– Hmm, gdyby Monty Python założył słynne ministerstwo głupich kroków, to Cackowi należałaby się teka ministra. On niestety sprawia wrażenie człowieka, który ma za nic resztę świata, wydaje mu się, że osobiście pociąga za wszystkie sznurki, że nic mu nie można zrobić, jest nietykalny i poza zasięgiem zwykłych śmiertelników. A potem się okazuje że jednak nie poza zasięgiem i komornik zabiera mu zegarek – pisze w Przeglądzie Sportowym Krzysztof Stanowski. W sobotniej prasie ciekawych materiałów znajdziecie bardzo niewiele…
FAKT
W Fakcie mamy trzy strony – nie najgorzej. Spójrzmy w treść.
W Legii postawią Dudę na nogi. 120 minut gry to było dla niego bardzo dużo, łapały go skurcze…
Trener mistrza Polski Henning Berg (46 l.) był pod wrażeniem postawy Słowaka. – Ondrej zagrał bardzo dobre spotkanie, choć w szatni bałem się go pytać, jak się czuje – śmiał się szkoleniowiec. Norweg trzymał Dudę na boisku do końca, bo gołym okiem widać, że po odejściu Miroslava Radovicia (31 l.) to Słowak jest liderem i najlepszym piłkarzem Legii. Co prawda tym razem nie wykorzystał rzutu karnego, ale popisał się kilkoma znakomitymi zagraniami. – Lepsi zawodnicy ode mnie się mylili. Moja forma nie jest jeszcze tak wysoka, jakbym chciał. Potrzebuję trochę czasu – mówi Duda.
Reaktywacja Sandomierskiego. Brzmi to wręcz nieprawdopodobnie.
Grzegorz Sandomierski (26 l.) sporo zawdzięcza trenerowi Wisły Franciszkowi Smudzie. Szkoleniowiec sobotniego rywala Zawiszy kilka razy powołał młodego bramkarza do reprezentacji Polski i zabrał nawet na mistrzostwa Europy w 2012 roku. Gdy zawodnik przesiadywał na ławce Blackburn, Smuda chciał go ściągnąć do prowadzonego wówczas przez siebie klubu 2. Bundesligi, SSV Jahn Regensburg. (…) Co prawda do rekordu wyśrubowanego w Jagiellonii (564 minuty, zachował czyste konto w sześciu ligowych spotkaniach) jeszcze mu trochę brakuje, ale znów jest jednym z najsolidniejszych golkiperów w lidze.
W ramkach:
– Friesenbichler głodny goli
– Wojna przed derbami
– Licencja Widzewa zawieszona
Jeszcze jeden krótki tekst: Pyłypczuk wrócił do łask trenera.
Serhij Pyłypczuk (31 l.) od początku rundy wiosennej jest jedną z kluczowych postaci Korony Kielce. – Dostałem drugie życie – przekonuje ukraiński pomocnik. Minioną jesień Ukrainiec miał fatalną. Był zagubiony i bezproduktywny. Nawet jeśli dostawał szansę gry, to wałęsał się sam w ślamazarnym tempie po boisku. Widząc co się dzieje, trener Ryszard Tarasiewicz (53 l.) odesłał Pyłypczuka na kilka tygodni do trzecioligowych rezerw. – Przeszedłem doskonały poligon – wyznaje zawodnik.
Na kolejnej stronie dwie relacje z piątkowych spotkań, które oczywiście pomijamy. A o czym pisze Mateusz Borek? O mentalnej blokadzie piłkarzy Legii.
Dwa gole, sporo sytuacji, 120 minut gry, a na końcu ciekawe rzuty karne. W czwartkowym meczu Legii ze Śląskiem w ćwierćfinale Pucharu Polski było wiele emocji, ale zabrakło mi trochę poziomu sportowego. Śląsk, biorąc pod uwagę, o ile mniejszym budżetem od Legii dysponuje, zabrał całkiem ciekawą piłką, ale też nie zamierzam ich nadmiernie chwalić. To nie przypadek, że w 2015 roku ten zespół nie wygrał jeszcze żadnego meczu. W Legii bohaterem był Duszan Kuciak. Dziś wszyscy pamiętają dwa obronione przez niego karne, ale ja wciąż mam w głowie wiele nerwowych reakcji, zwłaszcza z pierwszej połowy. Ilu legionistów zagrało na poziomie, jakiego od nich bym oczekiwał Dwóch – Ondrej Duda i Tomasz Jodłowiec. Nie chcę mówić, że Legia już jest zależna od Dudy, ale idzie to w tym kierunku.
RZECZPOSPOLITA
Blatter jest chory na FIFA – nie ma wątpliwości Michał Listkiewicz, były prezes PZPN. Ciekawa rozmowa.
W maju wybory prezydenta FIFA. Kto jest najlepszym kandydatem?
– Sepp Blatter.
Dlaczego?
– Ponieważ zrobił z futbolem niesamowite rzeczy. Piłka rozwinęła się jak żadna inna dyscyplina sportowa na świecie. Słyszymy wciąż żale tych największych, ale sporo jeżdżę po świecie i widzę, co się dzieje. Byłem na przykład w zeszłym roku na Vanuatu. Gdyby nie FIFA, futbol by na tej wyspie nie istniał.
Blatter jest Robin Hoodem, zabiera bogatym, daje biednym?
– I dzięki temu w piłkę grają miliony, a futbol jest szansą dla biednych ludzi na całym świecie. Tak… Blatter ma w sobie coś z Robin Hooda. Może jest idealistą, może robi to z wyrachowania, nie wiem, ale wierzy, że futbol dla setek tysięcy ludzi jest jedyną szansą na godne życie. I na chwilę radości.
SUPER EXPRESS
Dwa tematy w Superaku, ale od razu zdradzamy: nie będziecie zadowoleni.
Rzeźnik znów dogrzewa Edytę? I dobrze, niech dogrzewa, ale my nawet nie chcemy tego tekstu czytać. Natomiast pierwsza liga też może być Bella.
Aida Bella (30 l.), była reprezentantka Polski w short tracku, to najciekawszy “transfer” w przerwie zimowej na zapleczu Ekstraklasy. Piękna łyżwiarka szybka, która zasłynęła medalem mistrzostw Europy i sesją dla “Playboya”, przyjęła propozycję pracy w GKS Katowice. Klub z Bukowej zaczyna rozgrywki niedzielnym wyjazdowym meczem z liderem z Niecieczy. – Praca dziennikarska bardzo mi się podoba – mówi nam Bella (nosi nazwisko po mężu, ale “bella” z włoskiego oznacza też “piękna”). – Relacjonowałam igrzyska w Soczi dla TVP, komentuję short track w Polsacie. Propozycja z GKS też przypadła mi do gustu. Odpowiadam za klubową telewizję, GieKSa TV, prowadzę również konferencje prasowe. Chcę pokazać, że znam się na tym, co robię, a nie że to jest na zasadzie “przyszła blondynka do klubu i nie wie, o co chodzi – wyjaśnia Bella, mająca na koncie nie tylko sesję dla męskiego magazynu, ale również udział w teledyskach, jak choćby ostatnio u Donatana.
Aha, jeszcze w ramce dostrzegliśmy trzy pytania do Kuciaka: W lidze też z nimi wygramy.
Po sześciu meczach bez zwycięstwa, wreszcie wygraliście. Legia przełamała kryzys?
– Jaki kryzys? Nam też nie było miło, gdy zawodziliśmy kibiców. Brakowało nam szczęścia. Po meczu ze Śląskiem pogratulowałem chłopakom, że wytrzymali na pełnych obrotach 120 minut. To świadczy o tym, że jesteśmy świetnie przygotowani do sezonu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka.
Widzew za burtą – dopiero tutaj mamy odrobinę dłuższy tekst o wydarzeniach piątkowych.
W rundzie wiosennej Widzew miał skutecznie walczyć o uniknięcie spadku, a pierwsze spotkanie przegrał poza boiskiem. Sobotni mecz z Sandecją nie odbędzie się. Komisja Licencyjna PZPN w piątek zawiesiła łódzkiemu klubowi licencję. (…) Do tego Widzew nie dostarczył zgody na organizację imprezy masowej tydzień przed meczem. Takie pozwolenie wpłynęło do PZPN w piątek około godziny 14.00. – W środę dostałem negatywną opinię policji. Poprosiłem władze Widzewa o naradę w tej sprawie i w piątek od rana konsultowałem z prawnikami, jakie mam pole manewru. Przypomnę, że po decyzji pani wojewody mecz miał się odbyć bez udziału publiczności, dlatego m. in. wydałem w końcu zgodę na organizację imprezy masowej – mówi PS Piotr Sęczkowski, burmistrz Poddębic. – Po prostu wiedziałem, że kiedy nie będzie tam kibiców, nic złego nikomu na pewno się nie stanie. Przyznam, że nie miałem świadomości, iż nawet mecz, w którym nie biorą udziału kibice, musi mieć w I lidze status imprezy masowej – dodał burmistrz. Decyzja, którą wydał Sęczkowski, dotyczyła tylko spotkania z Sandecją. Na kolejne mecze zgody nie ma, bo nie może jej być. Według policji w Poddębicach stadion w Byczynie nie nadaje się do organizowania na nim meczów pierwszej ligi. – Naprawdę ze swojej strony robiłem wszystko, żeby do meczu doszło. Mimo braku akceptacji obiektu ze strony policji, wydałem zgodę na imprezę masową – podkreśla Sęczkowski. Starania burmistrza okazały się spóźnione. – Cała sytuacja jest kuriozalna. Działacze Widzewa przynajmniej od dwóch tygodni wiedzieli, że mimo zakazu przeprowadzenia imprezy masowej z udziałem publiczności, muszą mieć zgodę na samą imprezę masową, bo każdy mecz I ligi z urzędu taką jest – mówi nam Łukasz Wachowski, dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN i kierownik działu licencji klubowych PZPN. Zawieszenie licencji jest jedną z najostrzejszych form reakcji i kar jaką może wydać KL.
W Śląsku pojawił się nowy kandydat na lidera. To Peter Grajciar.
W niedzielę kolejne starcie tytanów. Tym razem o ligowe punkty. We Wrocławiu wierzą, że ze Słowiakiem w jednej z głównych ról. Grajciar strzelił przy Łazienkowskiej swojego drugiego gola w czwartym oficjalnym meczu w barwach Śląska. Dostarcza coraz mocniejszych dowodów, że choć jest po ciężkiej kontuzji i półtorarocznym rozbracie z poważnym futbolem, jednak może być liderem drugiej linii wrocławian. Jest coraz lepszy kondycyjnie, a przy tym gra dużo bardziej ekonomicznie. Na początku rundy wiosennej był z tym problem. Często zamiast trzymać się środka pola (sprowadzono go, by zajął miejsce Sebastiana Mili), szukał gry na skrzydle. Nawet wtedy, kiedy nie było takiej potrzeby.
W sobotnim felietonie Krzysztof Stanowski pochyla się nad Sylwestrem Cackiem. Tytuł: Minister głupich kroków
Największą zagadką jest dla mnie Sylwester Cacek. Historia nauczyciela ZPT, który zakłada sklep z zabawkami, a kasę robi sprzedając bank za kilkaset milionów – fiu, fiu, nieźle. Byłbym naprawdę pod wrażeniem tej drogi życiowej, gdyby nie to, że przez kolejne lata wnikliwie obserwowałem jego działania, słyszałem też o nich od kolejnych naszych „wspólnych znajomych” (czyli ludzi, którzy dla niego pracowali), a także gdyby nie to, że sam miałem etap w życiu, gdy redagowałem „Magazyn Futbol”, należący właśnie do Cacka. Oczywiście moja przygoda skończyła się w sposób mało zaskakujący, czyli trzeba było się wykłócać o należne pieniądze, uprzednio będąc straszonym jakimś dziwnym „układem” (czyli układ był taki, że ja się zrzeknę większości kasy – naprawdę świetny dla mnie układ, gratuluję pomysłu). Od kilku lat Cacek zadziwia mnie konsekwencją – mam wrażenie, iż dokładnie każdy ruch, jaki wykonał w futbolu, był ruchem złym. Nie ma drugiego takiego człowieka, bo Janusz Filipiak również bywa nieoczywisty w swoich posunięciach, ale jednak czasami coś mu się udaje. Nie za często, ale czasami tak. Natomiast Cacek… Hmm, gdyby Monty Python założył słynne ministerstwo głupich kroków, to Cackowi należałaby się teka ministra. On niestety sprawia wrażenie człowieka, który ma za nic resztę świata, wydaje mu się, że osobiście pociąga za wszystkie sznurki, że nic mu nie można zrobić, jest nietykalny i poza zasięgiem zwykłych śmiertelników. A potem się okazuje że jednak nie poza zasięgiem i komornik zabiera mu zegarek.
Z sobotniego Magazynu Lig Zagranicznych wyciągamy jeden materiał. Sobiech mówi, że czeka na dentystów z Monachium.
Piłkarzy z Hanoweru czekają trzy wizyty u dentysty – Zagacie z nieprzyjemnymi rywalami. W sobotę z Bayernem Monachium, a następnie z Borussią Moenchengladbach i Borussią Dortmund.
– Rzeczywiście, nasze trzy najbliższe spotkania są niezwykle trudne. Łatwo nie będzie. Ale i czasami u dentysty nie jest tak strasznie, jak się na początku wydaje.
Jest szansa, że zagra pan przeciwko Bayernowi?
– Tak. Wydaje mi się, że mogę wystąpić od pierwszej minuty. Nie chcę oczywiście tego przesądzać, lecz po ostatnich treningach kwestia mojej gry w podstawowym składzie wygląda optymistycznie.
(…)
Nie gra pan w Hanowerze, tyle ile by sobie życzył. Chciał pan być wypożyczony – do Koeln lub Kaiserslautern. Plotka czy prawda?
– Prawda. Nie chciałbym mówić o konkretnych klubach, bo skoro do niczego nie doszło, to nie ma sensu.
Dlaczego nie doszło?
– Klub kategorycznie się sprzeciwił. Ani trener, ani działacze nie byli zainteresowani tym, bym odszedł. Stanowisko było jasne: chcemy cię w Hanowerze. Tylko, żeby tego grania było więcej.