Nie od dziś wiadomo, że Podbeskidzie to już zespół, który stara się myśleć o czymś więcej niż tylko o utrzymaniu. Kilku ciekawych piłkarzy, pieniądze na transfery i fachowa robota trenera. Dziś bielszczanie mają szansę wskoczyć tuż za podium i zrównać się punktami ze Śląskiem, który – pamiętajcie – w kryzysie oczywiście nie jest.
Żeby znaleźć się dwa „oczka” za Jagiellonią, podopieczni Leszka Ojrzyńskiego muszą wygrać w Łęcznej. Nie dała tam rady ani Legia (porażka), ani Jaga (remis), ani Śląsk (remis). Zadaniu sprostali jedynie… piłkarze Górnika Zabrze. Ta jedna domowa porażka – tylko tyle ma jeszcze w lidze Lech – pokazuje, że w Łęcznej nie jest łatwo o zwycięstwo. I to niezależnie od tego, w jakiej akurat formie jest beniaminek.
Spojrzeliśmy przed momentem w dorobek Górnika i naszła nas mała refleksja. Jeszcze niedawno zwykło się mówić, że 30 punktów wystarczy do utrzymania. Łęcznianie mają ich 32, a ewentualna porażka wprowadzi do zespołu sporo niepokoju. Wszystko dlatego, że trzy kolejki przed końcem sezonu zasadniczego najmniej ugrał Zawisza – 29. Szykuje się gorąca końcówka rozgrywek, bo zapowiedzi z klubu o walce o ósemkę niespecjalnie nas przekonują. Tym bardziej, że trzy ostatnie mecze to jeden zdobyty punkt.
Jeśli ktoś z tej dwójki ma dostać się do grupy mistrzowskiej, to chyba jednak goście. Ojrzyński w rewanżowym meczu Pucharu Polski z Legią oszczędził najważniejszych piłkarzy. Oni też raczej nie protestowali, bo w lidze mają o co grać. Pierwsza ósemka oznacza dla nich, jak podaje sport.pl, premię w wysokości 1,4 miliona złotych.
Górnik Łęczna z Podbeskidziem… Hm, nie ma co się łudzić, że to będzie wielki mecz. Ot, taki typowy poniedziałek. Czyli dwie drużyny, które zbyt dużej publiki nie przyciągną, a i my przed telewizorem zasiądziemy, dlatego że tak po prostu wypada. Przyciąga to, że jednym i drugim powinno przynajmniej się chcieć.