Reklama

Czekam na świadectwo, egzaminy zdane, w kwietniu wrócę na ławkę

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

16 marca 2015, 15:02 • 6 min czytania 0 komentarzy

– Biorąc pod uwagę, że cały czas musimy stabilizować problemy, na które napotykamy, piąte miejsce w lidze daje satysfakcję. Jeżeli załapiemy się do ósemki, będzie to dla nas bardzo dobry sezon. Niektóre drużyny wyraźnie się wzmocniły w przerwie letniej, mają stabilność finansową, grają już na nowych stadionach, mają kibiców na trybunach. Trudno nam się z nimi  równać organizacyjnie – mówi w krótkiej rozmowie z Weszło Robert Warzycha, któremu przed kilkoma dniami upłynęło dwanaście miesięcy, od kiedy został zatrudniony w Zabrzu. 

Czekam na świadectwo, egzaminy zdane, w kwietniu wrócę na ławkę

Jaki to był rok? 

– Trudny. Klub boryka się z wiadomymi problemami – budowa stadionu, inne kwestie finansowe. Dwaj czołowi zawodnicy – Nakoulma i Olkowski – odeszli jeszcze przed sezonem. Teraz straciliśmy Zacharę. Biorąc pod uwagę, że cały czas musimy  stabilizować problemy, na które napotykamy, to piąte miejsce daje satysfakcję. Pomaga nam się każdego dnia mobilizować i uznać ten czas za dobrze przepracowany.

Wasza sytuacja w tabeli jest niemal identyczna jak rok temu. Ale kadrowa, to sam już pan przyznał, jednak zupełnie inna. 

– Staramy się jak możemy, ale wszyscy wiedzą, jak wygląda sytuacja. Nie mam za bardzo argumentów, żeby powiedzieć, że się przez ten rok wzmocniliśmy.

Reklama

Był taki jeden transfer do klubu, który dał panu dużo zadowolenia?

– Ilościowo nie mam wiele do wyboru…

Erik Grendel? 

Tak, właściwie Erik nie ma w tym temacie konkurencji. Bardzo dobry chłopak. Już w styczniu mówiłem, że będzie dużym wzmocnieniem i to się teraz sprawdza.

Co panu najbardziej spędza dziś sen z powiek?

– Nie ma co narzekać. Właściwie na każdej pozycji mamy chociaż jednego wartościowego, doświadczonego piłkarza. Śpię spokojnie. Jeśli pan zapyta, co mnie martwi, to powiem, że fakt, że wielu zawodnikom kończą się kontrakty i nie bardzo wiemy, jak mamy to ogarnąć. Tym, z którym musieliśmy się spieszyć, był Adam Danch. On już podpisał nowy kontrakt, pozostałe decyzje będą zapadać pewnie trochę później.

Reklama

Kiedy traciliście Zacharę, można było typować w ciemno, że będziecie mieć problem z napastnikiem. Tymczasem nawet bez niego strzeliliście osiem goli w trzech ostatnich meczach. To jak – jest kłopot czy nie ma?

Rozłożyliśmy te akcenty na całą drużynę – i to jest bardzo dobre. Chociaż wypadałoby też, żeby ci grający z przodu – Madej, Iwan, Łuczak – zaczęli w końcu trafiać, bo to jednak oni są najbliżej bramki. Mają sytuacje, trzeba je wykorzystywać.

Ale martwi pana na dziś brak napastnika czy przekonał się pan, że w taki sposób jak obecnie możecie funkcjonować?

– Za napastnikiem na pewno musimy się rozglądać. Jeżeli go nie ma, nie udało nam się  sprowadzić zimą, to trzeba sobie radzić. Ale to nie znaczy, że nie będziemy szukać.

Oczywiście darmowego. 

– No, raczej.

Chociaż chciałbym, żeby ta runda była też weryfikacją dla kilku zawodników. Nie chcę na nich kłaść przesadnego nacisku, ale przydałoby się, żeby się przełamali, zdobyli kilka bramek. To też by ich psychicznie podbudowało, pokazało, że potrafią.

Trudno się zdecydować, co jest dziś większym problemem – i czy nie jednak to, że całą masę goli tracicie. Na wiosnę już osiem, w każdym meczu…  

Tak się ta runda zaczęła, jest dużo remisów, dużo goli. Mierzyliśmy się z zespołami, które potrafią strzelać gole – Śląskiem, Podbeskidziem, które gra bardzo konsekwentną piłkę. Pojawiają się indywidualne błędy, które musimy wyeliminować.

Akurat w obronie wybór zawodników macie spory, pewnie wielu trenerów by pozazdrościło. Trudno się tłumaczyć silnymi rywalami… 

– Mamy wybór i zapewniam, że przyjdzie jeszcze taki moment, kiedy defensywa będzie nam wygrywać mecze. Na razie dużo strzelamy, czym trochę rozgrzeszamy defensywę, ale może przyjść suchy okres, kiedy tyły będą musiały nam zdobywać punkty.

Kiedyś wydawało się, że w pana filozofii na pierwszym miejscu jest szczelna obrona, a dopiero później atak. Teraz już do końca nie wiadomo…  

– Zrezygnowałem z jednego obrońcy na rzecz piłkarza stricte ofensywnego. Gdybym grał  systemem z czwórką w tyłach, dla Łuczaka, Madeja albo Iwana zabrakłoby miejsca. Jeden musiałby usiąść na ławce. Dlatego przesunąłem ten balans do przodu.

Słychać, że jest pan zdecydowanym przeciwnikiem reformy rozgrywek. I w sumie trudno się temu dziwić – zajmujecie piąte miejsce, a gdybyście się bardzo spięli, bylibyście w stanie jeszcze spaść do pierwszej ligi. 

– Jeśli już musi istnieć podział punktów, to niech on będzie trochę bardziej sprawiedliwy. Ten jest fajny, atrakcyjny, ale głównie dla kibiców, bo zapewnia im emocje. Z punktu widzenia drużyn – nie. Gdyby na przykład po podziale ligi na grupę mistrzowską i spadkową przyznawać dwa punkty dla zwycięzcy i jeden za remis, wówczas drużyny, które wcześniej pracowały na wyższe miejsca, nie musiałyby się trząść o życie. Cały sezon, 30 meczów, grały dobrze, a za chwilę wychodzi, że inna drużyna z samego dna tabeli jest w stanie je dogonić dzięki dwom wygranym.

Czyli pogoń powinna następować, pana zdaniem, w mniejszych kroczkach.

Tak uważam. W obecnej sytuacji bardzo szybko można zaprzepaścić wszystko, na co się pracowało miesiącami. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę kartki i kontuzje, które w końcówce sezonu się mnożą. Dla kibica jest to atrakcyjne, ale czy sprawiedliwe?

Gdybyście zakończyli rozgrywki na miejscu, na którym jesteście dzisiaj, czyli piątym, pewnie po cichu otworzylibyście szampany. 

Jeżeli załapiemy się do ósemki, będzie to dla nas bardzo dobry sezon. Widać drużyny, które się wyraźnie wzmocniły w przerwie letniej, mają stabilność finansową, grają już na nowych stadionach, mają kibiców na otwartych trybunach. Trudno nam się z nimi obecnie równać organizacyjnie, musimy nadrabiać na boisku.

Czy do tej trudnej sytuacji organizacyjnej da się w jakimś sensie przywyknąć? Zaakceptować ją i nauczyć w jej ramach funkcjonować?

Nie da się. Jak przy każdym problemie, z miesiąca na miesiąc człowiek czuje się coraz gorzej…

Brzmi, jakby się pan poddawał.

– Nie, absolutnie! Dopóki jest nadzieja, zawsze da się wykrzesać jeszcze trochę siły. My tę nadzieję na lepsze jutro mamy. Wszyscy pracujemy na poprawę sytuacji Górnika. Gramy, chcemy grać, chcemy wygrywać. Podstawą jest utrzymać drużynę również w dobrej kondycji mentalnej. A to naprawdę nie jest czasem prosta sprawa…

Kiedy czytamy różne teksty podsumowujące pana rok w Górniku, to wszędzie pojawia się argument, że obiecywał pan młodych zawodników. Świeżą krew w drużynie, której na razie nie widać. 

Myślę, że moi poprzednicy nie przykładali do wychowania tych piłkarzy zbyt dużej uwagi. Jeżeli zawodnicy, których dostałem po poprzednikach, nie byli przygotowani wtedy, ten rok temu, to jak mają być gotowi teraz? To jest proces, trzeba czasu. Robimy wszystko, żeby ich oswajać z Ekstraklasą, z pierwszą drużyną i jej szatnią, zapraszamy na treningi. To jest pierwszy krok w kierunku tego, by zacząć ich wprowadzać. Nie obiecuję, że zobaczymy ich już jutro, przygotowujemy ich na przyszłość.

Z trenerem Dankowskim już się tak dotarliście, że obecny układ nie doskwiera?

– Myślę, że wyniki pokazują, że dajemy sobie radę. Są minusy, ale i z nimi się uporamy. Zdałem już egzaminy na licencję A, czekam tylko na świadectwo ze szkoły średniej, którą kończę w kwietniu. Wtedy będę mógł znów siedzieć na ławce rezerwowych. W styczniu kolejnego roku zaczynam z kolei kurs UEFA Pro, czyli wszystko idzie ku dobremu.

Jeszcze w tym sezonie zobaczymy pana znów na ławce?

– Tak, myślę, że już pod koniec kwietnia powinno to być rozwiązane. Nie mogę się doczekać. Dziś nie mam prawa być z drużyną w trakcie meczu, nie mogę się na bieżąco wymienić poglądami z innymi trenerami, to bardzo utrudnia…

Macie jakieś swoje sposoby?

– Dużo rozmawiamy przed meczami. Próbujemy się przygotować na warianty, które mogą się wydarzyć. Niektórych sytuacji jednak nie da się przewidzieć. Wtedy Józek kieruje się intuicją i to on stara się zadecydować tak, żeby wyszło jak najlepiej.

Nie ma między wami żadnego kontaktu w trakcie meczu?

– Jakiś malutki kontakt jest… Na tym skończmy.

Rozmawiał Paweł Muzyka 

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
1
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
0
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu
Anglia

Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Maciej Szełęga
1
Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Komentarze

0 komentarzy

Loading...