„Jesteśmy z Tobą Igor i mamy nadzieję, że powrócisz na boisko w jak najwyższej formie i pomożesz nam zdobyć upragnione mistrzostwo Szwecji. Ty jesteś najlepszy.” – napisano w liście, pod którym podpisało się trzy tysiące kibiców Malmoe. To miały być słowa otuchy, mające moc nawrócenia Igora Sypniewskiego na właściwy tor. Bramki, asysty – swoją drogą. Chodziło głównie o to, żeby zaczął normalnie funkcjonować. Takie rzeczy działy się równo jedenaście lat temu. Już wtedy udawał piłkarza.
Cała akcja zaskoczyła nawet tamtejsze media. Tak wielkiego wsparcia i kredytu zaufania dla zagranicznego zawodnika nie odnotowano nigdy wcześniej. Klub walczył o mistrzostwo, a gość, który miał być jedną z jego największych gwiazd, wylądował w rezerwach. Gdzieś indziej byłby brutalnie szykanowany, wygwizdywany i obrzucany zapalniczkami. W Malmoe – jak pisała tamtejsza prasa – „kibice jasnoniebieskich mają serce większe niż powierzchnia pola karnego”.
„Coś takiego jeszcze nigdy nie zdarzyło się w Szwecji w przypadku zagranicznego piłkarza. On jest naprawdę tutaj popularny. W środę Malmoe grało mecz towarzyski z Kalmar. Do przerwy było 0-0. Jak tylko wszedł Sypniewski rozpoczęła się gra, a końcowy wynik to aż 5-0. Igor strzelił jedną bramkę ale asystował przy pozostałych. Stadion zgotował mu owację na stojąco” – relacjonowano.
Transfer Sypniewskiego do Malmoe był jednym z tych strzałów, które miały przybliżyć klub ze Malmoe do upragnionego mistrzostwa. Oprócz niego, w tym samym momencie, trafili tam jeszcze Brazylijczyk Afonso Alves i obrońca Barcelony Patrik Andersson. Dzięki tej trójce sprzedaż karnetów sezonowych wzrosła dwukrotnie – z sześciu do dwunastu tysięcy. Według głosowania piłkarzy Allsvenskan mistrzostwo miało trafić do Malmoe, a korona króla strzelców do Sypniewskiego. Sprawdziło się tylko to pierwsze. Przeżywał problemy osobiste. Popadł w depresję, nie pojawił się na jednym z meczów i został przesunięty do rezerw.
– Z Sypniewskim od jakiegoś już czasu nie mamy kontaktu i uważam, że ten człowiek potrzebuje profesjonalnej pomocy psychiatry. Jestem na Igora naprawdę zły. Jak można nie przyjść na mecz bez żadnego wyjaśnienia. Pozostaje nam wiara w to, że podjęliśmy właściwą decyzję i nadzieja, że problemy Igora się rozwiążą, a on nam w końcu da to na co liczyliśmy i za co zapłaciliśmy – mówił trener.
Ostatecznie Sypniewski zagrał zaledwie w ośmiu meczach, zdobywając dwie bramki, a latem – po kolejnym ataku choroby – jego kontrakt został rozwiązany. Największym sukcesem było to, że nie został wybrany najgorszym transferem roku. Zajął drugie miejsce, za Fernando Aguiarem z Landskrony.