– W naszym zespole nikt nie mógł wykupić sobie karnetu na cały sezon, jak kibic na stadionie. Kostia to bardzo dobry człowiek… Tylko że dobrzy ludzie nie zajmują się grą w piłkę. Może być doskonałą głową rodziny, świetnym ojcem, ale na boisku czasem też musi być bandytą – tak o pomocniku Piasta Gliwice mówi trener Dinama Moskwa Stanislaw Czerczesow.
Do kwietnia 2014 roku razem z Konstantinem Vassiljevem reprezentowali rosyjski Amkar Perm. Czerczesow poszedł w górę, przejmując od Dana Petrescu potentata z Moskwy, a Vassiljev wkrótce usłyszał od nowego trenera, że nie będzie już potrzebny. – Konstantin to dobry zawodnik, ale metryki nie oszuka. Zwłaszcza na jego pozycji szukamy już piłkarzy szybszych, o nieco innych parametrach – ogłosił Slavoljub Muslin, przypominając, że Amkar ma w kadrze aż siedmiu zawodników grubo po trzydziestce.
Kadrowa rewolucja wypadła dosyć kiepsko. Dziś Amkar zajmuje ostatnie miejsce w lidze.
PIAST GLIWICE. SYTUACJA AWARYJNA
– Mój kontrakt wygasał latem – wspomina Vassiljev. – Byliśmy praktycznie dogadani, wszystko ustalone, kiedy nagle usłyszałem, że klub zmienił zdanie. Większość zespołów miała już zamknięte kadry. Zaczęliśmy szukać, razem z menedżerem. Pojawiły się dwie opcje – Piast Gliwice i Maccabi Petah-Tikva w Izraelu. Pan Kręcina był bardzo konkretny, przedstawił sprawy jasno, zrobił wszystko, żeby mnie sprowadzić. Chociaż nie ukrywam – transfer do Piasta to była dla mnie trochę sytuacja awaryjna.
W Gliwicach są dziś Vassiljevem zachwyceni. Nie brakuje takich, którzy patrząc na jego technikę, na to ile widzi na boisku, jak podaje, twierdzą, że poradziłby sobie w każdym polskim klubie. Tylko że gra w Piaście i nie do końca potrafi się „sprzedać”. Tak miał zresztą przez całą karierę – najlepiej sprzedawał się w kadrze narodowej. W sierpniu skończy 31 lat, a nigdy dotąd nie grał wyżej niż w średniaku rosyjskiej ekstraklasy. To kolejny powód, przez który wielu wstrzymuje się z zachwytami. Chociaż Estończyk bez wątpienia ma to „coś”, czego nie ma każdy piłkarz w Ekstraklasie.
PIERWSZY CEL: LEVADIA
Urodził się w Tallinie, jeszcze przed rozpadem bloku wschodniego. Wspomina radzieckie symbole na ulicach. Zresztą gdzieniegdzie zostały do dzisiaj. – Wtedy szczytem marzeń dla młodego chłopaka kopiącego piłkę mogła być Levadia Tallin – mówi. – Później zawodowy piłkarz robi wszystko, żeby się z niej wyrwać. Wyjechać, niekoniecznie do wielkiego kraju, ale gdziekolwiek, gdzie można iść do przodu.
Jako kilkunastoletni chłopak strzelał mniej więcej tyle goli, ile rozgrywał meczów. Po którymś z kolei tytule króla strzelców estońskiej trzeciej ligi, Levadia w końcu go dostrzegła. Zdobywał mistrzostwa kraju i kolejne bramki, ale zanim wyjechał za granicę, miał już 23 lata. W dodatku tą jedyną furtką miała być Nafta Lendava – przeciętny klub, notorycznie uwikłany w walkę o utrzymanie w słoweńskiej ekstraklasie.
– Były różne rozmowy z klubami zachodnimi, ale nigdy z nich nic nie wychodziło – twierdzi. W Słowenii też szedł w górę długo, ale w końcu dotarł do jednego z krajowych potentatów: NK Koper i został wybrany jednym z najlepszych pomocników całej ligi. Razem z nim w jedenastce sezonu 2010/2011 znaleźli się zresztą Boban Jović (dzisiaj Wisła) i Sreten Sretenović (dziś Cracovia). Niedługo po tym Amkar Perm zapłacił za niego okrągły milion euro. Był sierpień 2011, Vassiljev miał 27 lat.
W Słowenii w 124 meczach zdobył 16 bramek i zaliczył 29 asyst.
DUBLET Z HOLANDIĄ I GOL DWUDZIESTOLECIA
W Estonii też zyskiwał na znaczeniu. Najpierw został jednym z najlepiej zarabiających sportowców w całym kraju (200 tysięcy euro rocznie). Nie mając zresztą wielkiej konkurencji, bo pierwszą pozycję klasyfikacji okupowała Kaia Kanepi – przeciętna tenisistka.
Vassiljev trzykrotnie wybierany był piłkarzem roku w Estonii. Tyle samo razy dziennikarze przyznawali mu nagrody dla strzelca najładniejszego gola w kadrze, by w końcu jedno z jego trafień uznać bramką dwudziestolecia. To z meczu eliminacji mistrzostw świata przeciwko Holandii (wrzesień 2013 roku), kiedy założył rywalowi siatkę, po czym celnie uderzył z dystansu. Estonia zremisowała 2:2. Vassiljev dwa razy pokonał Michaela Vorma. Nie ma wątpliwości, że to jego najlepszy mecz w reprezentacji.
Zdzisław Kręcina też zapamiętał go zresztą z meczu międzypaństwowego. Meczu wstydu dla reprezentacji Polski, kiedy w debiucie Waldemara Fornalika przegraliśmy z Estonią 0:1. Vassiljev w 91. minucie trafił bezpośrednio z wolnego, nie dając szans Szczęsnemu.
– Nie miałem, poza tym, wielu skojarzeń związanych z Polską – mówi. – Pół roku przed moim transferem graliśmy z Piastem sparing w Austrii. Amkar wygrał. Znałem za to Ojaamę, Mosnikova i Pareikę – byli u was, trochę mi poopowiadali – przyznaje.
Dostał roczny kontrakt. Jeden z najwyższych w drużynie i służbowe auto do dyspozycji, co w Piaście wcale nie jest normą. – Taki zawodnik w środku pola to perełka – mówił Angel Perez Garcia. – Mądrość i siła doświadczenia. Ma świetne podanie, umie się dostosować do tych grających najbardziej kombinacyjnie, jak Zivec czy Badia – dodaje Kamil Wilczek. I faktycznie, Vassiljev w Ekstraklasie kilka razy błysnął. W tym sezonie – według Weszło – zbiera najlepsze noty pośród graczy Piasta, zaraz po wspomnianym Wilczku. Strzelił 2 gole, zaliczył asystę i 3 kluczowe podania. Gra specyficznie – nie biega szaleńczo, nie skacze do główek. Ale widać w tym mądrość i dobrze ułożoną stopę.
GRAJCIE WIĘCEJ W PIŁKĘ…
– Nie wykluczam, że latem odejdę – mówi. – Już zimą były kluby, które się mną interesowały, ale ich oferty nie były okazałe. No i Piastowi też musiałyby zapłacić.
Polską ligą ewidentnie nie jest zachwycony, chociaż sam na salonach nigdy nie był…
– Wasi piłkarze są bardzo skupieni na fizycznej walce. Czasem mam wrażenie, że zapominają, że tu chodzi o grę w piłkę, a nie o łamanie nóg – rzuca spontanicznie, po czym się wycofuje. Mówi, że z tym łamaniem odrobinę przesadził, ale wiadomo o co chodzi… – To jest problemem całej ligi: nie gramy w piłkę. Weźmy za przykład nasz niedawny mecz z Górnikiem, który w 90 minut posłał ponad 50 dośrodkowań. To jest niepotrzebne. Jedno, drugie może się skończyć golem, ale nie po taką grę kibice przychodzą na stadiony – przekonuje. – Oglądam mecz Śląska z Legią i widzę jak większość bramek pada po rzutach rożnych. Fajnie byłoby zobaczyć różnicę w grze pomiędzy takimi zespołami, a dołem tabeli, ale w Polsce jest ona bardzo mała.
Według statystyk InStat, Vassiljev notuje najwięcej kluczowych podań w Ekstraklasie – obok Semira Stilicia, więc uznajmy, że ma prawo, wyrażać takie zdanie.
– Lata lecą, chciałbym spróbować jeszcze czegoś więcej – nie ukrywa, ale na dziś nie wie jeszcze, jak będzie wyglądać jego przyszłość. W Gliwicach chętnie przedłużą z nim umowę, ale na warunkach podobnych do tych, które ma obecnie. Te i tak zostały już wyśrubowane. Trudno będzie wyjść powyżej 30 tysięcy złotych miesięcznych zarobków.
– Nie łudzę się, że wrócę do Rosji, do któregoś z silniejszych klubów. Tam patrzą już na młodszych. Mniejsze kluby dopadł kryzys, chociaż w Amkarze, słyszę, obecnie jest stabilnie. Problemy w wypłatach zawsze były – nieraz trzeba było czekać trzy, cztery miesiące, ale z drugiej strony nikt nie odszedł stamtąd bez tego, co miał dostać. Wiedzieliśmy, że musimy być cierpliwi, a w końcu wyrównają.
Przez trzy lata w Rosji rozegrał 64 mecze, strzelił 4 gole, zaliczył 10 asyst. Na początku grał od deski do deski. Trochę mniej w ostatnim sezonie u Czerczesowa. Niedługo przed tym, jak wygasł jego kontrakt.
– Z Polaków w Amkarze został tylko Janusz Gol. Kuba Wawrzyniak dostał bardzo dobrą propozycję z Gdańska, nie dziwię się, że wrócił. Damiana Zbozienia spotkałem już, kiedy graliśmy z Bełchatowem. Piast? Mamy trochę zawodników, którzy chcieliby grać w piłkę, tak jak lubię, ale nie możemy ustabilizować formy, straciliśmy za dużo punktów. Dopada nas syndrom małych klubów.
PAWEŁ MUZYKA
Fot. FotoPyK