– Latem zanosi się na duże zmiany w kadrze Legii. Czterem zawodnikom kończą się umowy, przynajmniej trzech chce odejść. (…) Ciekawie może być też w przypadku Duszana Kuciaka (30 l.). Przy Łazienkowskiej mówi się, ze właściciele klubu robią, co mogą, aby namówić na powrót Artura Boruca (35 l.). Jeśli im się to uda, słowacki bramkarz dostanie zgodę na transfer – czytamy dziś w Fakcie i Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Co czeka Legię? Letnia rozbiórka.
Latem zanosi się na duże zmiany w kadrze Legii. Czterem zawodnikom kończą się umowy, przynajmniej trzech chce odejść. Niezależnie od wyniku, jaki w tym sezonie osiągnie stołeczna drużyna, dojdzie do przebudowy zespołu. Losy Inakiego Astiza (32 l.), Marka Saganowskiego (37 l.) i Helio Pinto (31 l.) są przesądzone od kilku tygodni. Wiadomo, że ich kontrakty nie zostaną przedłużone. Wątpliwe również, by przy Łazienkowskiej został Dominik Furman (23 l.), którego wypożyczenie z Tuluzy kończy się w czerwcu. Już zimą zgodę na transfer w letnim okienku transferowym otrzymał Michał Żyro (23 l.). (…) Ciekawie może być też w przypadku Duszana Kuciaka (30 l.). Przy Łazienkowskiej mówi się, ze właściciele klubu robią, co mogą, aby namówić na powrót Artura Boruca (35 l.). Jeśli im się to uda, słowacki bramkarz dostanie zgodę na transfer.
Krótsze informacje:
– Celtic chce Douglasa
– Mańka po operacji
– Robak leczy kontuzję
– Piast z Jagą bez Badii
– Rumak dumny z obrony
Z kolei w Śląsku nie płacą na czas.
Piłkarze Śląska dostali ostatnio tylko pół pensji. Władze klubu oszczędzają nawet na wyjazdach na mecze, nie wysyłając drużyny samolotem choć czasem aż się o to prosi. – Nie ma wielkie dramatu. ostatnio zdarzyło się, że pieniądze przyszły nawet chwilę przed terminem. Ale jeśli zakładasz na mecz koszulkę bez reklamy na najbardziej eksponowanym miejscu albo dostajesz, tak jak teraz, pół wypłaty, to zastanawiasz się, o co w tym wszystkim chodzi – mówi Faktowi jeden z zawodników. – To chwilowy zator. Robimy wszystko, by zawodnicy dostawali pieniądze jak najszybciej. Przecież już dawno uregulowaliśmy chociażby wszystkie premie – komentuje prezes Paweł Żelem (35 l.), który rok temu musiał się uporać w tej materii z zaległościami liczonymi w milionach złotych.
Jeszcze większe emocje są w Bełchatowie, gdzie Rachwał rozumie frustrację kibiców.
Nerwowo w Bełchatowie. Po siódmej porażce w rundzie wiosennej z Zawiszą Bydgoszcz (1:4) kibice GKS kazali piłkarzom oddać koszulki meczowe. Te zostały wystawione na licytacji, a dochód z ich sprzedaży zostanie przeznaczony na wyjazd do Krakowa na spotkanie z Cracovią. (…) Wściekli kibice kazali oddać piłkarzom koszulki, uważając, ze nie są godni ich nosić. Te zostały wystawione na licytacji. Najwięcej, bo 310 zł, zaoferowano za koszulkę Bartosza Ślusarskiego (34 l.).
O porażce Bayernu i odejściu Kloppa przeczytacie w innych tytułach prasowych. Tutaj ciekawi nas rozmowa z Serhijem Rebrowem: Teodorczyk to świetny napastnik.
Jak pan ocenia Łukasza Teodorczyka?
– To świetny napastnik. Przecież przed rozpoczęciem sezonu powiedziałem prezesowi, by go kupił. Od dawna miałem przekonanie do tego piłkarza. Oczywiście, nie w każdym meczu gra w podstawowym składzie, ale Dynamo ma wielu napastników. Ważne, że zawsze jest profesjonalistą. Podoba mi się jego podejście do treningów. Także za każdym razem, gdy wchodzi na boisko, ciężko pracuje.
(…)
Teodorczyk we wszystkich rozgrywkach strzelił już osiem goli, choć gra dość mało. W pierwszym składzie zaliczył tylko sześć meczów. Nie uważa pan, że powinien grać częściej?
– Oczywiście, że na to zasługuje. Tyle że np. Kraweć w lidze strzelił osiem goli jesienią. Oglądam treningi i mecze, wybieram najlepsze opcje, czasami gra Artem, czasami Dieumerci, czasami Łukasz.
GAZETA WYBORCZA
GW zagląda dziś głębiej do Niemiec. Na początek: gdzie zagra heavy metal?
– Dortmund potrzebuje zmiany – powiedział Jürgen Klopp, ogłaszając, że po sezonie opuści Borussię. On pewnie dostanie pracę z piłkarzami europejskiej czołówki, ona musi wymyślić się na nowo, by z niej nie wypaść. To była miłość prawdziwa, jak z klubowego sztandaru z napisem “Echte Liebe”. Nikt Kloppa z Dortmundu nie wyganiał, nawet gdy Borussia leżała na dnie Bundesligi, prezes klubu Hans–Joachim Watzke zapewniał, że trenera nie zwolni nigdy, a trybuny wciąż go fetowały. On też nie traktował Westfalenstadion jak zwykłego miejsca pracy, przez ostatnie lata opędzał się od ofert klubów angielskich. Mógł zarabiać więcej, być może miałby też większe szanse na sukcesy w Lidze Mistrzów. Ale wolał grać w Dortmundzie heavy metal, jak kiedyś nazwał styl, na którym mu zależy. W ogóle ładnie mówił o futbolu. Kiedyś tłumaczył, że jego piłkarze mają być jak szerszenie, które najpierw rywala związują, a potem żądlą. Innym razem opowiadał, że najlepsze mecze to takie, po których zawodnicy są tak wycieńczeni, że odechciewa im się piłki. “Biegać, biegać, biegać” – tego chciał od zespołu. Lata temu, jeszcze zanim wparował do europejskiej czołówki, obiecał zawodnikom, że jeśli w dziesięciu meczach z rzędu pokonają średnio po 118 km, przedłuży im wakacje. Nie dali rady, ale tak się starali, że wolne dostali. Później, u szczytu formy, biegali nawet ponad 120 km. Czasami wydawało się, że napędza ich energia trenera – furiata szalejącego przy ławce rezerwowych i kłócącego się z sędziami. – Kiedyś zobaczyłem siebie w telewizji i się przestraszyłem – mówił Klopp. Ale była w nim też energia, która jednych piłkarzy stworzyła, a innym pozwoliła narodzić się na nowo.
I drugi temat, jako efekt wczorajszej Ligi Mistrzów. Ukryty kryzys Bayernu.
Piłkarze z Bawarii przegrali w Porto 1:3. Czy w drugim sezonie trenera Pepa Guardioli Liga Mistrzów znów zakończy się dla nich traumą? I to jeszcze wcześniej niż przed rokiem, bo już w ćwierćfinale? Niemieccy kibice osłupieli w środę co najmniej dwukrotnie. Rano usłyszeli, że Borussię porzuci po sezonie Jürgen Klopp, jej władca absolutny traktowany w Dortmundzie jak półbóg. A wieczorem zobaczyli, jak gwiazdy Bayernu popadają we wtórny analfabetyzm i po dziesięciu minutach meczu w Porto przegrywają 0:2. Przegrywają, bo kardynalne błędy pod własną bramką popełnili – precyzyjniej: podarowywali rywalom piłkę – Xabi Alonso oraz Dante. By oddać honory gospodarzom: tak, mieli klarowny taktyczny plan, naskoczyli na Bayern agresywnym, wysokim pressingiem. (…) Nikt wówczas nie przeczuwał nadciągającej katastrofy, podobnie jak teraz nikt nie ogłaszał alarmu, choć można by się upierać, że piłkarze Bayernu przechodzą, by tak rzec, ukryty kryzys od początku 2015 r. Przewagę w krajowej lidze wypracowali miażdżącą, więc opinia publiczna raczej ignoruje niepokojące symptomy, które pojawiają się w każdym co do jednego meczu z wymagającym przeciwnikiem. Wystarczy przypomnieć sobie wszystkie zderzenia ze ścisłą czołówką Bundes-ligi. Wolfsburg? 1:4, jedna z zaledwie kilku tak bolesnych klęsk w całej karierze Guardioli. Borussia Mönchengladbach? 0:2 na własnym stadionie. Bayer Leverkusen? 0:0 po 120 minutach walki w krajowym pucharze, gdy to raczej rywale zasługiwali na zwycięstwo. Schalke? 1:1, znów u siebie. Cztery poważne wyzwania, żadnego zwycięstwa. A wczoraj w Porto przyszła piąta wpadka.
RZECZPOSPOLITA
Żegnaj, Juergen. Czyli już wiadomo, że dziś wszyscy grają tę samą melodię.
Twórca sukcesów Borussii Juergen Klopp po sezonie opuści Dortmund. To może być symboliczny koniec drużyny. – Już teraz wiem, że będę za wszystkimi tęsknił, bo przeżyłem tu wspaniałe siedem lat – wspominał Klopp na konferencji prasowej. Dwa tytuły mistrza Niemiec, jeden puchar, dwa superpuchary, finał Ligi Mistrzów – tych chwil nie jest w stanie przyćmić kryzys, jaki wypchnął w tym sezonie Borussię z futbolowej elity. – Napisaliśmy piękną historię, ale uważam, że teraz nadszedł czas na zmiany. Nie była to łatwa decyzja, chciałbym zostać tu tak długo, jak się da, ale wiem, że ta drużyna zasługuje na coś więcej. Nie jestem już dla niej idealnym człowiekiem na tym stanowisku – twierdzi Klopp. Trudno będzie się przyzwyczaić do widoku ławki Borussii bez sympatycznego, nieogolonego faceta w okularach i bluzie z kapturem, szalejącego przy linii bocznej. Podziwialiśmy jego luz i specyficzny humor, lubiliśmy za ciepłe słowa o polskich piłkarzach, za to, że dostrzegł talent Łukasza Piszczka i Roberta Lewandowskiego, zawsze wierzył w Jakuba Błaszczykowskiego. O rezygnacji Kloppa było głośno od samego rana. Pierwszy napisał o niej „Bild”, trener w rozmowie z prezesem klubu Hansem-Joachimem Watzke miał zasugerować, że czuje się wypalony. – Nie jestem zmęczony. Nie robię sobie rocznego urlopu. A przynajmniej go nie planuję, bo w tej pracy różnie bywa – przyznaje.
Daleka droga na Narodowy. Kto przyjedzie na finał Ligi Europy?
O finał w Warszawie walczy już tylko osiem drużyn i trzech Polaków: Grzegorz Krychowiak, Łukasz Teodorczyk i Oskar Zawada. Dziś pierwsze ćwierćfinały. Broniąca trofeum Sevilla nie miała szczęścia w losowaniu, trafiła na Zenit Sankt Petersburg, jedyny zespół, który jesienią grał w Lidze Mistrzów. Trener Rosjan Andre Villas-Boas, podobnie jak prowadzący Sevillę Unai Emery, zna już smak zwycięstwa w tych rozgrywkach. Cztery lata temu triumfował w LE z Porto, ale kiedy wydawało się, że jego kariera nabierze rozpędu i pójdzie w ślady Jose Mourinho, przeżył bolesne rozczarowanie: najpierw w Chelsea, potem w Tottenhamie. Do Hiszpanii Zenit przyleciał bardzo osłabiony, bez zawieszonych za kartki Hulka, Danny’ego, Igora Smolnikowa, Domenico Criscito. I bez kontuzjowanego Wiktora Fajzulina. W Sevilli uraz leczy tylko bramkarz Beto. Seria zespołu Krychowiaka musi robić wrażenie: na własnym stadionie Sevilla jest niepokonana w europejskich pucharach od marca ubiegłego roku.
SUPER EXPRESS
Piszczek wraca, Klopp odchodzi. Hm, tytuł to można było stworzyć lepszy…
To szalony tydzień dla Borussii Dortmund. We wtorek kibice cieszyli się, bo do treningów z drużyną wrócił kontuzjowany ostatnio Łukasz Piszczek (30 l.). A wczoraj mogli już płakać, bo ich ukochany trener Juergen Klopp (48 l.) zapowiedział, że po sezonie pożegna się z BVB. W środowisku już huczy od plotek, kto teraz zatrudni cenionego Niemca. Najgłośniej mówi się o Manchesterze City. (…) To za jego kadencji Borussia stała się „polską”. Najpierw pracował tylko z Kubą Błaszczykowskim, ale potem dołączyli do niego Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek, którzy przy sympatycznym niedbale uczesanym okularniku wyrośli na swoich pozycjach na jednych z najlepszych specjalistów na świecie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Oto okładka.
Relacje z Ligi Mistrzów pomijamy, o Kloppie też nam wystarczy, a najciekawsze fragmenty z rozmowy z Rebrowem cytowaliśmy w Fakcie.
Zawisza we mnie został – mówi Igor Lewczuk.
Tomasz Łapiński mówi, że trenera Henninga Berga chwalono za uszczelnienie defensywy, na czym jesienią nie ucierpiał atak. Teraz błędów z tyłu jest więcej, a okazji pod bramką jak na lekarstwo.
– Mamy słabszy moment. Może rywale umiejętnie neutralizują nasze atuty? Ale nie wmawiajcie Legii stanu klęski, nie pora bić na alarm. W Gdańsku zagraliśmy słabo i przegraliśmy. To była już ósma porażka w sezonie, nasz komfort drastycznie zmalał. Ale wciąż to my pociągamy za wszystkie sznurki. Nie musimy nikogo gonić ani czekać na potknięcie rywali.
Legia sama prosi się o problemy. W grupie mistrzowskiej zagra m.in. z Jagiellonią, Lechia i Lechem, z którymi wiosną przegrała.
– Z Jagiellonią i Lechią wygraliśmy jesienią. Nie chcę się tłumaczyć umiejętnościami i aspiracjami rywalami. Przegraliśmy dużo meczów. W Legii porażki przyjmuje się inaczej niż gdzie indziej. Nie do zaakceptowania są nawet remisy. Rok temu Zawisza wygrał z Lechem, Legią i Śląskiem. Euforia trwała miesiąc. Remis czy porażka nie psuły klimatu. W Legii eksperci od razu dyskutują o kryzysie.
Cudzoziemcy w odwrocie, czyli zagranicznych trenerów coraz mniej.
Jan Kocian w tym sezonie zdążył wylecieć z dwóch klubów. Jako nieporozumienie potraktowano zatrudnienie Portugalczyków w Zawiszy i Lechii. Nie ostał się też uśmiechnięty Angel Perez Garcia. Teraz pojawił się Radoslav Latal i punkty zdobył dopiero w trzecim meczu. Na stanowisku trwa Henning Berg, który w lidze przegrał z Legią tyle samo spotkań, co Górnik Zabrze. Jako tako daje radę Jurij Szatałow, lecz jego trudno nazwać cudzoziemcem, bo w Polsce mieszka już prawie ćwierć wieku. Generalnie sprawy idą więc po myśli Michała Probierza, który zawsze dopominał się o docenianie polskich szkoleniowców. – Nie róbcie z nas trenerskich debili tylko dlatego, że jesteśmy Polakami – powiedział na początku sezonu szkoleniowiec Jagiellonii. Teraz jest już bardziej powściągliwy w formułowaniu poglądów, lecz opinii nie zmienił.
Przeciętny start Moskala, czyli nowy trener Wisły nie zachwyca.
W pierwszych czterech meczach pod wodzą Kazimierza Moskala Biała Gwiazda zdobyła 6 punktów. Trenerzy, którzy w przeszłości osiągali takie wyniki na dzień dobry, długo nie wytrzymywali na stanowisku. Marek Kusto w 1999 w czterech meczach zdobył 5 punktów i piątego spotkania nie poprowadził. Wyjątkiem potwierdzającym regułę był Henryk Kasperczak w 2002 roku (5 punktów). Jednak wtedy złe początki były zapowiedzią dobrego. To było dawno, teraz wymagania się zmieniły. Klub walczy z kłopotami finansowymi, drużyna nie jest tak silna, więc i oczekiwania wobec trenerów są niższe. Przykład? Tomasz Kulawik. Pod koniec 2012 roku zanotował najgorszy debiut w Wiśle od czasów, gdy klub należy do Tele-Foniki. W pierwszych czterech meczach jego Wisła zdobyła tylko 4 punkty. Mimo to pozostał na stanowisku aż osiem miesięcy. (…) Moskal zdobył 6 punktów, lepsze początki miał przy dwóch poprzednich podejściach do Wisły (7 punktów w 2007 i 9 w 2011). Ale i teraz jego praca odbierana jest pozytywnie. – Dorobek z pewnością byłby wyższy, gdybyśmy nie tracili bramek w samej końcówce w meczach z Legią (2:2) i Jagiellonią (2:2) – mówi trener Białej Gwiazdy.
Zbrodnia i kara, czyli duet Olkowicz-Wołosik pisze o konsekwencjach za wybryki piłkarzy.
Po raz pierwszy w swojej kadencji prezesa Legii pięścią w stół walnął Bogusław Leśnodorski. Impulsem stała się ostatnia przegrana, już ósma w tym sezonie ligowym. W trakcie 45-minutowego monologu legioniści usłyszeli od prezesa, że oczekuje od nich więcej agresji, woli walki i zaangażowania. Na razie obyło się bez kar finansowych. W Jagiellonii przesunięto do rezerw Mateusza Piątkowskiego. W oświadczeniu poinformowano, że „warunki nowego kontraktu zostały ustalone, jednak zawodnik odmówił podpisania umowy”. Negocjacji w sprawie przedłużenia wygasającej w czerwcu umowy wydawały się zbliżać do szczęśliwego końca. Piątkowski chciał zarabiać 50-60 tysięcy złotych. W Jagiellonii zlikwidowano kominy płace, najlepsi dostają połowę tego, co zażądał lider klasyfikacji strzelców w lidze. Prezes Cezary Kulesza i jego wspólnicy po kilku dniach namysłu uznali, że Piątkowski jest potrzebny i zgodzili się na jego warunki. 30-letni napastnik zaczął odwlekać podpisanie kontraktu. Twierdził, że zostanie, jeżeli Jagiellonia zakwalifikuje się do europejskich pucharów. Jego prawo. Kulesza uznał jednak, że umowa między stronami, nawet jesli ustna, powinna obowiązywać. Za jej złamanie ukarał piłkarza. (…) Karanie zawodników ma w polskich klubach bogatą tradycję i jest stałym narzędziem stosowanym przez prezesów czy trenerów. Czy takie działania zawsze przynoszą jednak pożądany skutek? – Mam wątpliwości – mówi Marcin Wykrotka z Fabryki Motywacji zajmującej się coachingiem. – Zwłaszcza działania w Śląsku świadczą o tym, że nie ma strategii, a rządzi przypadek. Niedawno odsunięto Milę, bo był za gruby i się nie przykładał. Teraz historia się powtarza. Pawłowski znów zastosował ten sam schemat, ale nie było to przemyślane. Herbata nie stanie się słodsza od samego mieszania – uważa Wykrotka.