Niektórych może to męczyć, więc z góry ich przepraszam. Jednak jeśli powiedziało się „a”, trzeba też powiedzieć „b”. Zwłaszcza, gdy sytuacja do tego zmusza.
We wtorkowym felietonie poruszyłem między innymi kwestię pomnika ofiar katastrofy lotniczej w Smoleńsku. Tekst odbił się szerokim echem, niewątpliwie większym niż początkowo zakładałem. Być może przesadzam i wysnuwam pochopne wnioski, ale odniosłem wrażenie, iż zapoznała się z nim między innymi Justyna Pochanke, która na antenie TVN24 przepytywała o pomnik Hannę Gronkiewicz-Waltz. Apelowała o zgodę w tej wrażliwej kwestii. Chociaż w tej jednej.
Prezydent Warszawy mnie zaskoczyła, dziennikarkę prowadzącą wywiad też. Otóż zapytana o tzw. pomnik światła na Krakowskim Przedmieściu, wyjęła z teczki zdjęcie rzekomego pomnika światła, który w 1937 roku powstał w hitlerowskich Niemczech, z inicjatywy NSDAP. Muszę przyznać, że początkowo zabrzmiało to jak naprawdę niezły argument – machnęła fotką przed obiektywem, zobaczyć dało się tylko jakieś pojedyncze snopy światła i można było odnieść wrażenie, że faktycznie mielibyśmy do czynienia z niechlubnym plagiatem. Przypuszczam, że wielu telewidzów dało się przekonać. Nie no, pomnik światła nie może powstać, bo zaraz świat będzie się z nas śmiał, że inspirujemy się nazistami.
A potem odpaliłem komputer…
Architekt Albert Speer stworzył „Katedrę Świateł”, ustawiając na ogromnym placu ponad sto reflektorów lotniczych. Na kartce prezydent Warszawy – widocznej w telewizji słabo i tylko przez chwilę – trudno było dostrzec, czy snop światła pochodzi z ogromnego reflektora, czy może małej lampki. Ona jednak wiedziała, co pokazuje, miała możliwość się przyjrzeć. Widziała więc, że dopuszcza się niebywałej manipulacji zestawiając ze sobą dwa skrajnie inne projekty. Bo pomnik światła na Krakowskim Przedmieściu to przecież miał być dyskretny i symbolizujący dusze ulatujące do nieba.
Hanna Gronkiewicz-Waltz mogła wybrnąć na różne sposóby, powiedzieć wszystko: że jej się ten projekt nie podoba albo że oszpeci Krakowskie Przedmieście. Ze stu różnych wymówek, wybrała tę wyjątkowo głupią, kłamliwą i zwyczajnie obrzydliwą. Porównała polski projekt do hitlerowskiego, nie mając ku temu w zasadzie żadnych podstaw. Światłem grano przed Hitlerem i grano po nim, światłem czczono ofiary World Trade Center albo w filmach wzywano Batmana. Naprawdę, sprowadzanie dyskusji na tory nazistowskie jest bezgranicznie prostackie. Równie dobrze mogła porównać zapalanie świeczek na cmentarzu z paleniem książek w Niemczech.
I to jest właśnie kwintesencja ogłupiania ludzi przez polityków, robienia im wody z mózgu. Ja włączyłem komputer i wszystko sobie posprawdzałem, ale większość osób tego nie zrobiła. Dzięki chamskiej sztuczce udało się raz jeszcze przetrwać telewizyjny wywiad…
Nigdy nie głosuję na ludzi, którzy nie mają zahamowań przed łganiem. A jej nawet powieka nie drgnęła. Piękny to epilog do mojego wtorkowego tekstu: pokazujący medialną obłudę, wyzbycie się zasad i otumanianie elektoratu.