Nicklas Bendtner. Człowiek, który potrzebował tylko dziewięciu występów i 346. minut w Serie A, by wygrać tyle mistrzostw, co Francesco Totti w całej swojej karierze. Piłkarz, dzięki któremu Arsenal wygrał pierwsze trofeum od prawie dekady. Napastnik, którego każda bramka robi furorę w internecie. Zmora obrońców, legenda duńskiej piłki. W skrócie – Lord Bendtner. I tym razem nie piszemy tego w ramach żartu. On naprawdę jest Lordem.
Skąd wziął się lordowski przydomek Bendtnera? Wbrew pozorom, nie jest on efektem niesamowitej gry Duńczyka na europejskich boiskach, choć już samo to byłoby wystarczającym powodem, by tak go tytułować. Prawda jest jednak inna – Nicklas otrzymał go, gdy był w związku z Caroline Luel Brockdorff, członkinią duńskiej rodziny królewskiej. Znany ze skuteczności Bendtner strzelił gola także pannie Brockdorff, z którą rozstał się krótko po porodzie swojego pierworodnego. Wówczas, wydawałoby się, szanse na zostanie prawdziwym, formalnym Lordem mocno stopniały.
Na szczęście sprawę w swoje ręce wzięła prasa. Duński magazyn, SE Og HØR, wpadł ostatnio na kapitalny pomysł. Jego dziennikarze, będący pod wrażeniem internetowego wizerunku jego lordowskiej mości Bendtnera, postanowili, że najwyższa pora zrobić z napastnika Wolfsburga prawdziwego Lorda. W związku z tym kupili mu skrawek ziemi w Glencoe Wood, części szkockiego rezerwatu przyrody. Lubimy takie historie.
Nicklas Bendtner, Lord Glencoe. To brzmi dumnie.