Przez całą jesień mieliśmy murowanego kandydata do spadku – Zawiszę. Przez całą wiosnę wyklarował się kolejny – Bełchatów. Dziś w końcu doszło do starcia, które miało pokazać, jak duża różnica dzieli potencjalnych pierwszoligowców. Odpowiedź dostaliśmy po pierwszej połowie. To nie różnica. To przepaść trzech klas. Zawisza wjechał dziś w GKS z takim impetem, że trudno uwierzyć, by Zub z Zubasem jeszcze się podnieśli. Gdyby nie bramka Bełchatowa (a jakże, Piech), chyba odtrąbilibyśmy najlepszy występ polskiej drużyny klubowej w 2015. Z ich strony to był show rodem z La Liga. W ofensywie po prostu nie da się grać lepiej. Nie da się i kropka!
To, co zimą Mariusz Rumak zrobił z Zawiszą, trzeba już nazwać cudem. Facet kompletnie przebudował całą obronę i ofensywę. Stracił swojego najlepszego piłkarza (choć przez większą część jesieni kontuzjowanego), dwóch niezłych skrzydłowych (Wagner, Carlos), do tego dwunastu innych piłkarzy. Przeprowadził gruntowną rewolucją na własną modłę. Zbudował swoją drużynę od A do Z (no, Sandomierskiego już miał, ale jego też odbudował) i jaki mamy efekt? Wiosną 6-2-0. Bilans bramek: 12-3. To się nie dzieje naprawdę. Śmialiśmy się na Twitterze, że mamy kwiecień, a Rumak wciąż jest najlepszym trenerem na świecie, ale żarty żartami – facet w biegu po nagrodę szkoleniowca roku w Polsce nie ma w tym momencie ani pół konkurenta.
Chwalimy Rumaka, bo – wiadomo – cudotwórca, ale pochwalić też trzeba drużynę. Po lekkiej zacince z początku (stoperzy i Majewskij nie upilnowali Piecha), rozpoczął się show. Sprawy w swoje ręce wziął Mica i tak pokierował grą, że brakło mu jednej asysty, a dostałby od nas „dychę”. Dziś dwa gole (drugi fenomenalny) + asysta przy bramce Świerczoka, ale sam sposób, w jaki Portugalczyk prowadzi grę jest imponujący. Każde podanie – przemyślane. Każde zagranie przyspiesza grę. Może i momentami chłopak nie rzuca się w oczy, ginie na jakiś czas, ale pod względem poruszania się po boisku to jeden z najbardziej inteligentnych piłkarzy w całej lidze. A kiedy dorzuci mu się niezłego pod tym samym względem Barisicia, pazernego na bramki Świerczoka, błyskotliwego Alvarinho (drugi gol z rzędu z wolnego!) i zakapiora Majewskija, to dostajemy właśnie taki popis. Niesamowite, naprawdę niesamowite. Ten Zawisza – przy takiej grze – po prostu nie może spaść!
Musi spaść natomiast Bełchatów – tak to na tę chwilę wygląda. Oglądając grę drużyny Zuba, człowiek zastanawia się jedynie, kto gorszy – GKS czy Cracovia? Cracovia czy GKS? Dziś jedynym piłkarzem, który się nie zhańbił, był Piech (ewentualnie Komołow). Cała reszta się skompromitowała, na czele z żenującym Zubasem, drewnianym Ślusarskim czy holowanym za nazwisko (jakie nazwisko?!) Małkowskim. Jedną ładną wrzutkę zaliczył Mak, a potem chłopak zniknął, co w sumie nie dziwi, bo – ze swoją regularnością – to idealny kandydat, by zostać kolejnym z takich ciągniętych za uszy Małkowskich.
Bełchatów istnieje dziś tylko teoretycznie. Krzyż na drogę.