Reklama

Jacek Magdziński, Polak grający w Angoli, zaczyna swój pamiętnik na Weszło

redakcja

Autor:redakcja

27 lutego 2015, 17:11 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jesteśmy w szatni po wygranym meczu z Kabuskorp na ich terenie, radości i śpiewów nie ma końca. W pewnym momencie wchodzi do szatni jakiś czarnoskóry gość z czarną skórzaną, dość sporą torbą. Wszyscy zamilkli, chłopaki szepczą, że to Bento Kangamba (właściciel Kabuskorb, który w 2012 roku ściągnął była gwiazdę Barcelony i reprezentacji Brazylii – Rivaldo – do swojego zespołu). Mówi coś po portugalsku, nie wszystko rozumiem, po chwili kładzie wspomnianą torbę na środku szatni i wychodzi. Nie wiem o co chodzi, patrzę po zdziwionych twarzach moich kolegów, którzy stoją zamurowani. Na szczęście kapitan się otrząsnął, podchodzi do torby, otwiera, a tam…

Jacek Magdziński, Polak grający w Angoli, zaczyna swój pamiętnik na Weszło

Ja też się nie dowiedziałem, co było w środku, bo budzik zadzwonił o 3:15 nad ranem. 3 stycznia 2015 roku po zaledwie 3 godzinach snu, w pokoju ciemno, a ja sobie myślę: – Gdzie ja jadę? Po co? Sam? Do Afryki?

Zrzut ekranu 2015-02-27 o 17.05.56Ale ok, decyzja podjęta, trzeba się ogarnąć. Moi dwaj młodsi bracia kręcili się po domu, wstali, żeby mnie pożegnać. Zrobiłem swoje, machnęliśmy braterskie selfie, zabrałem plecak i wyruszyłem na przygodę życia, z której miałem przywieźć nowe doświadczenia, worek goli i dość spore stado krów. Dobra, wyjaśnijmy sprawę bydła. Gdybym miał naprawdę zarabiać opisywane 3 krowy miesięcznie, to zakładając czysto teoretycznie, że jedna krowa daje w miesiącu 20 litrów mleka, i po miesiącu bym ją sprzedał, to litr świeżego mleka w Angoli musiałby kosztować 5 000 kwanza, a jedna krowa byłaby warta 300 000 kwanza. Tymczasem cofnijmy się do 4 października 2014 roku, kiedy w ogóle to całe zamieszanie się zaczęło, a czas na sprawdzenie kursu kwanzy, o ile jeszcze tego nie zrobiliście, będzie później.

To była wolna sobota odpoczywałem sobie przeglądając internet w poszukiwaniu niczego i dostałem zaproszenie do grona fejsbookowych znajomych od jakiegoś Niemca. Kliknąłem, Ersan Parlatan – gość po czterdziestce, zdjęcia w stroju treningowym na boisku, wspólnych znajomych – brak. Hmm, czego on chce? Olałem temat, zaproszenia nie zaakceptowałem i oddałem się dalej szukaniu niczego w globalnej sieci. Po jakimś czasie dzwoni mój telefon, patrzę niemiecki numer, co jest? Uparli się dzisiaj. Odbieram, a tam człowiek od fejsbookowaego zaproszenia. Przedstawił się i zapytał czy możemy porozmawiać w języku niemieckim czy po angielsku. Zgodnie wybraliśmy niemiecki do dalszej konwersacji. Opowiedział, że jest trenerem w czwartej lidze niemieckiej i ma przyjaciela, który szuka wzmocnień do zespołu w Angoli, który właśnie awansował do tamtejszej ekstraklasy. W pierwszym momencie myślałem, że się przejęzyczył, ale jak padło słowo Afryka, to już wiedziałem, o co chodzi albo właśnie nie widziałem. Dzwoni jakiś obcy człowiek do obecnego gracza czwartoligowego Promienia Kowalewo i proponuje wyjazd na koniec świata. Gdzie tu logika? No więc zapytałem, dlaczego ja? Odpowiedział, że wpisał w wyszukiwarkę google, kto rozwiązał umowę z pierwszoligowym polskim zespołem, a że ja taki kontrakt zakończyłem z Puszczą Niepołomice w czerwcu ubiegłego roku, to mu wyskoczyło moje nazwisko. Znalazł wcześniej przeze mnie wykonane na pamiątkę filmiki i się zainteresował, zaciągnął opinii u znajomego polskiego trenera, zdobył numer i zadzwonił. Myślę sobie – bajka jakaś, chcą mnie wywieźć i sprzedać na części, jak to robią ze z znikającymi autami, tylko z aut jeszcze wysokie odszkodowanie można zgarnąć, a ze mnie? No nic, zadałem jeszcze kilka pytań na temat drużyny, trenera, miasta, państwa. Podesłał dodatkowe informacje na fejsa, kilka fotek z Lobito i domu, w którym miałbym zamieszkać. Ustaliliśmy, że się zastanowię czy w ogóle jestem zainteresowany i dam znać po kilku dniach.

Co teraz?  W sumie rodziny jeszcze nie założyłem, życiowej partnerki brak, za to drugi stopień studiów na Wyższej Szkole Gospodarki rozpoczęty, w głowie plany założenia firmy działającej w marketingu sportowym. Ale cóż, w Afryce jeszcze nie byłem, a okazja pewnie już się nigdy nie powtórzy. Studia można kontynuować przy odpowiedniej organizacji i systematyczności, a na działania marketingowe przyjdzie jeszcze czas, nikt nie powiedział, że trzeba to robić akurat w Polsce. Po rozmowach z przyjaciółmi i rodziną po dwóch tygodniach przemyśleń i zbierania informacji od ludzi, którzy byli w Afryce, i z internetu, wyraziłem wstępne zainteresowanie wyjazdem, aczkolwiek głowa była w dalszym ciągu pełna obaw, tym bardziej że propozycja padła od kompletnie nieznanej osoby.

Reklama

Ersan Parlatan przyjechał z rodziną do Torunia na jeden z moich meczów, abyśmy mogli się bliżej poznać i żeby mógł ocenić moja formę. Spędziliśmy razem dwa dni, poznałem jego żonę i dwie córki. Po tym spotkaniu byłem przekonany, że wszystko jest prawdziwe i do Angoli mam jechać, aby faktycznie grać w piłkę. Rozpoczęła się karuzela z załatwianiem formalności, czyli szczepionek, których przyjąłem w sumie sześć, załatwianie wizy, podpisywanie i ustalanie szczegółów dotyczących kontraktu. W sprawdzaniu kontraktu od strony prawnej pomógł mi Grzegorz Mania, wieloletni zawodnik Elany Toruń, który prowadzi Kancelarię Adwokacką specjalizującą się w prawie sportowym. Po wymianie kilku maili na linii Kowalewo – Berlin – Lobito dopięliśmy szczegóły i w połowie listopada miałem już podpisany kontrakt z Academica do Lobito.

Do wyjazdu miałem jeszcze około półtora miesiąca, a polskie ligowe boiska zostały właśnie zamknięte na okres zimowy. Hmm, jeśli mam reprezentować Polskę na Czarnym Lądzie jako trzeci Polak w historii grający w Afryce, to wypadałoby jakoś wyglądać. Moi klubowi koledzy z Kowalewa zaprosili mnie na mecz amatorskiej ligi szóstek piłkarskich w Toruniu, wygraliśmy 4:3, strzeliłem 3 bramki, a kilka dni po meczu zadzwonił Marcin Budzisz, prezes raczkującego na pierwszoligowych halach futsalowych Unikatu Osiek. Ja i Futsal to chyba nie zadziała, ale dla podtrzymania piłkarskiej formy idealnie. Zagrałem w Unikacie 3 mecze, strzeliłem 2 bramki i poznałem inny wymiar piłki. Z Unikatem zdobyliśmy w tym czasie wojewódzki puchar, pokonując po drodze drużyny z Unisławia i Torunia. Po tym pierwszym znaczącym sukcesie Unikatu, który dał przepustkę do walki o Puchar Polski na szczeblu centralnym, wróciłem do załatwiania spraw z związanych z moim wyjazdem. Pozostało tylko ogarnąć wizę i czekać na bilet lotniczy od przyszłego pracodawcy. Dokumenty wizowe załatwiłem w ambasadzie Angoli w Warszawie, a bilet dotarł 23 grudnia. W tym momencie miałem pewność, że ta przygoda rozpocznie się 3 stycznia.

IMG_5713

I rozpoczęła się. 3 stycznia o godzinie 3:15 nad ranem.

Na teraz to by było na tyle liczę, że Was zaciekawiłem i będziecie oczekiwać na kolejne wpisy. Tych, którzy jeszcze nie pytali wuja google o kurs angolskiego pieniądza, proszę żeby się nie fatygowali, bo to była tylko mała prowokacja z mojej strony. Mam nadzieje że zrozumieliście żart. Głodnych informacji na temat mojej afrykańskiej przygody zapraszam na mój fanpage – TUTAJ.

Z gorącymi pozdrowieniami ze słonecznego Lobito

Reklama

JACEK MAGDZIŃSKI

Najnowsze

Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
7
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów
Ekstraklasa

Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Kamil Warzocha
0
Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...