Kontuzja ręki wyglądała fatalnie. Po jej odniesieniu wspierała go cała piłkarska Polska. Na boisko wrócił w połowie marca, po czterech miesiącach przerwy. Mimo, że był tylko rezerwowym, pojawiając się dawał zespołowi coś ekstra. Tym czymś były asysty, w dwóch kolejnych meczach. Nimi posadził na ławce do tej pory grającego regularnie Brazylijczyka Pablo Henrique, poszedł za ciosem i ciachnął kolejną asystę, a jego Stade Rennais wygrało z Nice – 2:1.
Są niepokonani od pięciu spotkań, a Grosicki miał w tym czasie udział przy trzech bramkach. Powiedzmy sobie szczerze – wynik całkiem niezły, a nawet bardzo dobry, biorąc pod uwagę okres żmudnej rehabilitacji, podczas którego musiał pauzować. Tym razem przeprowadził indywidualną akcję prawym skrzydłem, umiejętnie złamał do środka, nawijając zdezorientowanych obrońców i kapitalnie, równiutko, w tempo, podał do wychodzącego na czystą pozycję Sanjina Prcicia, wykładając mu gola na patelni.
W ciekawych okolicznościach ekipa Grosickiego ten mecz wygrała. Był doliczony czas gry, a wtedy na przedziwny strzał zdecydował się inny rezerwowy, Anders Konradsen. Bramkarz niby nie był jakoś specjalnie wysunięty, ale lobu nie spodziewał się kompletnie. I piłka wpadła za przysłowiowy kołnierz.
Dobrymi występami Grosickiego emocjonuje się francuska prasa. Chwalona jest cała prawa strona Stade Rennais, czyli Polak i obrońca, kapitan – Romain Danzé. Obaj funkcjonują świetnie, uzupełniają się. Wszystko się tam zazębia. A Grosickiego nazywają skrzydłowym, którego powstrzymanie niemal graniczy z cudem. Żwawy, ruchliwy, wybiegany. Grosik, jakiego chce się oglądać. Adam Nawałka lubi to.