Reklama

Był artystą, potem wyrzutkiem. Aż w końcu został… DJ’em

redakcja

Autor:redakcja

27 marca 2015, 11:16 • 2 min czytania 0 komentarzy

Z życiowym powołaniem bywa różnie. Niektórzy w ogóle nie dopuszczają do siebie podobnego pojęcia. Uważają, że człowiek szuka kręcącego go zajęcia przez całe życie i wcale nie musi ograniczać się do jednej aktywności. Rękami i nogami podpisałby się pod tym Gaizka Mendieta. Przez chwilę naprawdę czołowy hiszpański piłkarz. Poza Valencią był tylko cieniem – czy to w Lazio, czy Barcelonie. Dziś zmienia winyle i męczy crossfader na imprezach. Po zakończeniu wyjątkowo dziwnej kariery, obrał niestandardową ścieżką. Został DJ’em, a dziś szykuje się niezła impreza, bo właśnie stuknęły mu 41. urodziny.

Był artystą, potem wyrzutkiem. Aż w końcu został… DJ’em

Na Estadio Mestalla za nim szaleli. Wydolność, znakomite podanie, bajeczna technika. Taka, która oprócz tego, że bawiła publikę, była jeszcze użyteczna dla pozostałych członków drużyny. Idealne połączenie widowiska z efektywnością. Z Valencią dwukrotnie docierał do finału Ligi Mistrzów – w roku 2000 i 2001. W obu przypadkach były to jednak finały przegrane. Poza tym największy sukces to Puchar Króla. Bez szału. Piłkarzem był nieprzeciętnym, ale po mistrzostwo Hiszpanii nie sięgnął ani razu.

Po wielu latach w Valencii trafił do Lazio. Wielkiego Lazio, które w tamtych czasach – jak większość włoskich drużyn – nie szczędziło grosza na wzmocnienia. Dla Aquile grali chociażby Hernan Crespo, Claudio Lopez, Simone Inzaghi, Darko Kovacević, Diego Simeone, Dejan Stanković, Jaap Stam, Alessandro Nesta… Totalny kosmos. W ruch poszła kosmiczna cena, do dziś rozbudzająca wyobraźnię, bo prawie 50 milionów euro. Prawdopodobnie jedne z najgorzej wydanych pięćdziesięciu milionów w historii futbolu.

We Włoszech grał katastrofalnie.

– Czułem się fatalnie. Naprawdę, nie wiem czy to było spowodowane. Kompletnie nie mogłem sie tam odnaleźć. Nigdy nie patrzyłem na kwotę, którą na mnie wydano, ale teraz – z perspektywy czasu – rozumiem żal tych, którzy mnie kupowali – mówił w wywiadzie udzielonym po latach.

Reklama

W momencie rozstania z Valencią, Mendieta zniknął. Zapomniał jak się gra w piłkę. Nawet nie można nazwać tego zjazdem. Raczej futbolowym samobójstwem, kilkusekundowym lotem z urwiska. Z kapitalnego piłkarza, reprezentanta Hiszpanii, dosłownie pozostało jedynie nazwisko. Dobrze chociaż, że potrafił się odnaleźć i nową pasję znalazł w muzyce, chociaż… trochę zalatuje to wyczyszczonym kontem bankowym. A akurat on zarabiał godnie, naprawdę bardzo godnie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...