Reklama

Di Bartolomei – piłkarz, który strzelał celnie do samego końca

redakcja

Autor:redakcja

08 kwietnia 2015, 10:20 • 2 min czytania 0 komentarzy

Od zawsze był indywidualistą, niewpasowanym w piłkarską otoczkę. Męczyły go media, wywiady i wszelakie efekty uboczne bycia gwiazdą. Wielu, czemu w sumie nie można się dziwić, postrzegało go jednak jako mruka i dziwaka. Kiedy szatnia Romy świętowała zdobycie mistrzostwa Włoch, on – Il Capitano – siedział z boku. Skulony, zamyślony. Nie bez powodu miał ksywkę “ninna nanna” – parafrazującą słowa znanej włoskiej kołysanki. Dziś Agostino Di Bartolomei skończyłby 60 lat. 

Di Bartolomei – piłkarz, który strzelał celnie do samego końca

Był koniec maja. Dzień nieszczególny, choć nieco bardziej uroczysty niż zwykle. Państwo Di Bartolomei spodziewali się wizyty starych znajomych. Ago kucharzem był raczej marnym, ale tego popołudnia usiłował coś ugotować. Potem wspólna kolacja i wieczorny spacer do portu. Następnego dnia obudził się nieco wcześniej niż zwykle. Wziął kartkę papieru i pośpiesznie nagryzmolił krótką wiadomość. Napisał w niej, że kocha żonę i dzieci. Że to nie ich wina.

Zostawił ją na stole, po czym wyjął z szuflady jeden ze swoich rewolwerów marki Smith & Wesson, kaliber 38. Odkąd okradziono go w restauracji, nigdy się z nim nie rozstawał. Za dnia miał go na ramieniu, schowanego w męskiej torebce. Nocą broń, dzięki której czuł się bezpieczny, trzymał pod poduszką. Spontanicznie, będąc jeszcze w piżamie, wyszedł na taras swojej luksusowej rezydencji, wymierzył w serce, i oddał strzał.

Wpadł w głęboką depresję. Tęsknił za swoim dawnym życiem. Za Romą – ukochanym klubem, który po zakończeniu kariery ostentacyjnie odwrócił się do niego plecami. Czekał na telefon. Liczył, że ktoś zaproponuje mu posadę trenera młodzieży czy jakieś stanowisko dyrektorskie. Smykałkę miał do jednego i drugiego. Trenował trampkarzy w małym klubiku, a w wolnych chwilach pisał książki poświęcone taktyce. Żadna z nich nie doczekała się swojej premiery.

Reklama

– Moje życie się zmieniło. Nie trudnię się już tym, co każdego dnia czyniło ze mnie osobę publiczną. Schodzisz ze sceny i musisz szukać dla siebie innego miejsca – mówił niedługo po zakończeniu kariery. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być w porządku. Mieszkał w malowniczo położonym domu, miał pieniądze, dwóch synów, kochającą żonę. Bajka. Do tych wszystkich pięknych rzeczy doszła jednak jedna szkaradna – depresja.

Dla kibiców Romy, chociaż oglądali wielu lepszych piłkarzy, do dziś pozostaje jedną z największych legend. Chociaż nigdy nie zadebiutował nawet w reprezentacji Włoch, został zapamiętany jako Ago – Il Capitano. Człowiek, który nie potrafił żyć bez Romy.

Najnowsze

Ekstraklasa

Kolejne ważne decyzje w Białymstoku. Podstawowy obrońca z nową umową

Bartosz Lodko
1
Kolejne ważne decyzje w Białymstoku. Podstawowy obrońca z nową umową

Komentarze

0 komentarzy

Loading...