– Półfinał Pucharu Polski unaocznił wyraźnie dziwne i asportowe działania, kreujące te rozgrywki. Rozstawianie drużyn, tworzenie drabinek – co w konsekwencji skutkuje z góry założonym finałem – odziera je z nimbu nieprzewidywalności, brutalnie kasuje łut szczęścia w losowaniu. Nie robi tego żadna poważna federacja piłkarska w Europie. A nasi królowie PR-u – i owszem. (…) Tymczasem idiotyczny regulamin rozgrywek ligowych, zabierający punkty zdobyte na boisku, a teraz manipulowanie Pucharem Polski, maja jeden wspólny cel: jak mawiał „klasyk”: kasa, misiu, kasa… Znów odtrąbiony zostanie wielki sukces organizacyjny, a piłkarski SKOK Warszawa wzbogaci się o kolejne miliony – pisze dziś na łamach “Sportu” Zbigniew Koźmiński. W środowej prasie również m.in. wywiad z Dawidem Janczykiem.
FAKT
Tabloid zdradza tajemnicę sukcesu Lewego.
Robert Lewandowski (27 l.) ma być główną bronią Bayernu Monachium w ćwierćfinałowym meczu Ligi Mistrzów z FC Porto. Polak jest ostatnio w kapitalnej formie, a to zasługa nie tylko talentu, ciężkich treningów, ale też odpowiedniego przygotowania do meczu. „Lewy” dba o siebie jak może najlepiej. Ostatnio kupił „kosmiczne” buty do szybszej regeneracji! (…) Buty, które bardziej przypominają kombinezon narciarski, powodują, że mięśnie szybciej odpoczywają, zmniejszają ryzyko kontuzji, a ich 40-sekundowa praca zastępuje ośmiominutowy masaż. „Lewy” dba o każdy detal, który może mieć wpływ na jego formę i samopoczucie. Stąd idealnie zbilansowana dieta, treningi na siłowni czy w wolnych chwilach gra w golfa, poprawiająca koncentrację. Nie szczędził pieniędzy na opisaną wyżej nowinkę techniczną, która kosztuje nawet 10 tysięcy złotych.
Tymczasem Leśnodorski jest zły na piłkarzy.
Panowie, to jest Legia. Tutaj pewne sprawy są nie do zaakceptowania. Ten klub i to miejsce zobowiązuje do innych standardów – usłyszeli wczoraj mistrzowie Polski od prezesa Bogusława Leśnodorskiego (40 l.), poirytowanego ostatnimi występami zespołu trenera Henninga Berga (46 l.). Spotkanie szefa klubu z piłkarzami odbyło się w południe, po zajęciach w siłowni. (…) – Pogadaliśmy jak dorośli ludzie. Powiedziałem, co sądzę o niektórych sprawach i chyba jasne, że nie mogę być zadowolony. Ale to nie ja powinienem z nimi rozmawiać, tylko piłkarze sami ze sobą powinni załatwić te sprawy. To byłoby za proste, gdybym wszedł do szatni, powiedział „ogarnijcie się” i zaraz byśmy wygrali 5:0 – powiedział nam Leśnodorski. Na razie żadne konsekwencje wobec piłkarzy nie zostały wyciągnięte.
Z krótszych wiadomości:
– Real znów nie wygrał z Atletico
– Olkowski złamał nogę
– Czekaj wrócił do treningów
– Poważny uraz Dżalamidze
– Paixao stracił opaskę
RZECZPOSPOLITA
Tylko jedna propozycja z okazji Ligi Mistrzów. Robert i smoki.
„Uwaga, polski snajper jest w naprawdę wysokiej formie” – ostrzega przed jutrzejszym meczem z Bayernem Monachium „Record”, największa sportowa gazeta w Portugalii. O atutach Lewandowskiego piszą i mówią zresztą wszystkie tamtejsze media. Nie mają wątpliwości, że pod nieobecność kontuzjowanych Francka Ribery’ego i Arjena Robbena Polak będzie najważniejszą postacią mistrza Niemiec, a zatrzymanie go może się okazać kluczem do sukcesu. Dziewięć goli w ostatnich ośmiu spotkaniach Bundesligi, bardzo wysokie noty, miejsca w jedenastce kolejki „Kickera”, nominacja do najładniejszej bramki – od kilku tygodni Lewandowski potwierdza, że zakończył proces aklimatyzacji w Bawarii i odnalazł się w koncepcji Pepa Guardioli. – Jeśli dalej będzie trafiał w takim tempie, ma szansę obronić tytuł króla strzelców – przyznaje prezes Bayernu Karl-Heinz Rummenigge. – Byłoby dla nas lepiej, gdyby zdobył go w Lidze Mistrzów – dodaje w żartach Thomas Mueller. Ale w klubie cenią Lewandowskiego zarówno za skuteczność, jak i za ciężką pracę, którą wykonuje w każdym meczu.
GAZETA WYBORCZA
W Wyborczej wcale nie jest lepiej. Gazeta stawia jedno pytanie: czy to taki ostatni lot Porto?
Sukcesu kupić nie można, ale Portugalczycy od dekady udowadniają, że można go sobie wymyślić. Ten ćwierćfinał to wynik ponad stan. I dla zdławionej kryzysem ekonomicznym Portugalii, i dla tamtejszej ligi. Kryzys gospodarczy najlepiej widać na Estádio do Dragao. W poprzednim sezonie ligowe mecze Porto oglądało tylko 28 tys. widzów, w tym 4 tys. więcej, ale do zapełnienia 50-tysięcznego obiektu wciąż sporo brakuje. Słabość ligi widać też przy sprzedaży praw telewizyjnych. Porto dostaje za nie ledwie 15 mln euro, Bayern – 39 mln, a Barcelona i Real – po 140 mln. W takich okolicznościach trzeba znaleźć sposób, by utrzymać się w europejskiej czołówce. Władze Porto zrobiły zatem z klubu wielki hub przesiadkowy. (…) I tu pojawia się problem, który stawia pod znakiem zapytania najbliższą przyszłość klubu, ponieważ FIFA kilka miesięcy temu zakazała TPO. – Zabiegałem o taką decyzję światowej federacji, bo to forma współczesnego niewolnictwa – mówił szef UEFA Michel Platini. Chodzi oczywiście o to, że jeśli piłkarz należy do kilku podmiotów, wszystkie muszą się zgodzić na jego transfer. Nowe regulacje mają wejść w życie od 1 maja. Mają, bo przeciwko nim protestują zarówno kluby, jak i fundusze. Doyen uznał, że zakaz łamie prawo UE, i zwrócił się o interwencję do Komisji Europejskiej. – James, Falcao i Di Maria mogliby nigdy nie trafić do Realu i Manchesteru United, gdyby nie TPO. Nowe przepisy zabijają rywalizację. Skoro kluby angielskie zarabiają na prawach telewizyjnych kilka razy więcej od portugalskich, dlaczego te ostatnie mają nie szukać sposobu na zmniejszenie dystansu? – wściekał się Jorge Mendes, agent m.in. Cristiano Ronaldo i José Mourinho. Szef ligi portugalskiej Joao Martins mówił z kolei, że gdyby nie TPO, tamtejsze kluby nie dotarłyby do czterech finałów europejskich pucharów w ostatnich 14 latach. Jeśli mają rację, Porto lada dzień zamieni się w zwyczajne lotnisko, z którego trudno będzie dolecieć do fazy pucharowej LM.
SUPER EXPRESS
Wywiad z Janczykiem? No, to może być jeden z ciekawszych materiałów w prasie. Odszedłem dla żony, nie dla wódki.
– Nie piję. Wszyscy w Piaście to potwierdzą. Rozstaliśmy się z innych przyczyn – zapewnia nas Janczyk.
Zatem dlaczego odszedłeś z Piasta?
– Po pierwsze, bo nie miałem szansy na grę. Strzeliłem dwa gole Bełchatowowi w Pucharze Polski, schudłem, ostro trenowałem, ale i tak występowałem głównie w rezerwach. Drugi powód był znacznie ważniejszy – żona jest w dziewiątym miesiącu ciąży, miała kłopoty ze zdrowiem. Na tyle poważne, że postanowiła wrócić do Warszawy. Chciałem być przy niej.
A nie poszedłeś w tango? Tak to wielu komentowało.
– Normalne. Spodziewałem się właśnie takich komentarzy. Ale mam to gdzieś, że próbuje się znów wylać na mnie pomyje. Mam czyste sumienie. Od chwili gdy podpisałem umowę z Piastem, alkohol dla mnie nie istnieje.
A wieczorem Lewy powalczy ze Smokami. To samo, co wszędzie.
Choć wydaje się, że faworytem dzisiejszego meczu Ligi Mistrzów FC Porto – Bayern Monachium są goście z Bawarii, to przekreślać mistrza Portugalii nigdy nie wolno. Przed Robertem Lewandowskim (27 l.) i jego kompanami trudne zadanie, bo “Smoki” w tym sezonie jeszcze w LM nie przegrały. (…) Dziś jednak do pierwszej porażki Porto w tym sezonie LM może doprowadzić Robert Lewandowski. Polak ostatnio błyszczy jak jeszcze nigdy w Bayernie. Pod nieobecność kontuzjowanych Robbena i Ribery’ego strzela jak na zawołanie. W Bundeslidze ma już 16 goli i wielkie szanse na obronę tytułu króla strzelców, a w LM trafił do siatki 3 razy i ma 3 asysty. W sumie w całej karierze w Champions League ma już na koncie 20 goli i w klasyfikacji wszech czasów zajmuje 47. miejsce (tyle samo trafień ma słynny Romario).
SPORT
Okładka mało piłkarska.
Starzyński odżył i teraz odejdzie?
Uważni obserwatorzy dostrzegą nie tylko wiosenną poprawę gry „Niebieskich”, ale także dużo większa jakość ze strony kluczowego piłkarza – Filipa Starzyńskiego. Temat odejścia 23-letniego pomocnika z Ruchu do innego polskiego lub zagranicznego klubu pojawia się i znika w każdym okienku transferowych. Do tej pory działo się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, zainteresowanie ze strony innego klubu nie było tak konkretne i na takim etapie, aby finalizować transfer. Po drugie, Starzyński nie potrafił ustabilizować formy na wysokim poziomie. Po kilku lub kilkunastu udanych spotkaniach przychodził dołek, który skutecznie odstraszał potencjalnych kupców.
Ojrzyński po serii różnych kombinacji znalazł obronę.
Od 316 minut Podbeskidzie nie straciło bramki. Tak dobrej serii „górale” nie mieli od półtora roku. Wygląda na to, że ich trener wreszcie znalazł odpowiednie rozwiązanie w obronie. Szesnaście razy Podbeskidzie zachowało czyste konto w zeszłym sezonie. Mimo że bielszczanie mieli wtedy słabszą drużynę, tacili mniej goli niż większość zespołów w lidze. W 37 kolejkach dali sobie strzelić tylko 45 goli, podczas gdy w tym sezonie, po 28 meczach, stracili ich już 41. A w rundzie wiosennej zeszłego roku obronę Podbeskidzia można było niemal wyrecytować z pamięci, bo praktycznie się nie zmieniała. (…) Dziś spokojnie można już mówić o serii. Ojrzyński w ostatnich spotkaniach ligowych zaprzestał ciągłego rotowania obroną, które wprowadzało do gry głównie chaos. Do łask wrócił Tomasz Górkiewicz, który przestał popełniać proste błędy, jakie zdarzały mu się notorycznie jesienią. Na lewą obronę znakomicie wprowadził się Piotr Tomasik, a do wysokiej formy wrócił Bartłomiej Konieczny. Przestał też zawodzić Richard Zajac.
SKOK Warszawa i jego miliony – kolejny felieton Zbigniewa Koźmińskiego w Sporcie. Spójrzmy.
Półfinał Pucharu Polski unaocznił wyraźnie dziwne i asportowe działania, kreujące te rozgrywki. Rozstawianie drużyn, tworzenie drabinek – co w konsekwencji skutkuje z góry założonym finałem – odziera je z nimbu nieprzewidywalności, brutalnie kasuje łut szczęścia w losowaniu. Nie robi tego żadna poważna federacja piłkarska w Europie. A nasi królowie PR-u – i owszem… Miało to doprowadzić – i doprowadziło – do jedynie słusznego rozstrzygnięcia, jedynie słusznej pary finałowej. Zaprzyjaźnione „Jarząbki” będą teraz dęły w trąby, waliły w klawiatury i sławiły wielkość nowej piłkarskiej rzeczywistości. Tymczasem idiotyczny regulamin rozgrywek ligowych, zabierający punkty zdobyte na boisku, a teraz manipulowanie Pucharem Polski, maja jeden wspólny cel: jak mawiał „klasyk”: kasa, misiu, kasa… Znów odtrąbiony zostanie wielki sukces organizacyjny, a piłkarski SKOK Warszawa wzbogaci się o kolejne miliony. Ale czy o to powinno chodzić?
PRZEGLĄD SPOTOWY
Na tej okładce znajdziemy trochę więcej futbolu.
Tekstów relacjonujących wczorajszą Ligę Mistrzów nie cytujemy, z zapowiedzi dzisiejszego wieczoru interesuje nas tylko Lewandowski, ale… o nim też sporo już się naczytaliśmy.
Przejdźmy więc do tematów krajowych, bo Legia najgorszym liderem w Europie.
Przeanalizowaliśmy ligi 53 krajów należących do UEFA. W tych, które grają systemem wiosna-jesień i dopiero rozpoczęły rozgrywki, braliśmy pod uwagę poprzedni sezon, dzięki czemu liczba rozegranych meczów jest porównywalna do ekstraklasy. Wnioski nie są optymistyczne… 1,81 – tyle średnio punktów na mecz zdobywa Legia. Tylko w dwóch innych ligach prowadzący w tabeli lub aktualny mistrz również ma ten wskaźnik poniżej 2. To FC Salzburg w Austrii (1,96 pkt) oraz gruzińska Dila Gori (1,95). Natomiast w belgijskiej, cypryjskiej, francuskiej oraz kazachskiej wynosi 2 pkt. O czym to świadczy? Z jednego strony można się cieszyć, bo w ekstraklasie nie ma dominatora, który wygrywa mecz za meczem i prowadzi ze znaczną przewagą. U nas stawka jest wyrównana i można się spodziewać naprawdę atrakcyjnego finiszu. Jest jednak druga strona medalu. Nasza ekstraklasa nie należy do czołowych w Europie, a skoro lider jest słaby, nie wróży to dobrze przed kolejnymi występami w europejskich pucharach.
W Wiśle Guzmics walczy z czasem.
Dla Białej Gwiazdy spotkanie z Podbeskidziem może mieć kluczowe znaczenie w walce o awans do grupy mistrzowskiej. Po przerwie za żółte kartki do składu wrócą dwaj podstawowi piłkarze: Łukasz Burliga i Semir Štilić, ale wciąż pod dużym znakiem zapytania stoi występ Richarda Guzmica. Jeszcze przed Świętami Wielkanocnymi Węgier naciągnął sobie mięsień czworogłowy. Mimo to wyszedł w podstawowym składzie na mecz z Jagiellonią w Białymstoku (2:2), ale wytrwał tylko do przerwy. Spotkanie z Górnikiem Zabrze (1:1) obserwował już z trybun. Trener Kazimierz Moskal liczy, że będzie mógł wstawić Guzmica do składu w piątek, ale szanse na to nie są zbyt duże. Na razie reprezentant Węgier ćwiczy tylko na siłowni. – Czuję się już lepiej, jednak nie mogę powiedzieć, ile potrwa przerwa w grze. Chciałbym już normalnie trenować i pomóc drużynie w walce o punkty – powiedział Guzmics.
A w Lechu Holman i Ubiparip czekają na kary.
David Holman i Vojo Ubiparip po zejściu z boiska nie usiedli na ławce rezerwowych, tylko prosto z murawy poszli do szatni. Ich postawa zirytowała trenera Lecha II Patryka Kniata, który przekazał Maciejowi Skorży nie tylko raport z zajścia, ale również zapis wideo. (…) – Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Nieważne, w jakim klubie, zespole amatorskim, juniorskim czy seniorskim – złości się trener Kniat. Teraz szkoleniowiec wicemistrzów Polski zdecyduje o kadrze, jaka spotka Holmana i Ubiparipa. Na
Problemy dotyczą też Śląska. Tutaj Paixao stracił opaskę.
Mam szacunek do tego, co Marco zrobił dla Śląska, ale sytuacja w drużynie wymagała uderzenia pięścią w stół i po konsultacji ze sztabem właśnie to robię – informuje trener Tadeusz pawłowski, który nowym kapitanem uczynił Mariusza Pawełka. Pytany, czy Portugalczyk może w sobotę w meczu z Lechią usiąść na ławce, odpowiada: – Każdy może usiąść. U nas nie ma świętych krów. Szkoleniowiec i tak jest oszczędny w słowach. W klubie coraz bardziej są przekonani, że w przypadku niektórych piłkarzy zachodzi korelacja między zaangażowaniem na boisku a długością kontraktu. W skrócie: im krótsza umowa, tym zawodnikom jakby mniej sie chce. (…) Lukas Droppa po meczu w Gliwicach udzielił wywiadu (publikowaliśmy go także w „PS”), który nie spodobał się szkoleniowcowi. – Niech ci, którzy publicznie mówią, co powinien robić trener, pokażą coś na zajęciach – mówi Pawłowski. – Powiedziałem zawodnikom, że nie życzę sobie oceniania pracy sztabu. Oni są od grania, nie od oceniania. Droppa zamiast po meczu podziękować kibicom, że przyjechali do Gliwic, poszedł do trenera Piasta, bo kiedyś pracował z nim w Baniku Ostrawa.
Dzieje się też w Białymstoku, bo Piątkowski wylądował w rezerwach.
Toksyczne małżeństwo napastnika Mateusza Piątkowskiego z Jagiellonią najwyraźniej dobiegło końca. Wczoraj 30-letni zawodnik po raz kolejny został przesunięty do rezerw. Powód? Zerwanie rozmowy w kwestii nowego kontraktu. – Nie będę odnosił się do komunikatu, którego nie znam. Niczego nie komentuję – powiedział nam piłkarz, gdy przytoczyliśmy mu informację z internetowej strony żółto-czerwonych. Brzmi ona: „Mateusz Piątkowski został we wtorek przesunięty do drugiego zespołu. Warunki nowego kontraktu zostały ustalone, jednak zawodnik odmówił podpisania umowy”. Prezes klubu Cezary Kulesza ucina rozmowę: – To jest decyzja zarządu. Dziękuję, do widzenia!