Reklama

Czy futbol zmieni się w genetyczne szachy?

redakcja

Autor:redakcja

24 marca 2015, 13:54 • 6 min czytania 0 komentarzy

„Selekcjoner Dariusz Formella nie może liczyć na taryfę ulgową przed kluczową fazą eliminacji World Qatar Airways League. Polski paszport odebrał już Jens Muller-Lewandowski, zawodnik najnowszej generacji genetycznej, wyhodowany w ekskluzywnych monachijskich laboratoriach. Wiele obiecujemy sobie także po Changu Mączyńskim, mierzącym 2.30 cm golkiperze z eksperymentalnej farmy piłkarskiej Qingdao. Pamiętajmy też, że lider środka pola, pięćdziesięcioletni Xavier Janoszka, miesiąc temu przeszedł zabieg wymiany mięśni dolnych partii ciała, dzięki czemu będzie dysponował układem wyczynowym prosto z wiosennego katalogu AdidasMed.”

Czy futbol zmieni się w genetyczne szachy?

Przeczytaliście i pewnie zadajecie sobie pytanie: jaki jest cel tego football fiction? Dlaczego zaserwowałem wam spreparowany wycinek artykułu, który ma wyglądać jakby został wykradziony z Weszło dalekiej przyszłości? Nie trzymam w niepewności, objaśniam prosto z mostu: bo tkwi w nim ziarno prawdy. Zupełnie realna możliwość, już zaglądająca nam przez ramię na boisko.

Dużo ostatnio mówi się o możliwych przetasowaniach w futbolowej rzeczywistości. A to ze względu na morze pieniędzy w Premier League i potencjalną”NBA-izację” piłki. A to na bezpardonową ofensywę krajów do tej pory piłkarsko nieistotnych, jak Chiny czy Katar. A to na niewysłowiony, podniesiony do potęgi burdel w FIFA, który może wywołać rewoltę federacji kontynentalnych, z UEFA na czele. To wszystko bezsprzecznie sprawy fundamentalne, ale na dalszym planie, na horyzoncie, czai się metamorfoza gruntowniejsza.

Doping genetyczny.

***

Reklama

„Myślę, że mamy pięćdziesiąt procent szans, by już w najbliższym ćwierćwieczu starzenie się trafiło pod decyzyjny poziom kontroli medycznej. Rozumiem przez ten termin taką kontrolę, jaką mamy nad większością znanych dziś chorób”.

Doktor Aubrey de Grey, biogerontolog.

***

„Doping genetyczny się upowszechni. Nie wiemy tylko kiedy.”

Doktor Theodore Friedmann, głowa komisji do spraw dopingu genetycznego w Światowej Agencji Antydopingowej.

***

Reklama

Nie chcę kreować wrażenia, że temat „genetyka a futbol” to zjawisko teoretyczne, jeśli mające zmienić oblicze sportu, to tak gdzieś po naszych wnukach. Biotechnologia już, teraz, dzisiaj, wchodzi z butami w nasze życie. Wspomnijmy żywność GMO. Wspomnijmy terapię genetyczną, dla wielu będącą ostatnią deską ratunku. Do wyobraźni powinien przemówić też fakt, że biotechnologia oswojona jest do stopnia jej ukomercyjnienia: firma BioSteel przykładowo wytwarza superwytrzymały materiał (używany choćby w kamizelkach kuloodpornych) dzięki mleku transgenetycznych kóz, wzbogaconych o genom… pająka. Brzmi jak zalążek fabuły science fiction, a to wszystko już się dzieje i w tą stronę będzie nie tyle iść, co pędzić.

Zatrzymajmy się nad wspomnianą terapią genetyczną. Ingeruje się tu bezpośrednio w kod DNA, by zmusić organizm do innego zachowania. Albo usuwając te geny, które zabijają, albo wprowadzając sztuczną sekwencję DNA, która pomoże w leczeniu. Potencjał terapeutyczny jest ogromny, dlatego to chyba najintensywniej rozwijana dziedzina medycyny, ale już na pierwszy rzut oka można zauważyć płynące z niej ewentualne korzyści dla sportowców. Sztuczny gen zaprojektowany tak, by zawodnik miał wydolność kenijskiego biegacza, a sprint karaibskiego stumetrowca? By jego organizm produkował więcej krwinek czerwonych, by mięśnie regenerowały się szybciej? Mówię tu już tylko o zdiagnozowanych tematach. W przypadku wspomnianych sportowców udowodniono, że właśnie w ich DNA kryje się tajemnica sukcesu; większą produkcję krwinek czerwonych zapewniało EPO, a o regenerację mięśni może zadbać IGF-1, które z sukcesami badano na zwierzętach.

Poznajcie genetycznie zmodyfikowaną mysz. Tak pokręcono jej DNA, że tradycyjna rywalka nie jest w stanie nawet podjąć walki, bowiem mutant bez przerwy biega 5km w tempie 25 razy szybszym od pierwotnego.

Regulamin światowej agencji antydopingowej uznaje, że przekroczeniem przepisów jest nieterapeutyczne użycie terapii genetycznej. To bardzo śliska, ruchoma granica. Być może będziemy świadkami sytuacji rodem z biegów narciarskich, gdzie gros podejrzeń padał na astmatyczki, gdyż mogą one legalnie korzystać ze środków dla innych niedostępnych, a mogących mieć wpływ na wydolność. Gdy biotechnologia wskoczy na wyższy poziom, teoretycznie – użyjmy mocnego przykładu – piłkarzowi będzie się opłacało pogruchotać sobie nogę, by w ten sposób otrzymać pozwolenie na uzyskanie nowych, znacznie bardziej gotowych na trudy sezonu mięśni (tak, podobne operacje również już skutecznie przeprowadzano na mniej złożonych organizmach). Do tego krążące wszędzie lewe papiery na przeróżne terapie, epidemie w szatni, gwiazdy sportu według papierów tak schorowane, że nic tylko im współczuć, gdy strzelają pięćdziesiątą bramkę.

Tu dotykamy najistotniejszego. Kluczowego. Doradca światowej agencji antydopingowej, Lee Sweeney z uniwersytetu w Pensylwanii, twierdzi, że nieetyczne będzie nazywanie takich praktyk dopingiem. „Jak można będzie zabraniać czegoś, co sprawi, że organizm będzie zdrowszy? Nie można karać atletów za to, że są atletami”. I naprawdę, trudno się z nim nie zgodzić. Jeśli na porządku dziennym (bądź na podorędziu dużej kasy) będą genetyczne zabiegi, w pełni bezpieczne (nawet jeśli wymagające wszczepienia laboratoryjnie wyhodowanego organu), a pomagające walczyć ze zmęczeniem organizmu, starością i chorobami, poprawiające cechy psychofizyczne i w konsekwencji poziom życia, to nie ma jak tego zabronić. Ot, będą to po prostu zdobycze technologii. Równie dobrze można by dziś zabraniać korzystania z namiotu tlenowego czy też napojów izotonicznych. A że te odkrycia wpłyną o wiele bardziej na oblicze sportu? Cóż, świat przyspiesza.

Jeśli już, to raczej należy się spodziewać, że sportowcy znajdą sposób, by być na pierwszej linii testów biotechnologicznych usprawnień organizmu. Gdy wspomniany Lee Sweeney w latach 90tych opublikował pracę na temat genu IGF-1, od razu zaczęli do niego pielgrzymować wysłannicy różnych sportowych obozów, reprezentujących biegaczy, kolarzy. A przecież swoje badania przeprowadził tylko na myszach. Wielu znajdziecie takich, którzy będą chętni postawić swoje zdrowie na szali sukcesu.

Image and video hosting by TinyPic

EPO, środek dopingowy, który jeszcze niedawno wynosił na szczyt, który miał zapewniać triumfy między innymi Lance’owi Armstrongowi, dziś można kupić przez internet i składować we własnej lodówce. Nie bagatelizujcie tempa zmian tylko dlatego, że nie słyszycie o nich na co dzień

Co to może oznaczać dla futbolu? Piłkarze będą tyleż trenowani, co i hodowani. Laboratoria może nie staną się sercem każdego klubu, to miano mimo wszystko zachowam dla boisk treningowych, ale powiedzmy płucami już jak najbardziej. Wybitny genetyk i biotechnolog, o, taki specjalista może być letnim celem transferowym Realu i Barcy, a giganci stoczą o niego wielki bój. Nie bieganie zimą po górach będzie wyrabiało kondycję, a operacyjny stół. Odporność na stres, większa koncentracja? Proszę bardzo, zapraszamy do gabinetu. Życie piłkarza znacznie się wydłuży, bo zmęczone organy będzie można regularnie wymieniać na nie tylko nowiutkie, ale i dostosowane do wyczynowego sportu. Zawodnik przechodzący z Polski do Bundesligi nie będzie już mówił o różnicy w obciążeniach treningowych, ale o różnicy w poziomie laboratoryjnej opieki. Bo nie ukrywajmy – to dopiero stworzy przepaść między najlepszymi a słabeuszami. Dziś na przestrzeni jednego meczu mały może zaskoczyć dużego, w piłce otwarcie romansującej z biotechnologią jednak fizyczne różnice będą zbyt znaczne. Piłka na swój sposób upodobni się do wyścigów Formuły 1, gdzie owszem, kierowca jest istotny, ale tylko gdy bije się z równymi sobie, bo słabszym bolidom odjedzie choćby tylko dzięki sile własnej maszyny.

Brzmi to wszystko przerażająco? Spójrzmy więc na chłodno. Duch sportu może i zostanie zarżnięty w biegach, gdzie stanie się czystym wyścigiem laboratoriów, ale w piłce? Myślę, że przetrwa, bo jest zbyt złożona. Gra będzie inna, z naszej perspektywy wykrzywiona, ale tak samo dla osób starszej daty niestrawny może być skomercjalizowany futbol naszych czasów. Dziś mamy analityków zakręconych na punkcie taktyki, tak w przyszłości może pojawią się specjaliści, którzy skrytykują Bayern za letnią politykę genową, zupełnie nietrafioną. Z drugiej strony kto wie, może mentalność będzie odgrywać jeszcze większe znaczenie? Gdy na samym szczycie roić się będzie od fizycznych tytanów, gdy koncentracja i odporność na stres będą farmakologicznie normowane, to właśnie iskra boża, element niedającej się ujarzmić błyskotliwości, nieprzewidywalności, pierwiastek Djalminhi i Riquelme, będzie wyróżniał najlepszych i przechylał szalę na czyjąś korzyść?

Leszek Milewski

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
1
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
7
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?
1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
3
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?
Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
17
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...