Druga edycja młodzieżowej Ligi Mistrzów zakończona. Władza pozostaje w rękach wielkich klubów. Rok temu wygrała Barcelona, a dziś Chelsea, która w finale mierzyła się nie z Realem Madryt, nie z Manchesterem City, a Szachtarem Donieck. Do tego – co warte podkreślenia – złożonym w stu procentach z młodych Ukraińców. Cieszy, bo znając politykę transferową spodziewaliśmy się ośmiu Brazylijczyków w wyjściowej jedenastce.
Skoro już po zabawie, a jeszcze nic konkretnego na ten temat nie napisaliśmy, to czas podsumowań. Wypisania zaskakujących faktów. Ze swoich grup nie wyszli młodzieżowcy tak wielkich klubów jak Juventus, Borussia Dortmund, Bayern Monachium, Paris Saint-Germain, czy – co dziwnym sposobem zdziwiło nas najbardziej – Sporting Lizbona. Portugalczycy zawsze słynęli przecież ze świetnego szkolenia. Tymczasem jedynym przeciwnikiem, którego byli w stanie pokonać to słoweński NK Maribor, którego brutalnie obił dosłownie każdy.
W grupie najładniej pocisnęły młodziaki z Manchesteru City, nie tracąc choćby jednego punktu. W fazie pucharowej odpadli jednak z Romą, która z kolei w półfinale dostała po mordzie od Chelsea, aż 0:4. W rozegranym w malowniczej scenerii, bo nad Jeziorem Genewskim finale, The Blues wygrali 3:2, ale aż do doliczonego czasu gry trzymali dające pewność 3:1.
Jaki cel przyświeca temu turniejowi, oprócz wkręcenia młodzieży w atmosferę wielkiej imprezy? Oczywiście promocja poszczególnych zawodników, przynajmniej z założenia. Z ciekawości zerknęliśmy na listę najlepszych strzelców z tamtego roku. Zdecydowany MVP turnieju został młody barcelończyk – Munir El Haddadi. Czy przez ostatni rok zrobił jakiś szalony postęp? Niekoniecznie. Grywa w Primera Division, czasem nawet coś trafi, ale niektórzy w wieku blisko dwudziestu lat byli już na zupełnie innym poziomie. Gdzieś czytaliśmy, że uderzyła mu sodówka. Inni? Devante Cole z Manchesteru City i John Swift z Chelsea ogrywają się w trzeciej lidze, a Portugalczyk Rochihna z Benfiki grzeje ławę na wypożyczeniu w Boltonie. W dwóch słowach – bez szału.
Angielska prasa gloryfikuje tegorocznych triumfatorów, a przynajmniej kilku z nich. Trzech trenuje z pierwszą drużyna Chelsea. Mowa o Dominiku Solanke, Rubenie Loftusie-Cheeku i kapitanie, zdobywcy dwóch bramek w finale, Isaiahu Brownie. Nie warto zapisywać, nawet zapamiętywać. Jeśli się przebiją, to na pewno jeszcze o nich usłyszymy.
Co ciekawe, w Chelsea mamy swój mały akcencik, czyli Huberta Adamczyka. On jednak będąc jednym z najmłodszych w drużynie, na boisku nie pojawił się nawet przez minutę.