach. Na metę rundy zasadniczej Jagiellonia wpadnie najpewniej na trzecim miejscu, najlepszym w historii. No, ale to jeszcze nie koniec… Na razie szampan może się chłodzić, a białostoczanie mogą zadowolić się mała premią – cztery z siedmiu spotkań dodatkowej fazy rozegrają na własnym boisku. Jest też premia duża – milion złotych za mistrzostwo. Trener Michał Probierz zapowiadał, że celem jego podopiecznych jest tytuł. – Chłopaki wiedzą, o co grają. Nie jestem naiwny i wiem, że trudno będzie nam rywalizować z Legią czy Lechem, jednak jasne jest, że czołowa ósemka gra o tytuł. Jeszcze jedno – dziś to my jesteśmy największymi wygranymi tej ligi. Kto się spodziewał, że znajdziemy się w ósemce? I to najmłodszym składem w całej ekstraklasie – podkreśla Probierz. Średnia wieku piłkarza Jagiellonii to 23 lata, 8 miesięcy. Wiosną drużyna targa emocjami kibiców. Jedno spotkanie dobre, za chwilę przeciętne, mecz bardzo dobry, zaraz „poprawiony” słabym. Ostatni, z Bełchatowem, nie bardzo spodobał się futbolowym specom. – Nie zgadzam się, że to było lipne spotkanie. U nas niektórzy za dużo Ligi Mistrzów oglądają Krytyka tego, co nasze, jest totalna. A mamy takie możliwości, jakie mamy. Z ludzi, z którymi pracujemy, staramy się wyciągnąć wszystko, co najlepsze, osiągać jak najlepsze wyniki. Nie zawsze wychodzi. Powtarzam, Jagiellonia stawia na młodość. Chcemy ten kierunek utrzymać i nadal się rozwijać, a wieczne narzekanie naprawdę nie daje kopa do przodu – dodaje szkoleniowiec trzeciej drużyny ekstraklasy.

Image and video hosting by TinyPic

Poza tym:
– Szansa dla Świerczoka
– Grajciar może powędrować na skrzydło
– Berg nie oszczędza piłkarzy i wystawi najlepszych
– Warzycha poleca Greków (było w Fakcie)
– Ubiparip usłyszał, że Lech nie przedłuży z nim umowy
– Czarne chmury nad Łęczną

A w Bełchatowie chcą walczyć do końca.

– Nawet w przegranych meczach pokazaliśmy, że robimy wszystko, aby pozostać w ekstraklasie – mówi Maciej Małkowski. Piłkarze PGE GKS przespali rundę rewanżową, w której zdobyli zaledwie pięć punktów. Celem beniaminka w rundzie zasadniczej była pierwsza ósemka, a przyjdzie się mu walczyć o utrzymanie. – Sytuacja jest trudna, ale nie jest beznadziejna. Będziemy bić się do końca – zapewnia pomocnik Maciej Małkowski (na zdjęciu). Krok do pozostania w ekstraklasie ma zostać zrobiony w Krakowie. – Po remisie z Jagiellonią wróciła w nas wiara, że możemy zdobywać punkty. Wreszcie zagraliśmy jak drużyna. Huraoptymizmu oczywiście być nie może, ale od czegoś trzeba było zacząć. Najważniejsze, że na mecz z Cracovią wyjdziemy z podniesionymi czołami – przekonuje Małkowski.

Jevtić szykuje się na Legię. W finale Pucharu Polski to będzie jego pierwszy raz.

Choć w Lechu występuje od lata ubiegłego roku, nie miał jeszcze szansy zmierzyć się z drużyną Henninga Berga. Oba mecze z mistrzami Polski (2:2, 2:1) opuścił z powodu kontuzji. Niewiele jednak brakowało, a Jevtić sam zagrałby w Legii. Zimą menedżer 22-letniego zawodnika oferował jego usługi klubowi z Łazienkowskiej. W ten sposób chciał wynegocjować jeszcze lepszy warunki kontraktu. Skrzydłowy był do Kolejorza jedynie wypożyczony z FC Basel i właśnie decydowała się jego przyszłość. Lech, już po kilku dobrych meczach pomocnika jesienią, był zdecydowany pozyskać gracza. W końcu go wykupił za 350 tys. euro. (…) Wielkie nadzieje wiąże z nim wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski. – Takiego zawodnika na boiskach ekstraklasy nie ma – stwierdził zaraz po wykupieniu pomocnika z FC Basel. Powrót Jevticia do zdrowia na kluczową fazę sezonu to dla trenera Macieja Skorży bardzo dobra wiadomość. Pojawienie się wychowanka FC Basel na boisku wzmacnia ofensywę drużyny. Dla Kolejorza Szwajcar jest tak cennym zawodnikiem, że już tydzień po powrocie do treningów zagrał w pierwszym meczu. W miniony weekend musiał jednak usiąść na trybunach, ponieważ pauzował za kartki. Dzisiaj jest już gotowy do gry i może wystąpić z Podbeskidziem, ale kibice liczą na niego szczególnie w sobotę. Finał Pucharu Polski będzie dla niego prawdziwym testem. Po tym spotkaniu okaże się, czy Lech zyskał piłkarza, który może poprowadzić drużynę do długo wyczekiwanych w stolicy Wielkopolski sukcesów.

Image and video hosting by TinyPic

A na koniec znów Michniewicz. Przed nami dzień sądu – mówi w rozmowie z Robertem Błońskim.

Nie wystraszył się pan aż tak dobrego początku w Pogoni?
– W naszej lidze nawet Legia czy Lech nie mogą być pewni trzech kolejnych zwycięstw. Dobrze nam się poukładało, ale moja zasługa jest w tym niewielka. Nie powiedziałem, że przyszedłem tutaj coś poprawić po Janku Kocianie, tylko chciałem, by Pogoń grała według mojego pomysłu. Każdy z tych meczów mógł się zakończyć innym wynikiem. Skoro szczęście się uśmiechnęło, musimy je ściskać, inaczej jak gołąb – poleci do innego. Tłumaczę zawodnikom, że pchnęliśmy wagon z miejsca i już nie wolno się zatrzymać, tylko jeszcze mocniej pracować. Przed nami cały skład wagonów, czyli mecz w Warszawie. Legia nie będzie kalkulowała, mimo że w sobotę wystąpi w finale Pucharu Polski.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...