Nie ma żadnych wątpliwości, że Kazimierz Greń nielegalnie handlował biletami na mecz Irlandia – Polska, które pochodziły z puli PZPN. Weszliśmy w posiadanie notatek służbowych irlandzkiej policji i komórki odpowiedzialnej za bezpieczeństwo w tamtejszej federacji piłkarskiej. Czy aferą biletową powinna zainteresować się polska prokuratura? – zastanawia się dziś Przegląd Sportowy w tekście o wdzięcznym tytule “On stał za śmietnikiem, ona robiła za gońca…”. Temat Kazimierza Grenia wciąż jednym z najchętniej poruszanych w dzisiejszych wydaniach gazet. Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy.
FAKT
Zaczynamy od Faktu i… A jakże, Kazimierza Grenia. To jego koniec w PZPN? Są twarde dowody, że nie przekazywał biletów znajomym, ale zwyczajnie nimi handlował. Kompromitacja.
Żeby nie pozostawić żadnych wątpliwości dalej drążyliśmy temat. W środę otrzymaliśmy dwie notatki służbowe w wersji angielskiej, w których dokładnie opisane są działania Kazimierza Grenia w okolicach Aviva Stadium przed spotkaniem eliminacji EURO 2016. Cel Grenia był jeden – sprzedać bilety, a nie jak do tej pory twierdził, przekazać je znajomym. Przedstawiamy najważniejsze fragmenty dwóch notatek. Pierwsza to jednostronicowy raport nt. zatrzymania Grenia i jego towarzyszki Niny Błasik pochodzący z Departamentu ds. Bezpieczeństwa Irlandzkiego Związku Piłki Nożnej. Druga opisuje działania policji podczas aresztowania Grenia i jego partnerki. To daje jeden spójny, klarowny obraz, jak ostatnią niedzielę i poniedziałek spędził Kazimierz Greń i jego towarzyszka Nina Błasik.
Selekcjoner dostał fortunę – donosi dalej Fakt. O co chodzi? Ano o to, że Górnik przecież regulował długi wobec swoich byłych i obecnych pracowników, czyli również wobec Nawałki.
Mówi się o kwocie 700-800 tysięcy złotych. W Górniku jako szkoleniowiec pracował od grudnia 2009 do października 2013. Przez lata pracy nazbierało się jednak wiele zaległoścu, bo w tym okresie działacze Górnika mało co płacili. W kwietniu zeszłoego roku selekcjoner podpisał z szefami górnośląskiego klubu ugodę w sprawie finansowych zaległości. Chodziło jak zawsze o otrzymanie licencji. – Jestem cierpliwy i wyrozumiały. Wiem, że nie da się spłacić długów z dnia na dzień – mówił wtedy Nawałka. Teraz szkoleniowiec, podobnie jak inni wierzyciele, dostał zaległe pieniądze. W ostatnich dniach działacze Górnika wydali na spłatę 20 mln złotych.
W ramkach:
– Legia szuka miejsca na akademię piłkarską
– Więcej pieniędzy za grę w europejskich pucharach
– Następcy Marco Paixao zawodzą
Miloš Lačny zdążył już wylądować na dywaniku u trenera Tadeusza Pawłowskiego. Poszło o wywiad dla portalu 2×45.info, w którym powiedział że Marco Paixao nie jest Zlatanem Ibrahimoviciem, chociaż wielu we Wrocławiu uważa go za takiego . Ponadto pozwolił sobie w wywiadzie na zawoalowaną krytykę szkoleniowca. W klubie się rozeźlili, piłkarz zaczął się tłumaczyć, że tak nie powiedział, trener Tadeusz Pawłowski zażądał wyjaśnień, a sprawa otarła się o wyciągnięcie konsekwencji dyscyplinarnych wobec zawodnika. – Temat jest zamknięty. Wyjaśniliśmy sobie z Milošem pewne rzeczy. On wie, że doceniam ciężką pracę na treningach i musi po prostu poczekać na swoją szansę –- mówi PS trener Śląska. Nieprędko boisko ekstraklasy może zobaczyć Andrei Ciolacu, który nie zdążył jeszcze zadebiutować w pierwszym zespole. Ba, nie łapie się na ławkę. Regularnie trafia do siatki, ale w drugim zespole.
Na ostatniej stronie, oczywiście, Puchar Polski. Strażak załatwił wicemistrza. Typowy motyw.
Wicelider T-Mobile Ekstraklasy Lech Poznań na kolanach. Ekipa Macieja Skorży (43 l.) sensacyjnie uległa w Stargardzie Szczecińskim drugoligowym Błękitnym 1:3 w pierwszym meczu półfinału Pucharu Polski. Dzięki tej wygranej kopciuszek ze Stargardu jest o krok bliżej od finału rozgrywek, który rozegrany zostanie na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Bohaterem meczu okazał się wychowanek miejscowego klubu Tomasz Pustelnik (31 l.), autor dwóch pięknych bramek. Trzecią dołożył Łukasz Kosakiewicz (24 l.) tym samym sensacja stała się faktem. Kolejorz za tydzień w Poznaniu czeka ciężki bój o odrobienie strat. Jeżeli amatorzy ze Stargardu zagrają z taką ambicją jak dziś, ekipie Macieja Skorży będzie niezwykle ciężko awansować do finału.
GAZETA WYBORCZA
Fox zostawia ligę.
Amerykańska telewizja Fox wycofała się z przetargu na prawa telewizyjne do Ekstraklasy. Wiele wskazuje na to, że najważniejsze mecze nadal będziemy oglądać na platformie NC+. Obecny kontrakt NC+ na pokazywanie ligi kończy się w czerwcu. Na sfinalizowanie przetargu, który w teorii ma obejmować aż sześć kolejnych sezonów – do 2021 r. – i przynieść klubom nawet 900 mln zł, zostało więc niewiele czasu. Przetarg miał skończyć się w lutym, później mówiło się o terminie marcowym, teraz – o końcu kwietnia lub połowie maja. Jednym z powodów opóźnienia – jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie – są zmiany własnościowe w TVN, kupionym kilka tygodni temu przez amerykański koncern Scripps Networks. TVN ma ponad 30 proc. udziałów w platformie NC+, która jest głównym graczem w przetargu. – Nowi właściciele muszą zapoznać się z sytuacją – usłyszeliśmy od osoby będącej blisko przetargu. Drugi powód jest być może jeszcze poważniejszy – z kupna głównego pakietu meczów wycofała się amerykańska telewizja Fox, za którą stoi medialny koncern miliardera Ruperta Murdocha.
Nie ma wyjścia, trzeba też wspomnieć o wczorajszym agrowpierdolu Lecha.
Lech Poznań prowadził z drugoligowym klubem Błękitni Stargard Szczeciński, ale sensacyjnie przegrał 1:3 w pierwszym meczu półfinału Pucharu Polski. Błękitni stają przed szansą gry w europejskich pucharach. Już sam awans zespołu z drugiej ligi (czyli trzeciej klasy rozgrywkowej) do półfinału Pucharu Polski był wielką niespodzianką. Błękitni wyeliminowali wcześniej m.in. Cracovię. Przyszedł czas na Lecha? – Jeżeli awansujemy, na rewanż do Poznania zostanie podstawiony specjalny pociąg – mówili ludzie zgromadzeni w zastawionej pucharami salce Błękitnych. \- Kiedy graliśmy z Cracovią, zwolniłem uczniów z lekcji. To historyczne chwile dla nas, dla miasta, chciałem, by to widzieli – opowiadał dyrektor jednej ze stargardzkich szkół. Z Lechem mecz był później, uczniowie zdążyli przybiec po szkole i wcisnąć się na zapchany stadionik. To, co zobaczyli, było prawdziwą lekcją życia i sportu, w której teoretycznie znacznie słabszy klub, przegrywający na dodatek z potężniejszym rywalem 0:1, zdołał odwrócić losy.
SPORT
O Błękitnych również w Sporcie.
I to zdecydowanie nie Prima Aprilis. Chociaż brzmi w ten sposób. Nie będziemy cytować kolejnej suchej relacji meczowej, ani tym bardziej informacji o tym, że Ajax wykupuje Arkadiusza Milika. Szukamy czegoś świeżego. Sport odlicza dni do derbów Śląska i informuje, że wczoraj piłkarze chorzowskiego Ruchu… odpoczywali. Dobrze to czy źle?
– Normalnie, gdy gramy systemem sobota-sobota, to wówczas dzień po meczu zawodnicy przechodzą odnowę biologiczną, a w poniedziałek mają wolne. Nasz tygodniowy mikrocykl treningowy zmienia się w przypadku, gdy na przykład gramy w poniedziałek, tak jak z Górnikiem. Wówczas to środa jest… poniedziałkiem – o meandrach przygotowań do Wielkich Derbów Śląska opowiada Leszek Dyja, trener przygotowania fizycznego Ruchu. – A jeszcze inaczej jest, jeśli mecze są w piątki czy w niedziele. Oczywiście każdy trener ma wypracowany własny system przygotowań, nam nasza metoda się sprawdziła, więc niczego nie zmieniamy. Ruch poprzednio w poniedziałek grał w Bełchatowie i wygrał tamto spotkanie inkasując bardzo cenne punkty. Chorzowianie mają więc nadzieję, że i tym razem – idąc sprawdzonym tropem – z dobrym skutkiem zagrają w poniedziałek.
Z nieco większych materiałów mamy wywiad na temat finansów Górnika. Wypowiada się prokurent Andrzej Pawłowski. W Zabrzu wydają się być spokojni o licencję na grę w lidze.
– Jestem spokojny, ale życie uczy pokory. Myślę, że spełniliśmy wszystkie warunki, by otrzymać ją w pierwszym terminie, aczkolwiek nie wykluczam, że jakieś pismo czy wyjaśnienie jeszcze będziemy musieli komisji licencyjnej dostarczyć (…) Z kwoty za sprzedaż obligacji uregulowaliśmy zobowiązania wobec podmiotów fizycznych i prawnych, dzięki czemu przywracamy zdolność operacyjną Górnika. Pieniądze nie spadły z nieba, tę kwotę trzeba będzie kiedyś oddać, ale różnica jest kolosalna. Przede wszystkim dług krótkoterminowy zamieniliśmy na długoterminowy. Uregulowaliśmy w całości zadłużenie wobec piłkarzy, ich menedżerów i firm. NIe rosną odsetki, przestajemy generować koszty obslugi długu, które sięgały nawet kilku milionów rocznie, nikt nie będzie do klubu wysyłał komornika i pisał pism o nieprzyznanie Górnikowi licencji. Jeżeli powiem, że żyć z tym było trudno to… powiem łagodnie. To było błędne koło, z którego Górnik wyszedł.
Ile kosztuje Górnika utrzymanie pierwszej drużyny?
– Najdroższy był rok 2013. Było to 27,5 miliona. Rok później tę kwotę udało się zmniejszyć mniej więcej o dwa miliony. Zawsze coś, ale to mało. Nie da się pewnych rzeczy zrobić na skróty, bo piłkarze mają ważne kontrakty, które trzeba szanować. Mniej więcej za dwa lata chcielibyśmy jednak ograniczyć tę kwotę do 21 milionów rocznie. Górnik w ostatnich latach rok w rok generował około dziesięciu milionów długu. Dlatego obecna sytuacja ma sens tylko pod warunkiem ograniczenia kosztów. Wierzę, że inne będą za rok, kiedy będzie mogło przyjść 25 tysięcy ludzi, a nowy stadion być może przyciągnie reklamodawców.
Warto zajrzeć do tego wywiadu, bo przytaczane liczby i skala niegospodarności, jakiej dopuścili się w Zabrzu robią jednak wrażenie. Duże wrażenie.
Ale lecimy dalej. W ramkach:
– Iwan narzeka na uraz kolana
– Mystkowski wraca do zdrowia
– Kibice Łęcznej grożą strajkiem
Dariusz Dudek z kolei znalazł się ostatnio w publicznym konfesjonale. Dobrze ujęte. Stety albo niestety – jak wolicie – Sport nie podaje jednak w tej sprawie żadnych nowych faktów.
Jacek Bąk, Mariusz Jop, Dariusz Dudek. Co łączy tych ludzi poza faktem, że niegdyś łapali innych w pułapki ofsajdowe? Poza boiskiem każdy z nich wpadł w sidła zastawione przez samego siebie. Historia Dudka jest najświeższa, bo światło dzienne ujrzała ledwie przed paroma dniami. Wedle relacji jego żony Iwony, wyszedł z domu i nie wrócił. Wcześniej wyczyścił konto ze wspólnych oszczędności. Gdzie mieszka? Nie wiadomo. \- Darek bardzo się zmienił, kiedy we wrześniu przyjął do pracy Grzegorza – opowiedziała pani Iwona jednemu z tabloidów. – To model. Mąż był nim zafascynowany. Spędzali razem bardzo dużo czasu. Setki SMS-ów, wyjazdy z domu o godz. 8.00 i powroty o 23.00. To najzabawniejszy wątek tej sprawy. Nikt niczego nie powiedział wprost, ale pada wyraźna sugestia, że pan Darek po 18 latach małżeństwa zostawił atrakcyjną żonę i dwoje dzieci dla innego mężczyzny. Od razu przypomniały się słowa jego małżonki sprzed paru lat. – Po pracy Darek mógłby być przedszkolanką. Dzieci go kochają.
SUPER EXPRESS
Przeskakujemy już na łamy Superaka. Irlandzki sąd odpuścił Greniowi, ale smród pozostał. Tabloid twierdzi, że baron z Podkarpacia mógł zarobić na biletach 15 tysięcy złotych.
Ile? Greń twierdzi, że 12. Jak podaje “Przegląd Sportowy”, który dotarł do kibiców, którzy kupili rzekomo od neigo bilety, chciał za nie 500 – 600 złotych. Miał dwa rodzaje wejściówek: za 50 i 70 euro. Jak widać gołym okiem przebitka jest bardzo atrakcyjna. Załóżmy, że Greń mówi prawdę i biletów był tuzin. Twierdzi, że wszystkie kupił po 50 euro. W takim przypadku Greń wydałby na nie 2400 złotych. Zarobił 6000, a więc zysk to ponad 3 tysiące złotych. A jeśli Greń kłamie? Prezes PZPN, Zbigniew Boniek zdradził, że Greń – wg jego wiedzy – kupił 49 biletów. Podzielmy je więc równo – 25 za 50 euro, 24 droższych. W takim przypadku Greń zapłacił za nie 11720 złotych. A sprzedał za 26900. Zarobił więc na czysto 15180 złotych.
Błękitni ośmieszyli Kolejorza. Jeszcze trochę ciekawostek na ich temat.
– Gdy mam wolną chwilę w jednostce, to idę na siłownię albo pobiegać na bieżnię. Obowiązkowe ćwiczenia w jednostce ze sprzętem pożarniczym też pomagają utrzymać formę – mówi piłkarz. Dlaczego tak solidni zawodnicy jak Ufnal i Pustelnik nie zrobili kariery? – Nie da się tego osiągnąć bez obrotnego menedżera. Nikt nie załatwił mi testów w lepszych klubach. Teraz pozostaje mi więc praca w straży, a gra w piłkę dla Błękitnych (jest w klubie od 13 lat – red.) to hobby, które kocham – twierdzi Pustelnik. \- Ale nie ma co narzekać, dla takich chwil w szatni, jak po meczu z Cracovią, warto żyć – dorzuca Ufnal. Obaj chwalą atmosferę w drużynie oraz solidność prezesa Zbigniewa Niemca. – Jest z zawodu ekonomistą i wie, jak zarządzać klubem – mówi Ufnal. – Nie obiecuje złotych gór, ale płaci na ile go stać i jest uczciwy.
Innych rzeczy nie ma sensu za bardzo cytować: kluby zarobią więcej na europejskich pucharach, Ajax wykupuje Arkadiusza Milika – to już wiemy. Bardzo, ale to bardzo podoba nam się za to tytuł tekstu po drugim meczu Pucharu Polski. Legia zrobiła pasztet z Zajaca.
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Legia Warszawa 1:4. Po pierwszym półfinale Pucharu Polski, w którym wielką niespodziankę sprawili stargardzcy Błękitni, wszyscy kibice zaostrzyli sobie apetyty na tę rywalizację. Piłkarze Podbeskidzia mieli sprawić wielką niespodziankę, ale jedyne, co sprawili, to wielki zawód swoim kibicom. Legia wbiła cztery bramki i jest już jedną nogą w wielkim finale. Spotkanie rewanżowe w Warszawie będzie czystą formalnością. Legia Warszawa, w przeciwieństwie do Lecha Poznań zrobiła to, czego wszyscy od niej oczekiwali. W półfinałowym meczu Pucharu Polski z Podbeskidziem Bielsko-Białą podopieczni Henninga Berga pokazali klasę i wyrachowanie godne drużyny mistrzowskiej. Od pierwszych minut ustawili sobie rywala, a potem tylko wyprowadzali śmiertelne ciosy. W pierwszej odsłonie spotkania wyprowadzili takie dwa. Na prowadzenie Legię wyprowadził Michał Masłowski, a chwilę później podwyższył Ivica Vrdoljak.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kończymy na łamach PS. Przyjemna okładka.
A dalej: „On stał za śmietnikiem, ona robiła za gońca”. Żałość.
Nie ma żadnych wątpliwości, że Kazimierz Greń nielegalnie handlował biletami na mecz Irlandia – Polska, które pochodziły z puli PZPN. Weszliśmy w posiadanie notatek służbowych irlandzkiej policji i komórki odpowiedzialnej za bezpieczeństwo w tamtejszej federacji piłkarskiej. Czy aferą biletową powinna zainteresować się polska prokuratura? W środowym PS przedstawiliśmy historię polskiego kibica mieszkającego w Irlandii, który kupił cztery bilety od Kazimierza Grenia. Za każdy zapłacił równowartość 500 zł. Szef Podkarpackiego ZPN posługiwał się następującym cennikiem: wejściówki warte 50 euro sprzedawał za równowartość 500 zł, 70 euro – 600 zł. Nasz rozmówca wysłał nam zdjęcie biletu, a my jego numer seryjny do weryfikacji w Polskim Związku Piłki Nożnej. Bardzo szybko okazało się, że wejściówka pochodziła z puli należącej do Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej.
Nie będziemy rozpraw o Greniu cytować szeroko, bo fragment podaliśmy już z Faktu. Całość znajdziecie w dzisiejszym Przeglądzie Sportowym. Innym ważnym tematem w dzisiejszej prasie jest ten, o którym pisaliśmy wczoraj rano – kluby jeszcze lepiej zarobią na pucharach.
– Gdyby polska drużyna zagrała w Lidze Mistrzów, nawet przy bardzo przeciętnej postawie mogłaby zarobić 20 mln euro – zauważył Zbigniew Boniek, prezes PZPN. Te kwoty działają na wyobraźnię. Zakładając, że mistrzostwo Polski zdobędzie Legia Warszawa lub Lech Poznań, pewne jest rozstawienie tych drużyn w 2. i 3. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Przynajmniej w teorii, awans tych drużyn do fazy play-off jest obowiązkiem. Odpadnięcie na tym etapie oznacza premię w wysokości 3 mln euro i grę w fazie grupowej Ligi Europy, gdzie też można godnie zarobić. Premii dla Legii za obecny sezon według nowych zasad finansowych wzrosłaby z 2,9 mln euro do 5,2. Z zastrzeżeniem, że nie uwzględnione są w niej pieniądze z tytułu praw telewizyjnych, które UEFA ogłasza po zakończeniu każdego sezonu. Wracając do Ligi Mistrzów, wyższe będą też premie za zwycięstwo w fazie grupowej. Rosną one z miliona euro do półtora. Nie zmienia się natomiast gratyfikacja za remis (pół miliona euro). Awans do 1/8 finału będzie warty o 2 mln euro więcej, niż przez ostatnie trzy lata (5,5 mln).
Później stronka o Pucharze Polski:
– Strażak dał popalić potentatom
– Autostrada Legii do finału
Leszek Ojrzyński postawił w meczu z Legią na zawodników, którzy doprowadzili bielszczan do drugiego w historii półfinału Pucharu Polski. Zmienników przerosło jednak zadanie stawienia czoła mistrzom Polski, zwłaszcza, że Henning Berg podszedł do meczu poważnie i wystawił aż siedmiu graczy, którzy zagrali w starciu z Lechem Poznań. Różnicę klas było więc widać już od pierwszego kopnięcia. Goście szybko załatwili sprawę awansu. Najpierw, po lekkim i pozornie niegroźnym strzale Michała Masłowski mógł się cieszyć z pierwszego trafienia w barwach Legii, bo Richard Zajac dał się zmylić piłce, która skozłowała w błocie. – Ten strzał dało się złapać w dwa palce – irytował się Leszek Ojrzyński. Zanim Górale się otrząsnęli, Ivica Vrdoljak trafił głową do siatki po wrzutce Tomasza Brzyskiego. – Byliśmy skoncentrowani i dobrze podeszliśmy do meczu i to przyniosło efekty – przyznał Henning Berg, a trener gospodarzy nie był zadowolony ze swoich graczy. – Dostaliśmy lanie i niezłą lekcję – przyznał.
Cytowaliśmy z Faktu tekst o tym, że Śląsk ma problem z napastnikami, dwaj ściągnięci zimą nie dają jakości. Zobaczmy więc na rozmowę z Marcinem Budzińskim. Tytuł jest bardzo typowy, jak na tego piłkarza: „Niczego w piłce nie osiągnąłem”. Czytamy.
Trener Robert Podoliński uważa, że pańskim problemem jest psychika.
– Nie uważam, aby moim największym problemem była psychika. Problemem jest brak odpowiednich umiejętności.
Bez przesady. Jeśli chodzi o wyszkolenie techniczne, jest pan w czołówce.
– Gdyby tak bylo, nie zdarzałyby mi się takie mecze jak choćby w Bielsku z Podbeskidziem. Może jest tak, że w tych spotkaniach, po których zbieram pochwały, wznoszę się na 120 procent możliwości, a w tych, za które jestem krytykowany, po prostu gram na swoim normalnym poziomie.
Czy mimo tak surowej oceny jest pan zadowolony z tego, co udało się dotąd osiągnąć?
– Nie mogę być zadowolony, bo przecież niczego nie osiągnąłem, a nie jestem już młodym zawodnikiem. Oczywiście będę dążył do tego, aby stać się lepszym piłkarzem, chciałbym grać o najwyższe cele, ale przede mną jeszcze trudna i pracowita droga. Piłkarska kariera nie trwa długo, więc tego czasu nie zostało wiele.