To zawsze interesujący moment, gdy Sylwester Cacek zabiera głos. Nie czujemy się więc rozczarowani po najnowszej rozmówce z właścicielem Widzewa Łódź. Tym razem przepytało go Radio Łódź.
Na początek wyjaśnienie – swego czasu Cacek zapewniał, że jeśli wierzyciele zgodzą się na upadłość układową, to na pewno dostaną pieniądze z układu w terminie i co do złotówki. Oczywiście teraz okazuje się, że z kasy nici. Oszukani ludzie składają więc do sądu wnioski o uchylenie układu, co w prosty sposób może skutkować postępowaniem likwidacyjnym.
A teraz wspomniana rozmówka…
– Panie Prezesie, czy mógłby Pan ustosunkować się do obecnej sytuacji klubu oraz sprawy sądowej?
– A co ma się dziać? Jak chcą, niech składają. Media powinny zainteresować się tym, dlaczego Widzew traktowany jest jak złodziej. Urząd pomaga każdemu, ale nie nam. Nie wiem jak mam reagować.
– Konsekwencją tych wniosków może być upadłość klubu.
– No i co z tego? Będzie to będzie. Wierzyciele jak sobie w stopę strzelają to jest ich problem. Nie mój. Z resztą to w ogóle przestaje być mój problem, ze względu na zachowanie całego środowiska, łącznie z miastem. Z jednej strony wszyscy uderzają we mnie, a nie ma kto ratować klubu. I tak straciłem pieniądze i nie planowałem ich odzyskiwać.
– Do kogo ma Pan największe pretensje?
– Do nikogo. Chodzi tylko o to, że wszyscy mają pomysły, a nikogo nie ma chętnego do pomocy. Dla kogo ma istnieć klub sportowy? Jak tylko dla mnie, to ja nie czuję się potrzebny.
– Jakie będą Pana najbliższe decyzje?
– Nie wiem. Jak będą, to się dowiecie.
– Czy wnioski składane do sądu mogą oznaczać koniec klubu?
– Wszystko mogą oznaczać.
– Czy wpłaci Pan kolejną ratę?
– A dlaczego mnie Pan pyta? Nie ja mam ratę do spłacenia, a klub…
Upadłość klubu? No i co z tego? Będzie to będzie.
Niebywałe.
Chyba jeszcze żaden klub w Polsce nie miał takiego właściciela. Ireneusz Król rozłożył Polonię na łopatki, ale chociaż miał tyle taktu, by po prostu w pewnym momencie usunąć się w cień i zejść ludziom z oczu.