Ostatnie cztery kolejki sezonu zasadniczego, które o wszystkim rozstrzygną. To znaczy, kto – oprócz tych z ambicjami – zapewni sobie święty spokój, a kto będzie drżał do samego końca. Podział punktów sprawia, że coraz częściej słyszymy wypowiedzi o… meczu za dziewięć punktów.
Czy Ruch złapie w końcu oddech?
Waldemar Fornalik nie osiąga z Ruchem złych wyników. Co więcej, gdyby wziąć pod lupę tylko i wyłącznie tabelę od momentu, kiedy do Chorzowa wrócił Smutny Waldemar, smutno wcale by nie było. 20 punktów w 15 meczach to wynik akurat na środek tabeli. Sęk jednak w tym, że Niebieskim do środka brakuje wiele. Wciąż są w strefie spadkowej i czują coraz mocniejszy oddech Zawiszy – jeżeli ta kolejka odpowiednio się ułoży, oni spaść mogą na ostatnie miejsce. Wszystko jest o tyle dziwne, że Ruch wcale nie cieniuje. Wystarczy spojrzeć w wyniki z tego roku, a wśród nich choćby wygrane z Piastem, Pogonią i Bełchatowem czy dość cenny remis w derbach z Górnikiem. Sporo ciepłych słów zbierają Starzyński z Kuświkiem, ale w Chorzowie wciąż nie mogą sobie pozwolić na odrobinę rozluźnienia. Wręcz przeciwnie.
Czy Podoliński zmieni wizję?
Dopiero w 26. meczu tego sezonu Robert Podoliński posłuchał tego, co wszyscy powtarzali właściwie od pierwszej kolejki: Cracovia nie powinna grać trzema obrońcami z tyłu. Niestety, ale ustawienie „Pilarz-5-2” nie przynosiło zamierzonych efektów. Tak było na początku i… cały czas później. Podoliński posłuchał komentarzy, choć pewnie sam stwierdzi, że te komentarze nie miały znaczenia. Cracovia zagrała przed tygodniem czwórką w defensywie i wygrała z Lechią. Mimo, że jego zespół i tak stracił dwa gole, to wypadł mocno na plus. Dziś wszyscy więc znów debatują o tym, w jakim ustawieniu wyjdzie przeciwnik Ruchu. – Dziwi mnie, że gdy mecz przegra drużyna w ustawieniu z czterema obrońcami, nikt nie radzi szkoleniowcowi, by zmienił taktykę. System gry to tylko pomoc dla trenera. Ważniejsze jest zaangażowanie piłkarzy, agresywność i brak indywidualnych błędów – mówi Podoliński.
Trener Cracovii stwierdza też, że mecz z Ruchem jest… za dziewięć punktów. Ostatnim, który rzucił takie zdanie, był Kamil Kiereś. Dobrze to pamiętamy, bo mówić o dziewięciu „oczkach” za spotkanie w sezonie zasadniczym, gdy dorobek i tak zostanie podzielony, jest co najmniej śmieszne. Aha, chwilę później Kiereś stracił pracę.
Na co liczy Górnik?
Wyniki w 2015 roku ma co najmniej nietypowe. Przypominamy sobie ostatnie mecze Górnika i nie mamy pojęcia, jak ich zaszufladkować. Niby wygrali tylko raz, ale raz też przegrali. Niby strzelili wiele goli, ale tyle samo stracili. Remis, remis, remis – łącznie pięć. 3:3 ze Śląskiem i Podbeskidziem, a 2:2 z Piastem i Ruchem. Spróbujcie na tej podstawie wyciągnąć jakiś wniosek. Robert Warzycha, dyrektor sportowy klubu, przypomina, że dwa lata temu Górnik przegrał wiosną aż dziesięć meczów. Tylko jakie to ma znaczenie? Dziś zabrzanie kompletnie nie wiedzą, na czym stoją. I mają spory problem z grą przed własną publicznością, bo ostatnim razem wygrali w sierpniu. Całe szczęście, że dziś jadą na teren rywala.
Czy Brożek znów zostanie królem strzelców?
W sezonie 2007/08 Brożek strzelił 23 gole i był strzelcem numer 1 w kraju. W sezonie 2008/09 miał o cztery trafienia mniej – tyle, co Chinyama z Legii. Dziś, po 26. kolejkach, ma ich zaledwie czternaście, ale i tak figuruje jako autor największej liczby bramek obok Piątkowskiego i Flavio Paixao. Co najważniejsze, jest w formie, bo w każdym z trzech ostatnich spotkań wpisywał się na listę strzelców. Napastnik Wisły obiera strategię małych kroków: na razie chce poprawić wynik z poprzedniego sezonu, do którego brakuje mu kolejnych trzech goli. I wtedy pomyśli, co dalej. Jego dzisiejszy problem polega na tym, że za plecami nie znajdzie Semira Stilicia.